O ZBAWIENNYM WPŁYWIE AJERKONIAKU

Nie powiem, że się nie zdenerwowałam tą zadymką śnieżną ZNIENACKA – owszem, zdenerwowałam się, chociaż i tak luksusowo, z pozycji kanapy, a nie tkwiąc gdzieś w korku. Zwłaszcza że N. znowu nie było w domu (wątroba mu niedługo pęknie od tych NEGOCJACJI) i jakby wyłączyli prąd, to bym już dziś była opisywana w prasie lokalnej – gdzieś na piątej stronie, bo figura już nie ta co kiedyś („Mieszkanka osady widywana naga i agresywna, wyskakuje z krzaków, nie atakuje psów”). W dodatku śnieg przeleżał przez noc i dopiero następnego dnia, jak wyszło słońce, koło południa zniknął cichutko i całkowicie, jak Marek Falenta.

Natomiast sprawdziłam zdjęcia w telefonie – w zeszłym roku śnieg spadł 29 kwietnia. Czyli to jest raczej trend, a nie anomalia.

Oraz na pocieszenie golnęłam sobie ajerkoniaku Krupnika, który dostałam od męża w prezencie (zawsze powtarzam, że jestem spod Panny i interesują mnie jedynie prezenty praktyczne). Najpierw kupił mi w wersji solony karmel – niezły, ale za słodki, oddałam ciotce. No to przytargał klasyczny – nie mogę napisać, że SMAK DZIECIŃSTWA, bo co sobie o mnie ludzie pomyślą – ale tak, zupełnie domowy ajerkoniak, co to dziadek mieszał jajka, a babcia dolewała spirytusu (tak, u nas w domu tak właśnie wyglądała płeć społeczno – kulturowa; biszkopt tez robił dziadek, bo miał dużo cierpliwości, a babcia była narwana). I normalnie przypomniała mi się wycieczka w liceum, jak to wieczorem w pokoju siedem dziewcząt (niestety nie z Albatrosa) upiło się jednym ajerkoniakiem (jak mawia moja koleżanka – kiedyś to był ajerkoniak!). No ale to były inne czasy, młode i niewinne wątroby, a każda z nas miała dezodorant Limara albo Impuls, Matko Boska! Słabo mi na samą myśl dzisiaj.

Na Florydzie podobno wylazły na ulice tysiące trujących ropuch.

A ja bardzo, bardzo, BARDZO dziękuje za polecenie książki – już od samego tytułu zrobiło mi się jakoś cieplej w okolicach mojego czarnego, nadgniłego serduszka. Zamawiam, jak tylko wrócimy z ferii poświąteczno – przedświątecznych.

9 Replies to “O ZBAWIENNYM WPŁYWIE AJERKONIAKU”

  1. Parę dni temu z pełną premedytacją zakupiłam body spray Impuls. Wypatrzony w drogerii Boots w Londynie….wspomnień czar…. cena 1 funciak,a ile przy tym radochy.

  2. Ja mam podobne wspomnienia z wycieczek licealnych ( aczkolwiek jeździłam na nie 10 lat wcześniej niż Ty ). Ajerkoniak robiony przez mamę, ale na spirytusie świśniętym tacie z tajnej skrytki :). Gotowy wyrób przemycany na wycieczkę w termosie, spożywany z plastikowej zakrętki-kubeczka metodą “na fajkę pokoju” 🙂

  3. jak słyszę ” ajerkoniak” robię klasyczną surykatkę . Po przetestowaniu całej oferty dostępnej na rynku miano jajcoka wszech czasów zdobył Ovovit Baczewskiego .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*