Informuję, że kupiłam Szczypawce lewacką karmę z insektów. Wiadomo, jak to o mnie świadczy – a jak jeszcze dodam, że najbardziej mi smakuje pad thai z TOFU (!!!) i warzywami, noooo – to już pozamiatane; nie ma dla mnie nadziei, oprócz egzorcyzmów salcesonem być może.
Byliśmy nad Bałtykiem – bardzo śmiesznie, bo przyjechaliśmy w czwartek, zimą – a wracaliśmy w niedzielę, wiosną. A pod sklepem z rybami jeden miły młody człowiek powiedział do mnie „Fajnego ma pani chomika!” – gdyż trzymałam na smyczy Szczypawkę. N. oczywiście traktował mnie później jak nierządnicę babilońską, bo przecież porządnych kobiet w średnim wieku młodzież nie zaczepia i na pewno musiałam przed tym sklepem wyprawiać nie wiadomo co! Okazuje się, że jak są z jamnikiem – to najwyraźniej zaczepia, wszyscy zaczepiają i opowiadają mi o swoich psach i swoim życiu (jedna pani emerytka ma ośmioletniego szpica i on TEŻ PROSZĘ PANI ma taki mądry wyraz twarzy) (jak ja? czy jak Szczypawka?).
W międzyczasie przewaliła się inba z lekarstwem na wrzody dla konia – facet spędził na dołku pięć godzin dzięki postawie obywatelskiej pani aptekarki. Bardzo mnie to zainteresowało, bo jakiś czas temu też kupowaliśmy lek na wrzody na receptę weterynaryjną – i też mieliśmy problemy, bo nigdzie nie można go było dostać. W końcu jednak się udało i nikt mnie nie aresztował, ale NIE MÓWMY HOP, bo przecież ta recepta jest w systemie i w każdej chwili jeszcze mogą mnie zgarnąć, prawda? Bo chyba nie sądzimy, że te okurwieńce niczego nowego w tym temacie nie wymyślą.
Tak się ucieszyłam, że skończyliśmy „Faudę” – bardzo dobry serial i nawet nauczyłam się w końcu ich odróżniać, ale ile można?… No ale uff – dobrnęliśmy do końca czwartego sezonu. No więc od razu Netflix podsunął KOLEJNY serial z Doronem – oglądamy, a jakże! Nadal nie wychodzi mu z kobietami i teraz biega i rozrabia dla odmiany po Nowym Jorku. A na dodatek podobno już nakręcili piąty sezon „Faudy”. Aaaaa!… Ja chcę coś nastrojowego, filozoficznego i bez glocków zatkniętych między pośladkami!
A propos czegoś nastrojowego i filozoficznego: niezły jest najnowszy odcinek u Agi Rojek o zaginionej instagramerce z Tajwanu, którą (UWAGA SPOILER!) rodzina byłego męża poćwiartowała i ugotowała na niej zupę w dwóch dużych garnkach. A na dodatek to się wydarzyło miesiąc temu! Nie należy przesadnie ufać ani mediom społecznościowym, ani rodzinie męża – od zawsze to powtarzam.
Przyszło rozliczenie mediów za drugie półrocze – no, to wszyscy sąsiedzi się dowiedzieli, CO MYŚLĘ o obecnym rządzie (jeśli jeszcze tego nie wiedzieli). Tak to jest, jak człowiek otwiera korespondencję jak ten idiota – na trzeźwo!
PS. Sałata ma się świetnie.
Taaak, nic nie jest tak wspaniałe dla systemu, jak nadgorliwcy… Mam szczerą nadzieję, że kiedyś ktoś wykaże się podobną postawą obywatelską wobec pani aptekarki.
PS Smażone świerszcze są dobre, polecam.
PPS A już na pewno są lepsze od salcesonu! choć to akurat niewielkie osiągnięcie, bądźmy szczerzy.
Ale gdybyś wyprowadzała na spacer sałatę, to miałabyś dopiero branie. Tylko rozmowa o mądrym wyrazie twarzy już nie wchodzi w grę. Chyba. Także ten. Wypróbuj.