O FRUWAJĄCYCH NIESPODZIANKACH

No więc z większych wydarzeń to miałam motylki. Niestety nie w brzuchu – chociaż właściwie może i stety, bo jak osoba z moim cynicznym i nihilistycznym podejściem do świata oraz nieuleczalnym Syndromem Kłapouchego ma motylki w brzuchu, to najpewniej motylica wątrobowa. Ewentualnie jeszcze mogłam zeżreć coś z dużą ilością laktozy. W każdym razie nic miłego.

Motylki otóż były w ryżu, chociaż po analizie ogniskiem zapalnym okazała się mąka migdałowa (z super hiper eko sklepu). W każdym razie – znowu sprzątanie szafki, wyrzucanie wszystkiego co odpakowane – dobrze, że nie mam jakichś specjalnych zapasów, fuj, obrzydlistwo. I żadnej pewności, że się tego pozbyłam na dobre (raczej nie wlazły do nieodpakowanych torebek z marynatami i przyprawami, chociaż KTO JE TAM WIE). 

I nauczka na przyszłość, żeby się nie samooszukiwać w pewnych kwestiach, bo mąka migdałowa była kupiona na ciastka, które N. uwielbia i pożera całymi metrami w Hiszpanii, nazywają się almendrados. Coś jak nasze kokosanki, tylko z mielonymi migdałami zamiast wiórków kokosowych. Przepis jest nieskomplikowany i w przypływie jakiegoś totalnego szaleństwa postanowiłam je ZROBIĆ W DOMU. I kupiłam te migdały w proszku, ale w międzyczasie szaleństwo mi przeszło. No to za karę miałam mole w szafce.

Matkę oszukasz, ojca oszukasz, ale moli żywnościowych nie oszukasz, że tak pozwolę sobie zacytować klasyka gatunku.

A czytam aktualnie „Bognę Tyrmanda” – ze stanowczo za małą zawartością Tyrmanda, ale interesujący obraz tamtych czasów. A skończyłam „Piorun kulisty” – dobrze się czyta, ale nie ma rozmachu „Problemu trzech ciał”. A w kolejce czeka „Szkło i brylanty” – o Gabrieli Zapolskiej, tego autora co pisał o Kossakach. No i na degustację czeka serial netflixowy „Ósma ofiara” – nakręcony w Bilbao, więc muszę obejrzeć KONIECZNIE. Ale bym pojechała do Bilbao.

PS. Oczywiście, że mole spożywcze (albo kuchenne), a nie żywnościowe. W dodatku fachowo się nazywają OMACNICA SPICHRZANKA. Omacnica!…

15 Replies to “O FRUWAJĄCYCH NIESPODZIANKACH”

  1. polecam Dzień za dniem. serial.
    apropo,s Krzywickiej oczywiście Wyznania gorszycielki i Reflektorem w mrok. Boya ale to pewnie już masz zaliczone.

  2. Apropo literatury, miałam napisać pod poprzednim wpisem jako odreagowanie po Czarnobylu, ale wiadomo jak to bywa z rzeczami, które się ma zrobić…
    Ale do rzeczy. Na elbląskim święcie chleba (nienawidzę tłumów ludzi, ale festyny kocham miłością nieuleczalną!) dorwałam książkę, która jest ewidentnie pierwowzorem naszego rodzinnego Ojca Mateusza- cykl o anglikańskim księdzu z lat 50, który ma parafię na wsi obok Cambridge napisany przez Jamesa Runice. Jakie to jest piękne! Bardzo przypomina Marthę Grimes, perełek co niemiara. Polecam- w podzięce za Marthę Grimes właśnie X lat temu.

  3. Ja rowniez maki, kasze trzymam w zakrecanych pojemnikach i co narazie ominely mnie te omacnice (ktoz taka nazwe wymysli?) ale zdarzylo mi sie miec je w suszonych grzybach – czyli istnieja takie o bardzo wyszukanych podniebieniach, za pospolite maki nie chwytajace sie.
    Ktos poradzil mi wsypac na dno troche pieprzu co grzybom nie zaszkodzi a robactwo zniecheci – i rzeczywiscie juz nigdy wiecej ich nie widzialam.
    Dziele sie ta rada tak od wypadku……

  4. Na te skrzydlate paskudy całkiem dobrze sprawdzają się lepy. Przyklejasz takie tekturki z klejem w szufladach i szafkach kuchennych i one tam zostają. Na tych lepach. Nie zdążą wejść do jedzenia. Sprawdzone.

  5. te motylki mialy paszporty? pilnuje szafki w lecie kiedy wszystko pootwierane , raz mi wlazly nawet do sloika z makaronem- a ja czytam Barbarella blog , nadrabiam

    • No właśnie – ryż był w hermetycznie zamykanej puszce. To znaczy – miałam takie wrażenie, że puszka jest hermetyczna, a te france w niej siedziały! I sarkastycznie oraz urągliwie machały skrzydełkami.

  6. Te mole to na pewno żywnościowe? Nie spożywcze? Albo coś mi się całkiem miesza 🙂
    Bognę Tyrmanda też chętnie przeczytam, póki co zaczęłam Życie towarzyskie i uczuciowe, ale zostawiłam sobie na długi, 12h lot w piątek.

  7. Czytałam to o Zapolskiej. Ależ to była baba z charakterem! Oraz z tasiemcem. Scena z wydalaniem pasożyta i umieszczaniem go w słoju (opisana przez samą Zapolską w korespondencji) bije na głowę wszystkie obrzydliwości skandynawskich kryminałów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*