O NIEDUŻEJ ZADYMIE DOKUMENTALNEJ

 

Udało nam się ostatnio zafundować sobie kilka słabo przespanych nocy – zgubiliśmy ważny dokument. Naprawdę WAŻNY – z metalowymi dziurkami; jak coś ma metalowe dziurki i sznurek, to jest BARDZO WAŻNE, fpizdu ważne i trzeba tego PILNOWAĆ. Aha, i ma znaczenie, że to ORYGINAŁ, skan czy kopia nie dają rady. No i taki jeden z metalowymi dziurkami się nam ZAPODZIAŁ. To znaczy, najpierw się zapodziała cała teczka, ale drogą dedukcji doszłam, że ona jest u naszych mecenasów w kancelarii i faktycznie tam się odnalazła – no, prawie odnalazła, bo bez tego jednego. WAŻNEGO.

A zatem przeryłam w domu szafkę z dokumentami, nie znalazłam, i N. kazał szukać mecenasom w kancelarii. Załamali się i szukali – przedwczoraj siedzieli do trzeciej w nocy, przewalili wszystkie dokumenty wzdłuż i w poprzek, nie ma. No nie ma, czarna dziura wessała. Po czym wczoraj rano N. wstał, otrzepał się, podszedł do szafki i bez patrzenia wyciągnął kartonową teczuszkę – taką lichutką, co dają umowę na telefon komórkowy albo wciskają folder w hotelu z ulotkami MANICURE PEDICURE SPA DEPILACJA DRUGIEJ NOGI GRATIS. W środku – TADAM!…

No kurwa, to jest NIEMOŻLIWE z dwóch powodów:

– nigdy, przenigdy w życiu byśmy nie trzymali TAKIEGO dokumentu w takiej badziewnej teczuszce, oraz

– przewaliłam wszystkie segregatory, teczki i koperty w tej szafce, wszystkie – po trzy razy. Zaglądałam oczywiście również do wszystkich tekturowych teczuszek (i były tam umowy na telefon albo regulaminy banku).

No przecież normalnie diabeł podrzucił, a wcześniej ogonem nakrył.

N. powiedział mecenasom, że dokument się znalazł, ALE NIESMAK POZOSTAŁ. Nie śmiali się, wcale. Jeden nawet kazał przekazać, że jest BARDZO, BARDZO ZŁY (o matko, przynajmniej sobie porządek zrobili w dokumentach – fakt, że niekoniecznie musieli o trzeciej w nocy, no ale jak wiadomo z przysłowia, które jest mądrością narodów – nie znasz dnia ani godziny) (mam nadzieję, że nie planują teraz cichego, wyrafinowanego morderstwa, z którego jako fachowcy w temacie wyjdą zupełnie bezkarnie i nawet bez żadnych podejrzeń).

Ile człowiek życia traci na papiery, to coś okropnego.

A na śniadanie dziś u nas był łosoś ze szpinakiem – dwie miski poszły. Uwielbiam producentow psich puszek – psie puszki to wspaniały wynalazek na miarę seriali w internecie.

Upał, nieee?…

10 Replies to “O NIEDUŻEJ ZADYMIE DOKUMENTALNEJ”

  1. Żadna zemsta. Na specyfikacji do faktury będzie “poszukiwania zagubionego dokumentu z dziurkami i sznurkiem – 13h” x 300 EUR ;-)))

  2. o, a mi się tak wczoraj książka znalazła. szukałam jej DWA LATA. znalazłam na stosiku obok łóżka. stosik przetrząsałam milion razy. nie mówiąc o tym, że pod tą poszukiwaną leżała inna. którą czytałam miesiąc temu, tuż przed wyjazdem na urlop.

  3. Licha teczuszka to pierwsze miejsce, w którym zaczęłabym szukać aktu notarialnego. Tak jak pierwszym miejscem do szukania kluczy jest szuflada ze sztućcami 😉

    O, mam nadzieję, że czujesz się dopieszczona upałem, bo jak sobie wytłumaczę, że niektórzy bez słońca nie potrafią żyć, to trochę mi łatwiej wytrzymać ten skwar. Ja już chcę, żeby był wrzesień. I tak, pamiętam, najlepsze pomidory są w sierpniu, już to rok temu przerobiłyśmy. Więcej plusów sierpnia nie widzę.
    Wracam do piwnicy 😉

  4. Dlatego ja wszystkie papiery wrzucam do jednej szafy. Nawet nie na półkę. Nie w segregator, nie w teczkę. DO SZAFY.
    Jak coś trzeba to grzebię, trudno, ale przynajmniej wiem, że papier jest w tej szafie.

    A co u Szczypawki? 😀

  5. Mówisz, że łosoś ze szpinakiem tak wam smakował ? 🙂
    Papierzyska, dokumenty to ZUO , musiałam bardzo nagrzeszyć w poprzednim życiu, że teraz nimi właśnie się zajmuję. W dodatku mają tendencję do niekontrolowanego rozmnażania się, a ich zdolności do “znikania się” właśnie sama doświadczyłaś.
    Co do Mecenasostwa z Kancelarii- na wszelki wypadek zawiązałabym sobie na ręce czerwoną wstążeczkę, żeby ich serdeczne życzenia omijały mnie szerokim łukiem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*