Ale jest sucho. Bardzo, bardzo potrzeba deszczu.
(No i zapowiadają deszcz – na sobotę, kiedy to zaproszeni jesteśmy do koleżanki na ognisko, zaplanowane od prawie dwóch miesięcy. W sumie nie jestem z cukru, to na pewno – raczej z kwasu – ale czy ognisko będzie się palić?…)
Kolega przyszedł po świętach do biura z dietą w torbie, bo będzie się odchudzać. Po czym zjadł dietę i zrobili sobie z N. śniadanie (mistrzów), jak zwykle. Czyli zabrał się za odchudzanie tak jak ja za aktywność fizyczną (najlepiej mi idzie uprawianie kanapingu) (ale już naprawdę coś muszę, bo dupę mam jak wszystkie księżyce Jowisza w pełni).
Obejrzałam wczoraj pierwsze pięć odcinków trzeciego sezonu „Good Fight” – to jest jednak uczta. W sumie najsłabszy do tej pory był (bardzo dobry) pierwszy sezon. Ten jest bardzo surrealistyczny – po pierwszym, gdzie Diane przeżywała szok i drugim, gdzie była coraz bardziej sfrustrowana rzeczywistością – teraz jest jakby odklejona i na innej planecie (i ja ją świetnie rozumiem, bo przechodzę te same stadia). Kocham w dobrych amerykańskich serialach to, że nie boją się wytrącać widza ze strefy komfortu (zresztą brytyjskie też). Tylko jeszcze nie wiem, co myśleć o tych krótkich animacjach niby edukacyjno – satyrycznych. Hm.
A tak w ogóle, to może byśmy się do fryzjera udały, co, Szczypawka?…
The Good Fight jest faktycznie ucztą, znam od Ciebie i wdzięczna jestem niezmiernie. Za to Killing Eve nie weszło mi jakoś.
Czy w głębokim tle za uroczo rozczochraną Szczypawką widzę schody z podstopnicami azulejos ?
Ze zwykłych kafli podłogowych z dekorem, azulejos chyba by nam nie pasowały… chociaż kto wie, może jak będziemy wymieniać (bo przy osiadaniu domu popękały niektóre). Ale pomysł z Hiszpanii, jak najbardziej. Bardzo praktyczny zresztą, jak wszystkie hiszpańskie pomysły budowlane (np. “brudna” kuchnia z kamiennym zlewem do skrobania ryb w prawie każdym mieszkaniu).
Niech pada ciągle, nasiąkliwie i niezbyt intensywnie. Nawet dwa tygodnie. Marzę o tym jakem alergik…
Szczypawka boska! Ale faktycznie chyba fryzjer…
Fryzjer fryzjer.
I dla niej, i dla mnie!
;-))) ;-)) 🙂 😉
nie wiem gdzie co jest na tym psie,
gdzie jest która jego część! ;-))))))
boskie zdjęcie!!!
No jak to – przecież widać nosek, a jak widać nosek, to resztę można wydedukować!
Wszelkie święta mocno zakłócają diety. Złośliwie i niepotrzebnie.
A ogień zapłonie. Mnie w śniegu się palił, to i w deszczu dacie radę.
Już odwołany deszcz. Wolałabym zmoknąć niż patrzeć na ten kurz i biedne roślinki 🙁
Wczoraj w pracy powiedziałam, że gdyby to ode mnie zależało – to w majówkę niech pada i nawet tydzień, byle dużo, bo jest sucho. Nie zostałam zrozumiana.
Bo ludzie są dziwne.