O TYM, ŻE ZIMNO I DÓŁ

 

Człowiek wraca opalony, zadowolony, wyszczuplony przez dietę śródziemnomorską (naprawdę, słusznie ta dieta jest na liście dziedzictwa niematerialnego UNESCO) – i bach, na powitanie chlasta go na lotnisku wicher o temperaturze pięciu stopni, a następnie pies ma przez całą noc sraczkę.

W tamtą stronę lecieliśmy z wesołą wycieczką zorganizowaną, która już w samolocie ciągnęła drinki ręcznie robione z kokakoli i wódki nabytej na lotnisku (przy czym kokakola w plastikowych butelkach w miarę trwania lotu robiła się coraz bardziej przezroczysta) oraz wybuchł mi w kosmetyczce olejek z brokatem. Na szczęście nie przesiąkł na ciuchy. Pierwsze minuty wakacji spędziłam zatem klnąc i wycierając wszystko z tłustego złotego nalotu, a w tym czasie N. zajął mi całe miejsce w szafie (trzy wieszaki mi zostawił!). Wracaliśmy również z wesołą wycieczką, która znowu przez całą drogę doiła wolnocłowe procenty. Szacunek i podziw dla tych młodych ludzi, mnie na samą myśl o porannym kacu skręcała się wątroba  i ogólnie wszystko.

Poza olejkiem nic przykrego się nie wydarzyło (no dobra, jeden kac jednego dnia, ale to dlatego że dali nam niedobre wino w „Gildzie”) i teraz wyglądam przez okno i chce mi się wyć. Coś mi się wydaje, że sandałki to ja sobie mogę już darować w tym roku.

Chyba na ukojenie bólu i tęsknoty zażyję pod język kawałek szynki iberico. Bo co mi zostało (pranie mi zostało, o!).

10 Replies to “O TYM, ŻE ZIMNO I DÓŁ”

  1. Zimno i chujnia. I jeszcze ludzie umierają, znaczy ciągle ktoś, ale teraz się akurat dowiedziałam, że Stardog, o ile pamiętasz. W pale się nie mieści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*