O TYM, ZE HURA!

 

Ugotowana została zorza. „Zorza” w tym kontekście wymawia się nie jak „zorza polarna”, tylko „z” czytamy jak skrzyżowanie „t” i „c” z przygryzieniem języka, identycznie jak w słowie „Zara” – proste, prawda? Chodziła za mną od jakiegoś czasu i się doigrała. Na zorzę się drobno kroi schab (chociaż może być i inna wieprzowina, ale ja najbardziej lubię ze schabu; mogą być są te końcówki, co zostaną od odkrojenia zgrabnych kotlecików). Takie pokrojone kawałki się miesza ze zgniecionym czosnkiem, papryką (dużo! Na pół kilograma – ze 3 stołowe łyżki) i solą. Niektórzy dają jeszcze oregano. Najlepiej, żeby sobie poleżało przez noc w tym garniturze. Następnie smaży się luzem na dobrej oliwie i podaje na domowych frytkach (z pieczywem też smaczne). Do tego zrobiliśmy jeszcze sałatkę, która jest absolutnie potępiona przez kulinarny sawuarwiwr, a moja Mama często ją robiła i uwielbiam: pomidory wymieszane z małosolnymi ogórkami.

A w czwartek udajemy się do Madrytu! N. chyba miał dosyć, że nocami cichutko wyję przez sen jak upiór dzienny, ssę mały palec wyobrażając sobie, że to krewetka u Abuelo i perfumuję się oliwą za uszami. Jest taka scena w „Małej Miss”, kiedy Olive dowiaduje się, że jedzie na konkurs Miss Sunshine, bo odpadła jej koleżanka – no więc u nas było IDENTYCZNIE, jak N. powiedział, że kupił bilety. Aha, oczywiście – na nasz przyjazd wracają upały, bo już było fajne, rześkie 27 stopni. Więc od czwartku znowu wraca 36 – nic mnie to nie obchodzi, najwyżej będę nosiła w torebce mokre prześcieradło. Plany mamy tak szeroko zakrojone, że obawiam się, że pierwszego dnia nie uda nam się wyjść poza pierwszy krąg knajp dookoła hotelu.

Obejrzałam wczoraj „Grę tajemnic” i trochę się rozczarowałam – zdecydowanie za mało i za krótko o jego pracy w Bletchley (i gdzie Dilly Knox?). Za to bardzo podobała mi się scena, w której Turing rozmawia z Menziesem w pokoju Joanny i dociera do niego, ile pięter sekretów maja do ukrywania przed światem – złamanie kodu to dopiero mały kawałeczek układanki. Sporo dodatkowych punktów należy się specjalistom od castingu za Matthew Goode, ale to jest chyba oczywiste. Chyba jednak tradycyjnie książka lepsza (chociaż zdecydowanie nie jest to pozycja do łyknięcia w jeden wieczór).

A wczoraj okazało się, że Szczypawka lubi białe wino. Jeszcze tylko tego brakowało.

4 Replies to “O TYM, ZE HURA!”

  1. Szczerze Ci muszę przyznać, że masz prawdziwy talent do pisania 🙂 Naprawdę 🙂 Piszesz świetne teksty, bardzo rzeczowe oraz dobre, myslisz może cos odnosnie pracy w ten sposob? Robisz to swietnie, jestes mistrzem, no i nie, nie przeszadzam 🙂 Mam nadzieje, ze nie zamierzasz zbyt szybko konczyc przygody z pisaniem, bo naprawdę idzie Ci swietnie 🙂 Pozdrawiam

  2. Witaj 🙂 Chcialbym Ci powiedziec, ze Twoje teksty są naprawdę bardzo dobre 🙂 Posiadasz wielki talent, a Twoje wpisy przyciagaja do siebie i do Twojego bloga czytelników już od pierwszych slow 🙂 Naprawde rzadko spotyka się tak utalentowana osobe, która prowadzi mało komercyjnego bloga 🙂 Gratuluję 🙂

Skomentuj ~Marek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*