No i wyszło na to, że ci od zimowych kurtek mieli rację. W zasadzie to słusznie, pod naszą szerokością geograficzną przecież skrobie się przednie szyby nawet w maju. Ale takiego lodowatego wiatru, jak przez ostatnich kilka dni, to nawet w grudniu nie było.
Natomiast do Zebry wrócił kot Janusz po osiemnastu miesiącach nieobecności. OSIEMNASTU MIESIĄCACH. Opuścił chałupę w zeszłe wakacje, kiedy Zebra wyjechała i zainstalowała swoją mamę do pilnowania, a mama przybyła ze swoją psicą. A psica z Januszem – no cóż, nie polubili się, NIE KLIKNĘŁO. Kilka dni koty siedziały na czubkach sosen, a później Janusz machnął ręką i wybył. I tyle go widzieli.
Zebra go opłakała i przeszła żałobę – bo owszem, czasem znikał na kilka dni, nawet tygodni, ale zawsze wracał. Często dość poharatany, z rozprutym brzuchem czy łapą trzymającą się na jednej nitce. No więc mając na uwadze jego awanturniczy charakter, doszła do wniosku, że gdzieś w końcu przegrał z większym od siebie łobuzem. A tu ci w sobotę Janusz wmaszerował przez bramę – zdrowy, wypasiony, wszedł do chałupy i nie chce wyjść – jak nigdy, bo zawsze się włóczył (dobrze, że przynajmniej jest wykastrowany). Niezły gap year sobie urządził – może miał kryzys wieku średniego, wybalował się za wszystkie czasy i wrócił na spokojną emeryturę.
A do kompletu – astronauci z ISS też nareszcie wrócili do domu. Po dziewięciu miesiącach – czyli Janusza nie było dwa razy dłużej.
Niby codziennie serwisy informacyjne elektryzują jakieś skandale, a jakiś taki przednówkowy marazm. No ile można czytać o Dodzie, co kupiła Żabkę. Swoją drogą – co ludzie kupują w Żabkach? Byłam chyba dwa razy – po chrupki (faktycznie mają sporo różnych) i po lód na imprezę. Atmosfera jak na stacji benzynowej – a rosną na każdym rogu jak grzyby po deszczu, z czego te sklepy się tak naprawdę utrzymują? No wiem, wieczorem każdy wpada po flaszkę, ale serio to wystarczy? Albo bardzo jestem nie w nurcie dzisiejszej ekonomii, albo faktycznie to jakiś przekręt.
No i tak to. Wszyscy zachwycają się serialem „Dojrzewanie” i pewnie w końcu zdegustuję – z tym, że ciężki temat. Jeszcze nie mam na tyle zmagazynowanej energii i optymizmu, żeby się na niego rzucać. A z kolei trzeci Lotos – hm, przeczytałam komentarz, że akcja posuwa się do przodu w tempie lodowca i chyba się z tym zgodzę. Wiadomo, że budowanie napięcia jest ważne, ale trochę w kółko wałkują to samo, albo może jestem za mało spostrzegawcza. No nie wiem. Niech już w następnym odcinku coś się WYDARZY, bo naprawdę.
Jestem gruba, zimno mi i mam w cholerę dosyć tej zimy.
W najbliższej Żabce odbieram za duże na paczkomaty przesyłki 🙂 I nigdy tam nic nie kupiłam…
Ci astronauci co wrócili, ponoć proszą żeby ich wysłać z powrotem, na 4 lata…
A w Żabkach, droga Pani, młodzież szkolna się zaopatruje masowo w fast foody i napoje energetyczne
Osobiscie mialam bardzo podobne kocio-doswiadczenie mieszkajac w Edynburgu. Moj wspolokaror powiedzial pewnego ranka, ze slyszy kocie mialczenie na dachu, a mieszkalismy wtedy na czwartym pietrze, czteropietrowej kamienicy. Ja, zagorzala milosniczka kotow, natychmias zazadalam, zeby tego kota jakos zawolal, ale on odmowil mi tej przyjemnosci, twierdzac, ze nie moze ot tak czyjegos kota sobie zawolywac. Po kilku dniach, przez okno do mojego pokoju troche niesmialo wszedl dosc przykurzony czarny kot (budynek byl wtedy “otulony” rusztowaniem). I zostal. Ponad rok. Po roku wlazl na drzewo na podworku i nie mogl zlezc, polowa sasiedztwa sie zaangazowala w jego ratowanie, a i tak nie obylo sie bez pomocy ‘tree surgeon’. Okazalo sie, ze to byl kot sasiadow z ulicy, mieszkajacych jakies 100 metrow od nas, ale widocznie u nas lepiej sie mu podobalo. Sprawdzil to raz podczas pewnej jesiennej nocy, kiedy nie wrocil do nas na noc, ale w poludnie byl z powrotem z nami. Wspinal sie po tym rusztowaniu w te i wewte na sam dol, do poziomu ulicy, a ja musialam miec okno otwarte, zeby mogl wrocic jak juz mu sie znudzilo bycie na zewnatrz. Po tej historii z ratowaniem go z drzewa, prawowici wlasciciele sie o niego upomnieli i mialabym w nosie, ze sie upominaja, skoro ewidentnie sobie nas upodobal, ale mieli dwojke malych dzieci, ktore tesknily za nim i bardzo sie zaangazowaly w ratowanie go z drzewa. Niedlugo potem rusztowanie zostalo zdemontowane, i nie mogl nas juz nawet odwiedzac, choc czasem przychodzil pod brame. A tak w ogole, to ja na poczatku myslalam, ze to kotka i nazwalam ‘ja’ Bella az pewnego dnia dostalam smsa od wspolokatora ‘Bella has a penis’. I tak oto Bella zostala Bell.
no patrz, mój współpracownik, też w Holandii, miał dwóch kocich braci i jeden postanowił go opuścić. Po kilku dniach zmartwień okazało się, że wybrał sobie sąsiadów 3 domy dalej, ale ten mój kolega się z tym pogodził 😉 zwłaszcza, ze koci bracia niespecjalnie za sobą przepadali.
Więc Barb, może Janusz też był w bliskiej okolicy przez te półtora roku 😉
Jestem zimnolubna raczej, ale w tym roku zimne powietrze jest zimniejsze. Nawet nad Bałtykiem, gdzie bywam regularnie przed i po sezonie…
Kot niesamowity, po takim czasie wrócił. Może go ktoś, w dobrych warunkach,uwięził, a teraz udało mu się
czmychnąć 😉 Lubię Cię czytać, robię to cichutko, rzadko komentując. Pozdrawiam ciepełkowo 🙂
Wiesc o Januszu jest porzadnie optymistyczna i lubie to! Ja nie wiem, “Dojrzewanie” mnie troche zatrzymalo na drugim odcinku, ale obejrze, obejrze… Za to na Apple jest “Berlin Krank” tudziez “Krank Berlin”i to calkiem, calkiem… I – odkrylam to dopiero wczoraj – ze “Green Wing” ma kontynuacje w postaci sluchowiska, ktore sie nazywa “Green Wing – Resurection”…