Zimno i ponuro (ale przynajmniej zaczęło padać).
Weekend nie za wesoły, naznaczony wiadomym filmem – jak to dobrze, że w rodzimym, robotniczym Żyrardowie – przynajmniej za moich małoletnich czasów, później to już nie wiem – byli księża tradycyjni. Tacy, co mieli zwyczajne, pełnoletnie kochanki oraz dzieci z babami na mieście, czasem hurtownię AGD na parafii, a nie jakieś zwyrodnialstwo. Chociaż kiedyś łatwiej było księdzową rozpoznać, bo co roku na pierwszego listopada miała nowe futro, szła środkiem cmentarza i promieniała jak jakaś Doda. A teraz jakoś wszystko skapcaniało, klimat się zmienił, a futra z aliexpresu i polimerów. Na pocieszenie księdzowej został dom i mercedes.
Z okazji poniedziałku trzynastego poszłam z koleżankami na wino, bo WHO zaleca dla kobiety dwa kieliszki dziennie, dla mężczyzny cztery, co i tak już uważamy za skandal, bo skąd taka różnica i dlaczego? Ale zaraz okazało się, że skandal jest nawet większy: WHO zmieniło zdanie! I od jakiegoś czasu zaleca kobiecie jeden, a mężczyźnie dwa kieliszki wina dziennie! Mam nadzieję, że to nieporozumienie, rąbnęli się w obliczeniach i zaraz będą pisać sprostowania i wysyłać wino z odręcznie napisanymi przeprosinami. Nasi hiszpańscy znajomi bardzo by się uśmiali, słysząc te zalecenia (dwa wina dziennie to tam się robi na mieście przed obiadem, bo przed kolacją to ze cztery).
Zakupiłam nowa książkę pana Rusinka, w której znęca się on nad mądrościami zawartymi w poradnikach oraz ogłoszeniami internetowymi („Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki”). Ledwo zaczęłam czytać i już zachwycił mnie tekst podrywu, napisany na serwetce w restauracji: „Kocham, tęsknię, czekam w sraczu”. I tym romantycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć dzisiejsze wynurzenia, bo i tak nic lepszego nie wymyślę.
Na Netflixie polecam “dead to me”.
Ja ostatnio sluchalam z ciekawoscia, jak to w moim rodzinnym miescie dwie kochanki ksiundza sie za koki na plebani (przy wielu swiadkach) chwycily, wyszlo na jaw, ze ksiundz bigamista (haha), bo obie na kasie w owadzim sklepie pracowaly:) Tyle, ze w innych dzielnicach, ale sie roznioslo:) Zastanawialsmy sie z mama, czy on je tak ze wzgledu na te prace wybieral (te promocje, te gangi swiezakow;)
A z badzo wiarygodnych zrodel wiem, ze oficjalny fundusz alimentacyjny wspomaga ksiundzowe dzieci tylko do 3 potomka, a pozniej juz szlaban, odwotnosc pincetplusa, niespojni sa w tej politycy prorodzinnej.
Sama kiedys pilam i palilam cygara z jednym ksiundzem na zagrancznych wystepach (tzn.ja urlopowo), mial ciag, wszyscy z imprezy odpadli, tylko ja (ale to nie dziwi) sie trzymalam i on, a rano pijaniusietkiego wiezlismy go na pociag, zeby na msze zdazyl;)
Powinnam mieszkać w Hiszpanii….przynajmniej w porze przed kolacyjnej.
Byłam ja kiedyś zakochana w xsiędzu…taka dobra dupa poszła na zmarnowanie. Mówiłam mu wtedy “Zrzuć koloratkę, zrzuć sutannę, najlepiej o tam, pod stół” . Nie słuchał.
A ja się ucieszyłam, że pan Rusinek ma takie samo zdanie na temat picia wina z lampek 😉 Moja odpowiedź na uprzejme „lampkę wina?” zawsze była „ piję z kieliszka” 😁
Barbarello, mój mąż pyta, co tam znowu blogerki radzą obejrzeć na Netflixie , a ja mu na to, że tym razem to ja będę musiała się ujawnić , bo chyba tylko my obejrzeliśmy – i gorąco polecamy – Casa de Papel. Nie mogę się doczekać 3 sezonu. Po obejrzeniu dostępnych odcinków swobodnie dogadalabym się z każdym Hiszpanem , szczególnie po spełnieniu zaleceń WHO 😉
Nie tylko. My też ☺
Muszę mieć tą książkę. Chętnie się czegoś nauczę:)
Warto!
A film o Tedzie Bundym widziałaś?
Przymierzam się właśnie. Warto ?
Kiedy siostrę mojego dziadka, ciotkę Julcię, kawaler wystawił do wiatru i machnął się z jakąś kucharką, ciotka wysłała mu telegram: – Wiwat Felek i patelnia!
I obraziła się na ród męski do końca życia 🙂