Trochę już zapomniałam, jak tam zmarzłam, i wróciłabym znowu. Galicyjskie wybrzeże Rias Baixas jest przepiękne.
W Vigo mają na przykład pomnik syreny – faceta (“Sirena macho”, jak go nazwał nasz znajomy). Hm, za piękny to on nie jest, ale zalotny bardzo.
No i flan de cafe też mają. Tych białych guzików nie jadłam, od razu mówię.
Pontevedra podobno jest najpiękniejszym miastem Galicji – możliwe, byliśmy tam niestety tylko wieczorem i nie widzieliśmy zbyt wiele, ale ładnie było bardzo.
A to już Santiago. Idziemy do katedry.
Hiena na portalu katedry.
Od tej wilgoci cała katedra porasta mchem i wygląda jak wyjęta ze scenografii jakiegoś gotyckiego filmu SF.
W parku alameda stoją Dwie Marie, za każdym razem mam ochotę sobie zrobić zdjęcie, ale zwykle są tłumy, tym razem mi się udało.
W cukierniach, oprócz ślicznych flores, są jeszcze inne galicyjskie ciastka, na przykład orellas, czyli uszy. N. z naszym przyjacielem doszli do wniosku, że w mieście, w którym te ciastka powstały, ludzie musieli mieć strasznie duże uszy. Orellas jada się głównie na Nowy Rok i w karnawale. Są dobre, a byłyby jeszcze lepsze gdyby nie to, że ten cukier, którym są posypane, jest z anyżkiem (fuuuuuuuuu!… anyżek FU).
A to wspomniane BOTELO. Wisi na sznurku obok suszonego świńskiego ryja, których pełno na targu. Nasz przyjaciel z kamienną twarzą twierdzi, że Galicyjczycy kupują je sobie jako maski na karnawał, tylko przyszywają gumkę z tyłu. Nie wierzę mu, bo świńskie ryje wiszą na targu przez cały rok, nie tylko w karnawale.
Botelo zdecydowanie nie jest daniem dla mięczaków. Ale ten różaniec z paprykowej kiełbasy bym chętnie przytuliła do serca (i garnka).
A na fasadzie jednej z kaplic widzieliśmy taki oto BARDZO REALISTYCZNY wizerunek smażenia się w piekle żywcem:
I z tą refleksją Szanownych Państwa zostawiam, bo właśnie wpadł do domu jakiś ubłocony kocmołuch, znany poprzednio jako mój pies Szczypawka.
Penisków nie jadłam, bo wyglądały na zwykłe ptysiowe ciasto z jakimś kremem. Czyli prawie nasz ekler, a ja i tak mało miejsca w żołądku miałam, to co się będę rzucać na eklera?
Te Marie mają jakieś nienaturalnie szczupłe nóżki…
Bo one biedę cierpiały po wojnie, zaczepiały ludzi w parku i proponowały im szycie ubrań, może dlatego.
Te rogaliki fajnie wygladaja, ale floresy i tak lepsze. To znaczy, tak mysle, bo nie jadlam, tylko to zdjecie bardzo do mnie przemówilo. Faworki uwielbiam, a jak taki flores jest jeszcze cienszy, i usmazony na oliwie, która tez uwielbiam – no to nie moze nie byc zajebisty.
A te pudrowane peniski ze stosu z tyłu dobre? Bez anyżku?
Wzdech.
Pięknie tam.
A co oni wlasciwie robia z tymi swinskimi lbami? Tu u mnie tez takie sprzedaja, i nie wiem co z tym robic…
NIE MAM POJĘCIA. Uszy gotują i jedzą. Tak po prostu, w wielkim garze, pocięte w paski, z papryką. I te ugotowane paski później podają jaka przekąskę. Nawet jest specjalny bar Orella, gdzie do wina dają te uszy z wielkiego gara.
Ale co robią z resztą? To wielka zagadka.
Mam zdjęcia z tymi samymi eee… figurkami w Santiago 😉 A byliście na dachu katedry? Co się pytam, pewnie byliście 😉 Widok jest fantastyczny!
Miło się ogląda bo znam te regiony jak własną kieszeń. Mój wybranek serca pochodzi z Vilagarcia koło Vigo. Co was skłania do odwiedzania akurat Galicji? Mnie osobiście strasznie się tam nie podoba. Zimno, wieje, co to ma być Hiszpania? 🙂 Ja lubię ciepełko i ubolewam nad tym że moja rodzinka mieszka akurat w tamtej części.