W tak zwanym międzyczasie (bo jest tak zwany międzyczas i ulubiony ciąg dalszy) zrobiło się ciepło i byliśmy nad morzem.
– O matko, czy ty to widzisz? – pytał mnie N. co chwilę, a ja co prawda nigdy nie grzeszyłam jastrzębim wzrokiem, ale akurat TO widziałam. Mianowicie bardzo rzadko jesteśmy nad morzem w sezonie i omijają nas tłumy – chociaż w Świnoujściu rzadko kiedy jest pusto – ale tym razem trafiliśmy na jakieś wzmożenie. Tyle ludzi, że musieliśmy uważać, żeby Szczypawki nam nie rozdeptano, a po promenadzie chodziliśmy tylko na jej samym początku, gdzie nie dociera główna fala eksplozji. Chociaż i tam tężnie oblepione jak kawałek tortu zostawiony w lesie mrówkami (N. już wypatrzył gałązki, na których osadza się sól i nie spływa woda i stwierdził O, JAKA NIEDORÓBA). A, i słynny zegar słoneczno – wodno – świetlny już w remoncie, a miałam go iść oglądać po zmierzchu, no ale zamiast tego napiłam się pysznego winka i też było fajnie.
Nam samym morzem było mało morza, a dużo zielonej sałaty zalegającej na brzegu (a i tak ludzie się kąpali). N. robił zdjęcia i wysyłał przyjacielowi z Galicji z opisem „Mucha lechuga”, na co on odpowiadał, że bardzo smaczna do wina. No ja nie wiem, chyba za mocny miała aromat jak dla mnie.
No i prześladowała mnie szkoła jazdy „Karasek” – od razu od zjazdu z promu. N. twierdził, że się czepiam, a to nie chodzi o czepianie, tylko co RYBA ma wspólnego z nauką jazdy samochodem? No miła nazwa i w ogóle, ale co, karasie są mistrzami kierownicy? Taki Hołowczyc wśród ryb? I to jest czepianie się? Ja wiem, że ludziom znad wody wszystko się z rybami kojarzy i może faktycznie już lepsza szkoła jazdy „Karasek” niż smażalnia „Delfin”, ale doprawdy chyba mogę mieć swoje zdanie na ten temat.
Jedliśmy pysznego tatara ze śledzia – nie tradycyjnie z cebulą i ogórkiem konserwowym, tylko z chrupiącą papryką, surowym ogórkiem w kostkę i majonez osobno, jakiś ziołowy (Sally z „Kiedy Harry poznał Sally” miała rację – sos osobno robi różnicę). Niestety nie rozszyfrowałam marynaty, a też była bardzo dobra. Natomiast gofra nie udało mi się zjeść, z korzyścią dla rozmiaru mojego tyłka, ale i tak żal.
I faktycznie BYŁO CIEPŁO i nie padało! No coś podobnego. Nie wierzyłam, że jeszcze odpalę w tym roku sandałki, a tu proszę. No to siup!
Pozdrawiam
JEZUS, MARIA!
Dziękuję i też pozdrawiam.
(Ale ja tylko tak żartuję, mam nadzieję, że Pan wie?…)
Czemu tu nie ma przycisku, jak na fejsbuniu, “uwielbiam cię”? :))))))))
Oraz najlepszego!
Zrobiłaś mi dzień!
Najlepsze życzenia urodzinowe
Dziękuję bardzo.
Urodzinowe wszystkiego najlepszego
Uprzejmie dziękuję (no nie ma co liczyć, że wszyscy zapomną!)
Ten Karasek to chyba nazwisko. Niby nad morzem powinien być bardziej Śledzik czy Fląderka, no ale…
A nam się Świnoujście już wcale nie podoba. Mąż mówi, że własnego miasta nie poznaje. Z drugiej strony, bywamy rzadko i zazwyczaj zastajemy je pustawe.
Czytałam komentarze mieszkańców, że obecny prezydent najbardziej na świecie kocha BETON. I robi co może, żeby jak najbardziej wszystko WYBETONOWAĆ. Coś w tym jest, a z zabudowaniem części nadmorskiej to już dawno przesadzili.