Nie ma to jak spędzić pół niedzieli na PRZETWORACH ZNIENACKA. Wszystko przez to, że zadzwoniła do mnie ciotka (ta od xanaxu) i jęczy – otóż miała dostać od znajomej trochę wiśni z własnego sadu, a tu niespodzianka, znajoma przywiozła jej jeszcze i śliwki. Niestety TRZY WIADRA. I żebym trochę wzięła, bo ona już nie ma ani pomysłów, ani słoików na te śliwki i cukier jej się kończy.
No to wzięliśmy trochę i co było robić, jak nie powidła, bo to najszybciej. To były dwa gatunki śliwek i jedne pierwsze raz w życiu widziałam – krwistoczerwone w środku i za cholerę nie chciały się oddzielić od pestki. Ale powidła z nich wyszły bardzo przyjemne.
(Co mi przypomina, jak pewnego razu przy śniadaniu N. kategorycznie zażyczył sobie wyjaśnienia różnic pomiędzy dżemem a powidłami. I on jadł śniadanie, a ja mu czytałam na głos internetowe artykuły o dżemach, powidłach, konfiturach i marmoladach, zamiast normalnie po ludzku zrobić awanturę i już).
A najgorsze to wiecie co? Już nawet nie to, że zamiast leżeć pijana pod monopolowym na rogu, jak aktualna siła przewodnia społeczeństwa, to pestkuję owoce i płacę podatki. Chociaż to owszem, wkurwiające, jak się przyjrzeć z pewnej perspektywy. Ale najgorsze, że śliwki to JESIEŃ – a jeszcze dostałam maila „Przygotuj się na jesień NOWA KOLEKCJA”. Otóż ja się nie chcę na jesień przygotowywać! Co za granda.
Na zapowiedź jesieni jeszcze się nie godzę 😉 mimo, że już liście na wiśni i czereśni zaczynają żółknąć i pojedynczo opadać. Ale tłumaczę to suszą i wyjaśnienie radośnie akceptuję 😉
U mnie już wiśnie przerobione, teraz czekam na śliwki, ale do węgierek jeszcze sporo czasu 🙂 Na razie ogóry ładuję do słoików 🙂
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)
Moja mama straszy mnie wiśniami od niej z ogrodu.
Wiśnie to prościzna!
Na chwilkę zasypać cukrem i zalać wódką na sześć tygodni 🙂
Aha, i wcześniej wypestkować. Spinaczem. Każdą wiśnię.
Dobra, przesadziłam z tą prościzną.
Noooo! O te pestki się rozchodzi.
Nie spinaczem, tylko szczytem techniki: drylownicą. Za dwie dychy.
Wiadro trzaskasz w godzinkę przed telewizorem i nie wyglądasz, jakbyś zarżnęła rodzinę piłą mechaniczną, tylko jak piegus.
Polecam serdecznie!
A moja koleżanka robi czereśnie w korzennej pikantnej zalewie, żeby były do mięsa.
Może wiśnie też się da.
Ja do powideł dodaję jeszcze rum albo koniak. A do wiśni rum i odrobinę gorzkiego kakao. A potem zżeramy to jeszcze na ciepło. 😉
Jesień to jeszcze pół biedy, w katalogu już zimowe kurtki :(. A jak wiadomo, zima powinna być zabroniona.