A jeszcze żeby było całkiem dobrze i miło, to chwilowo musimy nadkładać jakieś 35 kilometrów w drodze do pracy, ponieważ zabrano się za remonty dróg i ronda na autostradzie. Teraz, w październiku. Ponieważ każdy, ale to każdy budowlaniec wie, że najlepszy na remonty dróg jest czwarty kwartał – dni coraz dłuższe, pogoda piękna i nie ma jak wylewanie asfaltu w przymrozki, bo on później tak się świetnie wcale nie kruszy i wcale go nie trzeba remontować od nowa za rok. Albo za pół.
Oczywiście można jeszcze dojeżdżać pociągiem, ale właśnie zamknęli na trzy lata linię, którą oddali po remoncie półtora roku temu.
A było zostać, a nie teraz jęczeć. Ale co ze Szczypawką? Zapadałaby się w piachu.
Jak nie ma piachu, to nadal jest pięknie i księżycowo.
Naprawdę uwielbiam ten krajobraz. A najlepsze, że tam grasują stada kóz. STADA. Po kilkadziesiąt sztuk. I co one jedzą, ja się pytam? Bo co one piją, to się nawet nie pytam, bo tam po prostu nie ma wody. Czyli nie piją. Może żyją słońcem, jak Stachurski?
Jeśli o mnie chodzi, to słońce słońcem, ale jedzenie jest zbyt pyszne, żeby sobie odpuszczać. Mam natomiast taką refleksję – czytałam kiedyś wywiad z panią Beatą Tyszkiewicz, która opowiadała, jak w domu musiała się nauczyć jeść gruszkę nożem i widelcem na talerzyku, bo tego się wymaga od eleganckiej kobiety w świecie. Gruszkę nożem i widelcem – no, może. Ale ja na przykład nie widzę możliwości, żeby zjeść nożem i widelcem TO:
Albo TO:
To jest – można próbować (i skończyć obiad w okolicach Bożego Narodzenia). Ale po co, skoro łapami smakuje o wiele lepiej? I za to też kocham Hiszpanię – tam się nikt nie dziwi rękoczynom w restauracjach, także tych eleganckich. No szynki na pewno nie je się sztućcami!
„Misiu, misiu, zobacz, jakie tu mają duże ananasy!”
Nawet nie chce mi się myśleć, kiedy następnym razem założę sandałki, bo się popłaczę. I tak mi niewiele brakuje (wczoraj płaciłam ZUS-y i podatki, więc to chyba ZROZUMIAŁE, że nie jestem w balowym nastroju).
Na otarcie łez i kataru (N. już smarcze) jest nowy sezon „American Horror Story” – bardzo nieźle się zaczyna, chociaż ze starej obsady na razie jest tylko Sarah Paulson i ten chłopak. Ale jest wspaniała niania do dziecka. Dwa pierwsze odcinki – pyszne, żeby tylko nie zrobili takiego krwawego salcesonu, jak z poprzednim sezonem.
A ja właśnie pokłóciłam sie na koniec wakacji z ex, co jedliśmy z rusztu w Scala Marion, sardynki czy szprotki. Awantura była z mojej strony the biggest. Jak można zapomnieć sardynki w Scala Marion?!!!
… zważywszy, że kolacja miała miejsce ledwie 16 lat temu 😉
Szesnaście lat to nie jest ŻADNA wymówka!
A niektórzy to mają świetne nogi.
… i ten jamon, błyszczący tłuszczykiem niczym diamenty, który zdaje się wołać “olej manchego, ze mnie zrób sobie kojący kompres na język, wątrobę i trzustkę”.
Znaczy się NIE ZDAJE SIĘ, do mnie WOŁAŁ, za kazdym razem… przysięgam
No ja się też pytam “jak żyć ???!!!” kiedy patrzę na słupek termometru. 1 wrzesień nastał dawno temu i wszystko szlag trafił, jak w pysk, pogodę też…A moje pięknie zrobione w pomarańczkowe hybrydy w stopach (po raz drugi w tym roku, co miało miejsce pierwszy raz notabene, bo zawsze w wakacje tylko raz, no i po co…) schowałam raz na zawsze w tym roku w buciorach. Hiszpanii zazdraszczam esolłejz. Eh…
A ja pierwszy raz w w swoim niekrótkim życiu, PIERWSZY RAZ, mam widocznie i równo opalone całe nogi po tygodniu w Hiszpanii, w sierpniu. I praktycznie nie miałam okazji, aby światu pokazać takie osiągnięcie! I łkam, wspominając krewetki z czosnkiem w barze na plaży. I sardynki…
Przepraszam, dzisiaj jest pogoda, od wczoraj (!!!), do jakiejś środy, czwartku ?, 20 stopni, chyba zwariuję ze szczęścia. Rany boskie szybko, rozbieramy się, pazuren i nogi na zewnątrz ;))))
A idź, ja w połowie sierpnia wróciłam z urlopu i od tego czasu CODZIENNIE boli mnie łeb od tej naszej pogody. To znaczy raz boli, raz napierdala, różnie.
#born_in_wrong_place
rękami (rękoma?) nie jem tylko tego, co przecieka przez palce
kiedyś mnie ciotka Ewka wygoniła od stołu, bo zjadłam pół porcji gulaszu bez użycia widelca