Co to się dzieje, aż wino wczoraj rozlałam – mam nadzieję, że na szczęście!
Oczywiście, w środku tygodnia N. musiał wyjechać do roboty – tak to jest, że zawsze kiedy dzieje się rewolucja, to ich nie ma, bo muszą wyjechać (a tak na serio – to trzeba się cieszyć, że jest robota). No i same ze Szczypawką musiałyśmy wykrzykiwać hasła i śpiewać piosenki. Jak twierdzi Zebra – po babuni, podporuczniku AK tak nam ślicznie idzie przeklinanie – zwłaszcza w dobrej sprawie. No cóż, nic na to nie poradzę, geny to geny, chromosomów człowiek przecież nie wydłubie sobie widelcem.
Następnie N. wrócił (z góralskim serem i boczkiem – o matko jedyna, jak nie jem już wędlin, bo są ohydne, tak ten boczek to jest pieczono – wędzona poezja!) i obejrzeliśmy „Żądło”, jeden z moich ukochanych, najlepszych filmów świata. No i tam jest taki dowcip, właściwie w tle, kiedy Redford ukradł masę kasy gangsterowi i przychodzi po swoją dziewczynę do burleski (a ona właśnie kończy numer z kręceniem frędzlami na cyckach – ostatnio na fejsie wyświetliło mi się zaproszenie na warsztaty z kręcenia frędzlami na cyckach; poważnie się zastanawiam nad udziałem). I po niej wychodzi na scenę facet i w tle słychać dowcip, który opowiada. No więc ten dowcip mu opowiadam od wczoraj w odstępach co pół godziny, i on za każdym razem się tak samo głośno śmieje.
Chodzi o faceta, który kupił żywą kaczkę i idąc do kina, schował kaczkę w spodnie, żeby go wpuścili. Kiedy zgasły światła na widowni, rozpiął rozporek żeby kaczka mogła oddychać, więc z rozporka wystawał mu kaczy łeb. Obok siedzą dwie kobiety i jedna mówi do drugiej:
– Czy ty widzisz to, co ja?
– Etam, jak widziałaś jednego, to jakbyś widziała wszystkie.
– No dobrze, ale ten wyżera mój popcorn!
(No dobra – zabawny, ale ILE się można z tego śmiać? Ciekawe, kiedy mu się znudzi).
Z ciekawszych wydarzeń, to przy okazji ostatnich zakupów w koszyku odbyła się mała rebelia i tacka matjasów umazana olejem przykleiła się do torebki z cukrem. I teraz jestem jedną z niewielu osób na świecie, posiadającą limitowaną edycję cukru aromatyzowanego śledziem.
A na Netflixie jest nowa ekranizacja „Rebeki”, w której panią Danvers gra Kristin Scott Thomas. Informuję, że od momentu pojawienia się Kristin na ekranie jestem całkowicie po stronie pani Danvers – tym bardziej, że narratorka jest mało sympatyczna i miągwowata.
I dalej jest smutno i straszno, i jeszcze dużo przed nami, ale jakoś od kilku dni… Łatwiej się oddycha.