Znalazłam w torbie ćwierć dolara amerykańskiego. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięło. Zebra wróciła prawie rok temu, a poza tym zaprzecza, jakoby wrzucała mi drobne do torby.
(Ja cały czas mówię, że u nas w domu mieszka jakiś byt równoległy, który sobie używa, jak nas nie ma, a jak wracamy, to się chowa. I niechętnie zostaję sama na noc, bo jak mu się znudzi i przyjdzie pogadać?… A teraz jeszcze mi wrzuca dolary do torby).
Poza tym co. W Świnoujściu byliśmy na chwilkę. Wyraźnie zakazałam budzić się przed dziewiątą, więc to oczywiste, ze o siódmej dwadzieścia, po kilku NIECHCĄCYCH kopnięciach w łóżko, mój najdroższy mąż zawisł nade mną:
– Słuchaj… Bo my już umyliśmy balkon, okna, dokręciliśmy wszystkie krany i uszczelki, a teraz twój ojciec z nudów myje poręcz… Może byś już wstała bo nam się nudzi i zjedlibyśmy jakieś śniadanie?…
Pogoda była jak drut, więc poszło się na plażę, zjadłam mega gofra z toną bitej śmietany – na inaugurację sezonu i z okazji tego, że kupuje sobie skakankę. N. się BARDZO zdziwił, jak mu to powiedziałam. Trzy razy pytał, czy na pewno mam na myśli SKAKANKĘ i czy wiem, co się z tym robi (wiem! Byłam kiedyś MISTRZYNIĄ skakanki). Naprawdę, jak on we mnie nie wierzy. Gdybym powiedziała, ze piłam krew niemowląt, a z reszty robiłam granulat i karmiłam wrony – to by mu nawet powieka nie drgnęła. A w skakankę nie chciał uwierzyć.
Na jednej budzie był napis:
RYBY
ZYWE
WĘDZONE
OTWARTE
… więc prześladowała mnie wizja otwartej ryby.
Na plażę przyszła wycieczka dzieci. Naprawdę, wielki szacunek i podziw dla osób zawodowo opiekujących się dziećmi w grupach. Ja bym dostała załamania nerwowego na pierwszym przejściu dla pieszych, próbując ogarnąć to towarzystwo. Natomiast u Basków widzieliśmy z N. w którymś z tych małych miasteczek, jak dzieci z przedszkola wyszły na spacer. Miały cos w rodzaju liny, takiej kolorowej, uplecionej z gałganów, na linie powiązane były supły, i każde dziecko trzymało się rączka tej liny. Z prawej albo lewej strony. Pięknie to wyglądało – szła taka rozgadana, kolorowa stonoga – i chyba fajny pomysł i bezpieczny.
(Więc oczywiście doszliśmy do wniosku, że najlepiej byłoby nawlec te dzieci na żyłkę wędkarską – przeciągnąć im żyłkę przez uszy – z supełkami, żeby marudy nie zostawały w tyle).
Mimo pogody jak drut, wróciliśmy, żeby zajadać się szparagami na tarasie z przyjaciółmi. Przepis na sukces: na litr wody, trzy płaskie łyżki cukru i jedna soli. Wychodzą bardzo pyszne.
I taki to był ten koniec świata u nas na wsi. Bardzo przyjemny.
CYDR w Lidlu??? lektura komentarzy jest BARDZO przydatna!
nooo… motyla noga ;))
kod: bazak, a powinno być balzak (o mnie w kontekście twórczym)
Wampi, te trzy kropki, to noga?
Dziękuję, kochana jesteś. :-))
Z zawsze udających się to jeszcze dorzucę vinaigrette z dodatkiem posiekanego pomidora i posiekanego jajka na twardo. Również do karczochów.
Na jabłkowy bym nie wpadła! Ale może byc ciekawie.
W dniu imienin Krokodyla!
Życzę lata jak… motyla
Kolorowo, lekko, zwiewnie
Niechaj pora ta przebiegnie 🙂
No a reszta roku jeszcze fajniej!!!
Pani kochana – zielone bez obierania, ok 8 minut, białe do 15-tu (no i białe trza najpierw obrać z łykowatej skórki)
Wampi – moje to były. Lekko poczułam. Też dzieciom będę rysować laurki. ;-)Z dorosłymi oblewam w sobotę. Niestety, ten miesiac też ma dla mnie i cień, duży. Miesza sie gorzkie ze słodkim.
Pozdro!:-)
Ile czasu w tym maśle mają sie dusić szczupłe zielone szparagi?
Ja uwielbiam kalorie, więc przepis jest dla mnie super!
to ja dodam genialny – i zawsze wychodzący;) – sos do szparagów, który kiedyś wymysliłam a teraz pewnie sie dowiem, ze to znane od lat…:)
Się bierze patelnię teflonową dużą, wrzuca na nią dwa grubo posiekane kwaśne jabłka, dolewa ciut wody i dusi, az zmiękną i zrobią się pulpą (z grudkami). Potem uzupełnia się to 2/3 kartonu soku jabłkowego i dusi do odparowania, na koniec dwa zgniecione ząbki czosnku, trzy-cztery łyżki żurawiny (takiej ze słoika, słodkiej), łyżkę masła i ew. kilka suchych żurawinek.
Miesza się aż będzie gęste i tym na szparagi – jest super. I pięknie wygląda:)
Trzeba je dusić na leżąco. A co do kaloryczności to tego masła nie trzeba potem jeść (choć jak kto lubi i mu tętnice od nadmiaru cholesterolu nie popękają to może). W samych szparagach nie czuć potem tego masła bo one nim nie przesiąkają. Za to smak jest silnie skoncentrowany i o to chodzi
Szparagi, które pasjami uwielbiam wychodzą najlepiej na parze. Tak po prostu, nie tracą smaku do wody i nie mają milion kalorii z masła.
Zamiast sosu holenderskiego, który to dość trudno zrobić, kucharz holenderski podrzucił mi inny sposób. Jajeczko ugotowane na średnio twardo, takie gorące mieszamy z masłem. Można widelcem wtedy ma fakture, a można zmiksować i smakiem będzie bardzo w klimecie sosu.
No i obowiązkowo białe wino, reńskie.
@ wamp
Prawie trzysta złociszy! Istne szaleństwo 🙂
Dzisiaj w kalendarzu zobaczyłam,że są imieniny Krokodyla! Kroko, czy to Twoje? 🙂
To znaczy ja będę na leżąco, a one w pionie ;>
W ostatniej chwili wpadłam na na forum, żeby sprawdzić przepis. No i prawie było za późno, bo szparażki zaczynały sie gotowac we wrzątku. Ponieważ ustawiłam je w pinie, doszłam do wniosku, ze tyle masła to nie mam w chałupie ani u Sasiadki tez nie. Dodałam więc kostke do wody. Wyszły OK. Ale następne spróbuję z masłem, czy możan je dusic na leząco?
PS. Sos holenderski nie wyszedł!!! Niech go!!! Tylko paluchy poparzyłam nad goracym garem. Jajecznica jedna. Dałam serowy z cytryną – bardzo!
no i co?! i co?!
Ile za to płacą?
Ale masz pechaaaaa 🙁
Jak sie robi czerwone litery w komentarzach? Rety, no to teraz mam przechlapane….
Poszedłem zagrać w lotto. Trafiłem czwórkę. Jeśli o mnie chodzi, niech się świat kończy trzy razy w tygodniu 😀
O Święty Jacku, jakie to szczęście, że nie znałam tego przepisu wcześniej! Bo bym już wazyła 340 kilo, minimum! (Tylko bym proporcje odwróciła… Na pęczek szparagów, dwie kostki masła).
Zielone rzucone na krótko na patelnię z oliwą i posypane grubą solą (albo solą w płatkach) też są pyszne.
Ale przepisy fajne. Ten z masłem i ten azjatycki.
Edyta, zabraniam takie linki podawac BEZ OSTRZEŻENIA dużymi czerwonymi literami!
Barbarello, nigdy, ale to przenigdy nie gotujemy szparagów w wodzie lecz w maśle (im wiecej tym lepiej). Bo działa to tak, że one wodzie oddają cały swój smak (dlatego zupa z nich jest tak intensywnie szparagowa w smaku), natomiast jak się gotują w tłuszczu to smaku nie oddają i dzięki temu zabiegowi pozostawiają w swym jestestwie wszystko co najlepsze. Na 2 pęczki szparagów, kostka masła i sok z cytryny pod koniec duszenia. Polecam!
Skakanka jest rzeczywiscie podejrzana…
Jakoś przy pierwszym czytaniu nie zwróciłam należytej uwagi na SKAKANKĘ. Ale tak w ogóle, to dobrze wszystko, tak? Czy może chcesz nam coś powiedzieć?
Fajne to wyprowadzanie przedszkolaków, naprawdę. Moje błakąly się w rozwalajacych się parach w prującym sie szyku. jedna część wycieczki przeszła przez ulicę, druga na nią dopiero wchodziła. ktoś wpadał do kałuzy itd. Byłam raz, to wiem, bo próbowałam to wszystko skwapliwie cerować. I stonogom mówię TAK.
Do uslug 🙂
przedszkolaki, gdy przechodzą po moim osiedlu, trzymają się rękami długaśnej stonogi – a jeśli jest ich mniej, to mają koło hula hop
A wiesz, właśnie się nim raczę, tym cydrem, i jest całkiem całkiem, szczególnie że i pogoda u nas aktualnie taka jakby południowa. Jeszcze tylko hamak i w ogóle prawie jak nad Śródziemnym. ;D
Nawet końca świata w dzisiejszych czasach człowiek nie moze być pewien!!! Dzień przed końcem świata przegrałam zakład. O tyrajmisiu własnej roboty. Z Sąsiadką. Akurat lenistwo dopadło mnie takie… oj! No więc kombinuję, że owszem, zrobię, ale jutro wieczorem po 20:00. Zadowolona, że koniec swiata rychło nadejdzie i kwestia sama się rozwiąże, pogrążyłam się w nieróbstwie i miłej lekturze. No i co?! Po 20:00 AWANTURRRA, GDZIE TIRAMISU I DLACZEGO NIE MA???!!!
A! I jeszcze taki był pożytek z tego końca swiata, że zamiast zapłacić ubezpieczenie, zakupiliśmy najdroże wino, z tych co zawsze mieliśmy ochotę. Ładnie nas z tym końcem świata załatwili….
A ja nowy świat (po końcu starego) przywitałam jedząc na śniadanie (pierwszy raz w życiu!!!) SALCESON. Dobry był, nie powiem.
A ja spędziłam go w błogiej nieświadomości, że Świat się kończy. Ale skoro już po nim, to witajcie w Nowym Wspaniałym Świecie;-)
A ja z zupełnie innej beczki, ale w temacie, który się interesująco rozwinął parę dni temu – JEST CYDR! Normandzki, owocowy, w sklepie pod tytułem Lidl 🙂 Inny, niż klasyczny, jabłkowy, ale bardzo smakowity 🙂
Jak spędziliśmy koniec świata? Mieliśmy, kurde, urodziny. Więc owszem, tak, koniec był. Jak najbardziej. Im dalej po trzydziestce, tym cięższe te końce są.
A dolary to wiesz, może zapowiedź jakieś inflacji? Albo deflacji? Lub ewentualnie nagłego napływu obcego kapitału nad Wisłę? Nie lekceważyłabym tego.
Dziękuję za uznanie 🙂
Nie jest łatwo 🙂
1,5 szklanki pokrojonych w centymetrowe plasterki zielonych szparagów
1 łyżka ziaren sezamu
kilka łyżek oliwy
1 łyżka startego imbiru
posiekana 1 szalotka
posiekany ząbek czosnku
garść kiełków fasoli
mała czerwona papryka lub połówka dużej, pokrojona w kostkę
kilka łyżek sosu sojowego Kikkomann
sok z 1 limonki
Rozgrzewam na patelni oliwę, wrzucam na nią sezam, dodaję szparagi, imbir, szalotkę i czosnek. Mieszam, smażę przez 1 minutę.
Dodaję paprykę i kiełki. Smażę przez 1 minutę.
Zestawiam z ognia. Wlewam dobry sos sojowy japoński i sok z limonki.
Leżąc do góry brzuchem w chłodnym i cichym mieszkaniu.
polskie przedszkolaki też chodzą tak na spacery 🙂 Mają linę albo kolorowego węża:) Widziałam już kilak takich “wycieczek” w różnych miastach Polski 🙂
Edyta, świetne!
Podaję dalej 🙂
jak to, nie wiesz jak wygląda otwarta ryba? spójrz na usta pierwszej lepszej modelki
A propos Szczypawki i konca swiata:
http://www.huffingtonpost.com/2011/05/16/judgment-day-may-21-pets_n_862580.html
oraz
http://eternal-earthbound-pets.com/Home_Page.html
Troche spoznione, ale moze komus sie przyda mimo wszystko 🙂
Gdybys znalazla, powiedzmy, milion dolarow niewiadomego pochodzenia w torebce, to owszem, byloby sie czym martwic, bo pewnie jacys powazni panowie zazadaliby spotkania z owym mieszkancem Twojego domu i nie moglabys dluzej unikac konfrontacji z nim 🙂
w stutysięcznym tłumie na Francuskiej. to prawie jak koniec świata.ale. odkryłam, że otwierają tu tapas-delikatesy (szkoda jednak, że nie tapas-bar) 🙁
ale lubię twoją łazienkę.
spoko, nie przyjdę. nie lubię gadać.
u mnie na wsi pod Łodzią w prywatnym przedszkolu też mają taki patent, tylko chyba na krokodylka, dzieciory trzymają się nóg krokodla (ma ich nadprogramową ilość) i maszerują 🙂
Co do szparagów, to co trochę czytam gdzieś jakis wybitny przepis na nie i zawsze bardzo prosty i jakoś jeszcze te szparagi mi nie wyszły.
O, chyba jechałam tą trasą lat temu trzy: http://zuzanka.blogitko.pl/2007/06/16/z-okna-samochodu/
A mistrzynią skakanki jest Michelle Obama. I Olimpia Akolitis.
Spod szafki. Pod szafką jest przecież WSZYSTKO, to ten sam rodzaj nieskończonego potencjału jak w futrze tego potwora z kreskówki – on mógł wyciągnąć z futra wannę (nie na odwrót), a Radamsa jest tak naprawdę bardzo powściągliwy serwując Wam TYLKO ćwierćdolarówki.
Ale skąd bierze dolary?
Byt równoległy pewnie mieszka pod kuchenną szafką, jest kosmaty i ponury, i jak się rozzłości to mówi “radamsa”.