Wyskoczył mi link do tekstu „Jak przeżyć przedwiośnie?”. Gdyby nie to, że nie mam siły czytać, to chętnie bym się dowiedziała jak. Bo jadę na oparach. Nawet wyć pod stołem już nie mam siły ani ochoty. Czuję się jak ten Alien, którego Ripley wepchnęła w okienko w kapsule i próżnia go po kawałku wysysała.
Nigdy już nie będzie słońca i ciepła, a tępe luje wytną wszystkie drzewa i pierdolną asfalt i betonową kostkę.
A tajemniczy włochaty obiekt na Pacyfiku okazał się zwłokami wieloryba. Czyli normalnie, jak w życiu – człowiek ma nadzieję na coś ekstraordynaryjnego, a tu zdechły wieloryb.
Ma ktoś pomysł, jak przeżyć? Bo nie wygląda to dobrze.
Może terapia śmiechem przy The Ridiculous 6?
W Gliwicach dzisiaj wiosna, kilkanaście stopni w słońcu, chce się żyć!
Ja mialam sloneczny piatek (i wolny!) to sie troche podladowalam, ale od soboty znowu czarna dupa szare chmury.
Ale juz niedlugo, mówi Ci, niedlugo! Juz sa przebisniegi i krokusy i takie jakies male zólte kwiateczki.
DOTRWAMY.
A na razie pieke coraz to nowe muffinki, w koncu trzeba jakos sobie to zycie oslodzic.
Ja się zawzięłam, wpisałam w kalendarz (taki papierowy) datę urlopu, zaciskam zęby i skreślam codziennie kolejny dzień. Powoli ale pełznę w ulubionym kierunku FARO
I jeszcze Oscary trafiają tam gdzie nie powinny. Znów gołą dupą w pysk. Niech już będzie Gwiazdka.
Melduję, że w mieście Łodzi (koło Zgierza) piękne słońce.
Wróciłam właśnie znad morza i mi się nie chce, ale to słońce ratuje odrobinę sytuację.