O panie, ale Szczypawka urządziła nam noc – spacery i lęki egzystencjalne, w efekcie w dzisiejszych worach pod oczami mogłabym przynieść zakupy z Biedronki na miesiąc dla ośmioosobowej rodziny. Za to u weterynarza usłyszałam „Takie serce u jamnika – tylko pozazdrościć!”.
Phi – ja od dawna wiem, że takiego wyjątkowego serca jak mają jamniki, to nie ma nikt. NIKT! Ale miło, że Szczypawczane przy okazji okazało się zdrowe, w medycznym sensie.
N. zwinął mi wagę kuchenną i trzyma w garażu, a nawet do czegoś używa. Jeśli rozważa na niej narkotyki, a mi nic nie dał, to będę naprawdę wkurwiona! No chyba że rozprowadza „krokodyla” – tego po którym człowiek wpada w szał, schodzi z niego skóra i zjada ludzkie zwłoki. To nie, dziękuję. Ale jeśli coś innego, fajnego – to ma przerąbane.
No właśnie z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam się cieszyć, że jedziemy na tydzień w ciepłe miejsce (to samo, co zwykle – pani w biurze podróży już tylko wzdycha, jak do niej dzwonimy). Tym razem z lekką odmianą – otóż mamy hotel for adults only. Pozostałe były wynajęte w tym terminie. Wiadomym jest, że w takich hotelach rezyduje gender, masoni i reptilianie, natomiast kolega dodatkowo straszy, że na pewno będą swingersi i obowiązkowe orgie. A do śniadania wszyscy na golasa, a przynajmniej topless. Zdenerwował mnie, bo ja się lubię wyspać oraz brzydzę się, jak mnie obcy ludzie dotykają. Trudno, najwyżej będzie się zastawiać drzwi krzesłem.
No chyba że nigdzie nie wyjadę, bo mi łeb odpadnie, bo znowu mnie boli – a bez łba do samolotu nie wpuszczą, bo ciągle obowiązuje zdjęcie twarzy jako identyfikacja. Bez sensu.