O BARDZO UPALNYM WEEKENDZIE

W Madrycie byliśmy. Pierwszy raz od dwóch i pół roku.

Nie powiem, pogoda sprzyjała – od razu po przyjeździe walnęło nas 37 stopni; jakoś dawało radę, kiedy człowiek szedł a) ocienioną stroną ulicy, oraz b) od czasu do czasu nurkując w klimatyzowanych lokalach. Ale nie jest to moja wymarzona temperatura, umówmy się. Lubię ciepło, ale nie AŻ TAKIE CIEPŁO.

W związku z tym – cóż było robić, SPROWADZIŁAM BURZĘ. Serio. Na rozpalony do czerwoności Madryt spadł deszcz i ochłodziło się do miłych 29 stopni o dziewiątej wieczorem. Ludzie OSZALELI, a na ulicach i w knajpach nagle zrobił się tłok. Bo tak w ogóle, to już taksówkarz co wiózł nas z lotniska powiedział, że mało ludzi; że to nie to, co kiedyś. I faktycznie – nawet w knajpach, gdzie kiedyś o miejscu przy stoliku czy bardzo można było sobie pomarzyć – teraz były miejsca do wyboru, do koloru. Nie, żeby zupełnie pusto – ale widać różnicę. Na Mercado San Miguel też mniej ludzi, bez problemu się spaceruje z kieliszkiem i można było dorwać miejsce siedzące. 

W każdym razie – w związku z cudownym wieczorem włączył mi się tryb nieśmiertelności i następnego dnia byłam ŻYWYM TRUPEM. A nawet bardziej trupem, niż żywym. Takiego kaca nie miałam od bardzo, bardzo, bardzo dawna. Nie pomógł prysznic, aspiryna, spacer. Co pięć minut żegnałam się z N., bo miałam wrażenie, że właśnie umieram. Nie wiem JAKIM CUDEM udało mi się dobrnąć do Plaza de Espana, bo ziemia mi falowała pod stopami – w dodatku to, co zrobili z tym placem, z tym cudownym pomnikiem, to naprawdę decydenci powinni zgnić w lochach przykuci łańcuchami do ściany i do picia dostawać tylko mocz (w dodatku nie swój, tylko sąsiada z prawej strony). Rozpieprzyli piękny park ze starymi drzewami, zlikwidowali fontannę i lustro wody, w którym przeglądał się Don Quijote, pierdolnęli jakieś chwasty pod pomnikiem i nie ma już trawników pod drzewami, na których siedziały papugi i się darły. W ogóle nie ma żadnych papug (ani prawie żadnych drzew). Za to jest wielki ekran, kilkaset zasranych plastikowych krzesełek, czyli KINO LETNIE. Powodzenia. Ciekawe, ile osób przychodzi do tego cholernego kina na środku rozpalonej patelni w takie upały. Czy naprawdę wszystko na tym świecie musi się zmieniać na gorsze?…

Dużo fajnych miejsc się zamknęło. Niektóre stoją puste, w niektórych jest coś innego (ale to akurat norma w Madrycie, że knajpy się zmieniają jak pory roku – ale pustych jest o wiele więcej, i to w samym centrum). Ale otworzyło się kilka nowych, fajnych miejsc – oby im się wiodło jak najlepiej. Żałuję, że przez własną głupotę nie byłam się w stanie obeżreć różnymi pysznościami, ba – ledwo wbiłam w siebie kilka krewetek u Abuelo w niedzielę wieczorem. N. mi teraz wypomina, do ilu miejsc przeze mnie nie poszliśmy, bo zamiast spacerować i zwiedzać, to on holował zwłoki. No – tak było, TAK BYŁO, nie ma co chować głowy w piasek (ani innych części ciała).

Właśnie przed chwilą wyszłam na taras, wlazłam w pajęczynę i tak się wydarłam, że wszystkie psy w okolicy zaczęły wyć. 

Oraz – oczywiście – nie piję alkoholu do końca życia. 

PS. Przepraszam za to, że włączyłam zatwierdzanie (pierwszego) komentarza – wszystko przez atak ruskich botów, jednego dnia palce mnie rozbolały od klikania ikonki z koszem. Całuski w rybie łuski.

6 Replies to “O BARDZO UPALNYM WEEKENDZIE”

  1. Czytam Wasze komentarze i nie wiem, na kogo się zapatrzyli, ale zrobili to wszyscy prezydenci i burmistrzowie, a może i nawet wójtowie (o, właśnie przypomniałam, że znam przynajmniej jednego takiego wójta). Wszędzie w centrach większych skupisk ludzkich wykarczowano drzewa i wyłożono beton. No nie wiem, może dlatego, że przewidzieli kryzys gazowy i mamy tam teraz chodzić/jeździć, żeby smażyć jajka? Albo do odpychania chmur burzowych (nieraz widziałam na radarze, jak do mojego miasta zbliżał się duży front burzowy, tak centralnie centralnie parł, a przed rozdzielił się na dwa lub poszedł w bok.
    Podostawali część kasy z unii, pobrali pożyczki i oszaleli. Szkoda, że unia nie przewidziała tego i nie wstawiła jakiejś klauzuli antybetonowej.
    Za burzę i ochłodzenie w Madrycie powinnaś mieć darmowe pobyty w każdym barze do końca wyjazdu 😉

Skomentuj Meg Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*