O NIEHAMBURGERACH I PRZYRODZIE

Zjadłam hamburgera Gatesa i sama nie wiem. Nie był niesmaczny, ale chyba po prostu wolałabym warzywa z grilla – bakłażana czy pieczarkę. Chyba bym się nie nabrała, że to prawdziwe mięso, chociaż supermarketowe hamburgery czy parówki to też nie jest prawdziwe mięso, tylko poniewieranie zwłok, moim zdaniem. W ogóle produkcja mięsa w intensywnych hodowlach zasługuje na karę więzienia do lat dwudziestu pięciu, i ze względu na zwierzęta, i na produkt. 

No więc na miejscu Billa Gatesa chyba bym zagnała twórców kijem z powrotem do laboratorium albo przemyślała strategię produktu. 

A od N. na imieniny (chociaż nie obchodzę) dostałam sześć filiżanek z brązowego porcelitu z talerzykami! Kupił na lokalnym rynku – tam można dostać wszystko, kiedyś nawet (podobno) kałasznikowy, jak zwykle się nie załapałam i do dziś żałuję. 

Natomiast nareszcie mamy lato, ciepło i pięknie i się tarasuję i regularnie zmieniam ptaszkom wodę, po czym one NATYCHMIAST przylatują i moczą dupę w tej świeżej. Oraz dziękują mi jak szalone – obsrywaniem krzeseł ogrodowych – wszyściutkie mamy udekorowane ptaszyzmem, a poduszki prałam już trzy razy tego lata.

O, właśnie rozmaśliłam muchę na szybie – chciałam złapać do szklanki i wypuścić, ale niechcący TRAFIŁAM ją brzegiem. Niedobrze mi. No pięknie, pięknie mi się tydzień zaczął!…

4 Replies to “O NIEHAMBURGERACH I PRZYRODZIE”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*