No więc tym razem przyśniła mi się kanapka (z szynką i sałatą). Od razu sprawdziłam w senniku, co to może znaczyć. I co? „Generalnie uważa się, że sen o kanapce wróży spokojną starość”. No już WIECIE CO? Jedna kanapka i od razu STAROŚĆ? (Bo że spokojna to nie mam obiekcji, ja lubię spokój i jak się nic nie dzieje).
Ponieważ boli mnie głowa (codziennie, podejrzewam jednak smog, chociaż są i opinie, że z tym smogiem to dobrze nakręcona kampania społeczna, ale u nas na wsi powietrze po prostu ŚMIERDZI), to mniej czytam, a więcej poszłam w kinematografię i nadrobiłam zaległości. Na pierwszy ogień poszła „Alicja po drugiej stronie lustra” – wiedziałam, że bez Burtona to już nie będzie TO, i rzeczywiście tak jest. Kraina Czarów wygląda jak dziecięca kolorowanka, a Johny Depp ma za gruby makijaż i w ogóle nie jest Kapelusznikiem z pierwszej części. Ba, na początku myślałam, że to W OGÓLE nie jest on, no niby grał Kapelusznika w depresji, ale takie drewno?… Później jest ciut, odrobinkę lepiej. Ale naprawdę, NAPRAWDĘ udany jest zamek Czasu i sam Czas. Ożesz w mordę, Czas jest po prostu zapierający dech w piersiach. NIe mogłam od niego oderwać oczu. Sekundy też są urocze, ale Czas… No i tradycyjnie, najchętniej kupiłabym całą garderobę Alicji.
„Głosy” – wrzuciłam sobie w piątkowy wieczór, na zakończenie tygodnia i dostałam w łeb dość solidnie. Początek to cukierkowa czarna komedia, nakręcona w konwencji komiksu. A później robi się coraz bardziej i bardziej ponuro, w sumie bardzo smutny film. Ładnie zrobiony, ale bardzo smutny. Z opisu spodziewałam się jakiejś odjechanej psychodelii, a jest owszem surrealistycznie, ale depresyjnie. No cóż, choroby psychiczne to nie jest temat do śmieszków. Nawet, jeśli mamy na pokładzie gadającego kota i psa.
No i „Nowy początek” – od razu powiedziałam N., żeby już nigdy, NIGDY nie proponował mi ośmiornicy do zjedzenia. Ani sam przy mnie nie jadł. Dawno nie widziałam takiego dobrego SF, z dobrym pomysłem na fabułę, porządnym wątkiem naukowców kontaktujących się z Obcymi i paradoksem podróży w czasie. Wszystko nastrojowe, trochę szare, trochę zadymione, bez patetycznej muzyki i powiewających amerykańskich flag. Od razu po seansie rzuciłam się na opowiadanie Teda Chianga, na podstawie którego powstał film – prawie miałam gulę w gardle, tak świetnie jest napisane, w sieci jest cały tom jego opowiadań, za które na pewno się zabiorę. Dawno nie czytałam dobrych opowiadań SF, a kiedyś przecież uwielbiałam. Muszę to nadrobić, bo ostatnio tylko żrę masło i oglądam głupie seriale! Tak dalej być nie może.
A w ogóle wydarzeniem całego tygodnia był brunch z Zuzanką, całkowicie żywą i naturalniej wielkości, z nienagannym manicure. Jadła łososia i narzekała, że bolą ją nogi, bo tańczyła poprzedniego dnia w klubie do drugiej rano. A ja siedziałam jak ta gęś co połknęła szyszkę, bo godzinę drugą w nocy to mam okazję oglądać na żywo jak ewentualnie Szczypawka ma sraczkę, bo chadzamy spać po 21.00. Poruszyłyśmy tematy o fascynującej rozpiętości – od polskiego pisarza, który trzyma jedną rękę na klawiaturze, a drugą na przyrodzeniu, do użyteczności suszarki do ubrań. Zachęcałam ją, żeby zabrała dla dziecka jajko na twardo jako suwenir z Warszawy, ale nie chciała.
A dziś właśnie nie było na targu jajek, bo w mojej okolicy grasuje ptasia grypa! Bardzo się zdenerwowałam, bo obok masła, jajka to podstawa mojej egzystencji. Jak tu teraz żyć bez jajek?…
łojezujezu, kiedy to ja łostatni raz na tancach była?!
no nie pamietam nawet…
“Nowy poczatek” – tak tak! A nawet TAK!
(“Siedemdziesiat dwie litery” juz zamówilam, ostrzę juz zęby i slinka mi cieknie)
Ja to jednak jestem Absolutnym Mistrzem. Zamiast “72 liter” zamówilam “Historie twojego zycia”. No nic, tez przeczytam 😉
Aż zaczęłam szukać tych godzin, ale ich nie ma, to z 2010 roku wydawnictwo jest! Chyba żeby po antykwariatach poszukać.
Ale opowiadanie “72 litery” jest w tomie “Historie twojego życia”.
Przed chwilą sprawdziłam, bo leży na półce i czeka na przeczytanie…
Z Alicji po drugiej stronie lustra tez mi się tylko Czas podobał. Nawet Królowa Kier była taka se.
Nowy początek – owszem, dobrze się oglądało.
🙂
Na onecie czytałam, ze ten wirus nie jest groźny dla ludzi, a jak ktoś się boi, to niech kupuje jajka z hodowli bez wolnego wybiegu.
I tego nie kumam – skoro ludzie na to nie chorują, to dlaczego ograniczenia w obrocie jajkami? Rozumiem – żywy drób, żeby zarazy nie przemieszczać, ale jajka? Jajka są kochane, niegroźne i pyszne!
Jak kol. Barb zrobi minutki, to mucha nie siada. A jajka żałuję, dobre jajko było!
I mogło posłużyć do zrobienia atmosfery w pociągu. Ech… Straconych szans nikt nie zwróci.
Dirk Gently Holistic Detective Agency świetny serial:))(Aśka)
Tak też słyszałam, że bardzo bardzo niezły 🙂
Nooo… brak jajek to poważna sprawa 🙁