Mailing od Mango: „Szykujemy się na śnieg i mróz!” – super. Naprawdę super, chłopaki – to mnie podnieśliście na duchu. Na razie pogoda zadziwiająco ładna, odpukać w niemalowane. TAK, WIEM, że ten dobrobyt za chwilę się skończy – aż tak głupia nie jestem.
Apropos niemalowane: poszłam w końcu do fryzjera. Nie chodzę na rzęsy, na paznokcie, no ale te włosy od czasu do czasu trzeba, żeby nie wyglądać już całkiem jak Nell z buszu. No i kurde cały zakład pogrążony był w dyskusji o tuszach do rzęs (i tak nieźle, poprzednim razem na tapecie były pogrzeby) i co? I KOLOR MI NIE WYSZEDŁ. Fryzjerka zostawiła za mały odrost, jest jakoś tak za jasno i w ogóle wyglądam jak zza krzaka. Dowodem niech będzie fakt, że jak wróciłam do biura, to pan ochroniarz mnie NIE POZNAŁ i pyta, do którego lokalu! (Do tego najweselszego, panie Staszku).
No i tak siedzę od kilku dni i się sobie nie podobam.
Mam nadzieję, że toner się zacznie wymywać i przynajmniej trochę wrócę do old self.
Z innych ciekawostek (tjaaa), to przeglądam stare pamiętniki – jako przyszłość narodu byłam OKROPNA; najchętniej sama bym siebie udusiła albo przymusowo zresocjalizowała. „Na statystyce dziś było nudno. Mam dosyć życia” albo „Nie mam szczęścia, a do mężczyzn to już w ogóle”. Ponadto połowę studiów przesiedziałam w Hadesie! Państwo łożyło na moje wykształcenie, a ja zrywałam się z drugiej połowy zajęć (albo całych) i siedziałam w Hadesie, grałam w bilard, jadłam słone paluszki i piłam kawę albo O ZGROZO ALKOHOL (pod stolikiem). I nawet w Bibliotece Narodowej myślałam tylko o podrywaniu. Naprawdę, to jakiś cud, że nie skończyłam pod mostem.
Oglądam na HBO „L – word: Generation Q” – Beth, Shane i Alice wyglądają przepięknie, nic się nie zmieniły, albo na lepsze. Ale fabularnie jest delikatnie mówiąc cienki jak nieudany barszcz. Jednak oryginał miał o wiele fajniejszy klimat.
PS. O pobycie w Zakopanem: “Góry jak góry, bez przesady”.
Oczywiście – żeby nie było niedomówień – TEŻ ZAMIERZAM JE ZNISZCZYĆ, w stosownym czasie.
I owszem, jak czytałam te najstarsze, to miałam dreszcze z zażenowania, ale później było coraz lepiej. Fascynujące jest to, że ZUPEŁNIE INACZEJ te wydarzenia pamiętam. Na przykład, wydawało mi się że byłam w tamtym okresie smutna i ponura – a czytając śmiałam się na głos. Niektórych ludzi czy wydarzeń nie pamiętam W OGÓLE, jakbym czytała wspomnienia obcej osoby (albo z innej linii czasu!). A niektóre pamiętam, ale w inny sposób. Pamięć ludzka to przedziwne urządzenie.
Rok temu dostałam z domu rodzinnego dwa worki papierów ze strychu i jakiś cudem ostał się tam jeden pamiętnik z 7 klasy podstawówki. Gdyby można było napędzać statek kosmiczny hormonami, w 3 sekundy byłabym w innej galaktyce 🤦
Wyrzuciłam z ulgą. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zażenowana jak przy wyrywkowej lekturze tego czegoś.
Jezu, kobieto, kto zostawia sobie pamiętniki? Może królowa angielska, ale ona pisząc je nawet jako podfruwajka, wiedziała już, że kiedyś ogół może to przeczytać. Więc to co innego. Ale normalny ludź powinien toto spalić, zakopać, dla pewności jeszcze uciąć łeb i zapomnieć.
W ramach szykowania się na śnieg i mróz Lidl powitał nas w sobotę ofertą gwiazdkowych czekolad (wyrobów czekoladopodobnych?) – równo dziesięć tygodni przed Gwiazdką. Już nie sześć, tylko dziesięć, musi sroga zima idzie. Stadłem szykujemy się na zimę, odwlekając rozpoczęcie sezonu grzewczego i przywykając do funkcjonowania w temperaturach ok. 17 stopni. Najwyżej zwiększymy podaż swoich rozgrzewających mikstur i będzie git. Byle do wiosny.
Hades! 🙂 Budzi wspomnienia, chociaż zapewne znacznie uboższe niż Twoje, kojarzy mi się głównie z hucznymi połowinkami. A starych pamiętników na szczęście nie muszę przeglądać z zażenowaniem – zadbałem o to za młodej dorosłości, paląc je komisyjnie w ognisku, aby ślad najmniejszy po tych wynurzeniach nie pozostał.
O, ja swoje tez z zazenowaniem spalilam, z czego po dzis dzien sie ciesze… Gdyby to moje dziecko przeczytalo, to bym sie spalila ze wstydu. Naprawde to i cud w moim przypadku, ze w miare na ludzi wyszlam 🙂