(Tak tylko dla porządku odnotowuję, że wczoraj zamrażarka chciała mnie zabić paczką szpinaku. To już drugi raz, bo przed świętami – mrożonym indykiem. Chyba powinnam się położyć i do niedzieli nie wstawać – tylko pewnie akurat wtedy na nasz dom spadłby helikopter, jak na doktora Romano z “Ostrego dyżuru”).
Pojechaliśmy wczoraj na małą wycieczkę i kiedy mijaliśmy stadninę koni, postanowiłam zapoznać Szczypawkę z koniem. Jamniki się bardzo lubią z konikami przecież. Zacmokałam i jeden podszedł do ogrodzenia (konie to jak psy, tylko większe; no i bardziej histeryczne, oczywiście). Prześliczny był, biały w czarne kropki, jak ten na którym jeździła Pippi Langstrumpf – wystawił łeb przez płot i pyta, o co chodzi. Na co Szczypawka się tak rozdarła, ale to TAK ROZDARŁA na niego, że kiedy po pięciu minutach nie udało nam się bachora uspokoić, bardzo przeprosiliśmy ślicznego konia i uciekliśmy stamtąd precz. No co za wstyd! Na konia szczekać. Kiedy się w dodatku jest wielkości jego pyska. Naprawdę nie wiem, skąd u niej te maniery. (Oraz skąd u mnie przekonanie, że jamniki uwielbiają konie? Pewnie po prostu konie stosują prewencję rozdeptując te egzemplarze, które ich nie uwielbiają i drą gębę).
No więc już jej nie zaprzyjaźniałam z malutkimi koźlątkami, bo mama – koza nie wygląda na taką, która by się bezczynnie przyglądała, jak ktoś się wydziera paszczą na jej przychówek. A dopiero co psa zszywaliśmy z kawałków i nie bardzo mam ochotę na powtórkę.
Natomiast od dwóch dni jest mi ciepło, niesamowite!
Parę lat temu jak jeździliśmy do znajomych, to przejeżdżaliśmy koło pola, po którym biegały konie. Zatrzymywaliśmy się i pokazywaliśmy naszemu jamnikowi te konie tłumacząc mu, że to takie duże Fafiki.
Psychole.
Próbuję sobie zwizualizować, w jaki sposób zamrażarka mogłaby Cię zabić paczką szpinaku, ale chyba mam słabą wyobraźnię.
😉
Bardzo prosto – otwieram zamrażarkę, a tu spada mi na łeb zamrożona cegła. (Podpowiedź – to taka szeroka lodówka z zamrażarką na górze). Indyk był groźniejszy, bo większy, ale nie zdążył się rozpędzić.
Jamnik jamnik, miałam kota który pogonił konia, bo pan z nim przyjechał celem wożenia dzieci za kasę, i koń wszedł kotu na jego trawnik. Beszczelnie! Więc musiał zginąć.
moja Majcia nie polubiła krów pasących się na łące, i kiedyś, nie bacząc na hm, zasadnicze różnice, wydarła się na młodego byczka, który w dodatku nie był upalowany. ale corrida była! wialiśmy ile sił w nogach, a pies za nami niejako z rozpędu, no bo o co chodzi ?
Mój labrador świni nie lubi (tej sławetnej Raćki), mordę na nią drze i kłapie paszczą, a waży z 6-7 razy mniej niż świnia…
Było to o tyle upierdliwe, że w pewnym sensie spędzałyśmy razem weekend 😉
Ale może wyczuwa uczucia swojej pańci 😉
Psy się nie lubią z końmi. Oj nie. Posiadam dwa egzemplarze psie oraz okazjonalnie konia, który się pasie na wolnym kawałku łąki. Z dwóch psich indywidualności z koniem nie lubi się żadna, natomiast jedna jest mądra, a druga niespecjalnie. W dodatku nie ma tez instynktu samozachowawczego i nie uczy się na błędach. Ta mądra zrozumiała, po kilku awanturach, że koń jest WIĘKSZY, i teraz, aby zachować twarz, udaje, że go nie widzi i ignoruje. Ta mniej mądra wciąż ma nadzieję, że konia zlikwiduje i nawet kilka solidnych zarobionych kopniaków końskich nie pomogło. Tym samym i konia i psa muszę wiązać, bo inaczej wzajemna obecność skończyłaby się wyjątkowo nieprzyjemnie. Ciesz się więc, że tylko na krzykach się skończyło…