Po “Zakład pogrzebowy przedstawia” spodziewałam się chyba więcej historyjek i ciekawostek “z życia zakładu” – ale nie ma ich tam. To opowiadania właściciela zakładu pogrzebowego o, hm… “klientach” i ich rodzinach – ludziach, którzy z różnego powodu najbardziej utkwili mu w pamięci. Uprzedzam – ryczy się na kilku z nich dość konkretnie. Mimo lekkiego rozminięcia się wyobrażeń z rzeczywistością – podobała mi się ta książka, z jednym zastrzeżeniem. Czy dziś już naprawdę NIKT nie zatrudnia redaktora i korekty, a jeśli nawet zatrudni, to szympansa za banany?… Bo tak można wnosić po lekturze.
Język jest dość prosty i chropawy, nawet żarty są dość specyficzne – nie wiem, czy to cecha autora (nie znam niemieckiego – nie czytałam bloga – pierwowzoru), czy wina tłumaczenia… Ale w wielu miejscach to wygląda, jakby ktoś przepuścił tekst przez google translate i żaden inny ktoś tego później nie sprawdził. No na miłego Potwora Spaghetti, “a na dole w piwnicy leży młody mężczyzna w chłodni, który skoczył z mostu” – chyba w siódmej klasie podstawówki za coś takiego się dostaje opierdziel przed całą klasą (a, zapomniałam, że teraz nie ma siódmych klas; ani opierdzieli przed klasą, żeby uczeń się nie zestresował, nie kopnął nauczyciela w głowę i nie przyniósł zaświadczenia o ADHD). Są błędy ortograficzne, gramatyczne i nieprawidłowy podział wyrazów przy przenoszeniu. Takie coś widywałam w książkach mojej babci sprzed wojny, wydanych tzw. “nakładem własnym autora”. Wstyd, sromota i brudny osad na szklance.
O, znalazłam w stopce: “Redakcja: Natalia Gowin”. Gratulacje.
“Ostatni tacy przyjaciele” to dość barwna opowieść o roku w Hollywood (z didaskaliami, ale główna akcja dotyczy tego jednego roku), kiedy Komeda przybył, rzucił na kolana świat kina, po czym rozwalił sobie ten swój rudy, genialny łeb. Narracja jest włożona w usta Ewy Krzyżanowskiej, matki Marka Nizińskiego, i z początku to trochę razi, te wszystkie wtrącenia i amerykanizmy, ale można się przyzwyczaić. Tłem jest prawdziwe, WIELKIE Hollywood z tamtych czasów – autorka pracowała u Freda Astaire czy Barbry Streisand (hm, ciekawe swoją drogą, co na to agent Barbry, bo jest tam kilka smaczków). Smutna historia, bo wiemy, jak się skończyła, ale ciekawa (choć jest kilka rozdziałów, które nie do końca rozumiem, np. o dziewczynach – sąsiadkach Hłaski, może to tylko dla wtajemniczonych). Dość znaczące jest przedstawienie Wojtka Frykowskiego – to, co o nim dotychczas czytałam, pozwalało sobie wyobrazić bon vivanta, chłopaka z pieniędzmi i rozmachem, lubiącego żyć i nie stroniącego od kobiet i rozrywek, ale raczej pozytywną postać, choć specyficzną. Tu autorki (pani Ewa i Zosia Komeda) przedstawiają go jako wyrafinowanego oszusta, cwaniaka i dość dużego formatu świnię. Interesujące, jak by powiedział Gregory House.
Szkoda, że nie ma więcej, niż te kilka zdjęć. Szkoda, że pani Ewa spaliła fotografie syna, szkoda, że nie zachowały się negatywy.
A książki miałam mieć do zabrania na wakacje i o. Zawsze tak się kończy; muszę sobie sprawić coś w rodzaju sejfu z zamkiem czasowym – żeby się nie otwierał przed OKREŚLONĄ datą, żeby NIE WIEM CO.
A paczka z Mango, co zawsze szła przez Lipsk (uwielbiam śledzenie paczek; to najlepsza rozrywka zaraz po książkach i serialach), tym razem idzie przez Brukselę. Hm. HM.
Och, uwielbiam przeklinać!…
Gosia, mówię Ci, przeklnij sobie od czasu do czasu. Głośno i soczyście. Przeklnij, napij się wina i zobaczysz, jakie życie może być fajne! Jak tylko poluzujesz ten supeł, na który masz zawiązany tyłek.
Barbarella, co chcesz na urodziny? ..bo Cie KOCHAM, no…
No,nie powiem,tez sobie lubię…szczególnie przy swiętoszkach:)
Ktoś kto przeklina jak szewc na blogu “za coś takiego się dostaje opierdziel przed całą klasą” albo “teraz nie ma siódmych klas; ani opierdzieli przed klasą” wydaje recenzję o książce i próbuje ją nawet oceniać. Za te wulgaryzmy powinno się zamkną tego bloga, bo przecież to dzieci mogą czytać … Jak widać blog daje możliwość zaistnienia i przysłowiowych 5 minut każdemu….
spi****laj na pudelka! och jak ja uwielbiam wulgaryzmy :)))
A tak na poważnie to jesteś żenująca Gosiu, szkoda, że braku poczucia humoru i głupoty nie da się leczyć…
Hmm, jeśli wolno mi się wypowiedzieć Gosiu / Małgorzato / pani Gosiu. Czytam tego bloga z prawdziwym zainteresowaniem i podziwem dla zabawnego języka. Dla kompletności mojej wypowiedzi dodam jeszcze, że mam lat 14 i (choć pewnie parę osób nie uwierzy) nigdy nie przeklnęłam w ten sposób, a lektura tego bloga jakoś mnie do tego nie nakłania. Znam osobiście autorkę bloga (autorka potwierdzi, jestem Majka – córka Oli) i tym bardziej znając Ją nie uważam, aby jej osoba, więc i treści przez nią wypowiadane tudzież wypisywane napawały mnie zgorszeniem i jakimiś wulgarnymi treściami. Nie no, a tak na poważnie, to po prostu uważam, że ocenia się bloga po tym, jaka jest jego cała treść, a nie po kilku słówkach, których sami (podobno) byśmy nie urzywali.
PS Jeśli są jakieś ortografy, to przepraszam. 🙂
A ja wprawdzie nie znam autorki,ale “przyszłam” tu z polecenia pewnej kulturalnej (i inteligentnej ) do szpiku kosci i prawdziwie osoby,nie przyznam się za żadne skarby ile mam lat(no,dobra,jestem babcią,ale ten duch,ten duch…) i nie potrafie dopatrzyć się w tym blogu wulgarności.Bo wulgarność,pani Gosiu ,to stan ducha a nie uzycie w zabawnym kontekście pieprznego słownictwa.I można być wulgarnym owego słownictwa nie stosując.A tak poza tym-nie ma przymusu czytania a smrodek dydaktyczny lepiej (jeżeli już) zachować dla zstępnych (własnych,oczywiscie)
Zakład pogrzebowy zamówiony i już do mnie jedzie, razem z “W komnatach Wolf Hall” (dostałam tom drugi “Na szafocie”, więc dokupiłam pierwszy, żeby sens był). Wczoraj przeczytałam – Dziewczyny atomowe – bardzo przyjemna lektura, wszystko o Projekcie Manhattan, ale nie jako opowieść o fizykach, chemikach i całej tej bandzie, ale z punktu widzenia kobiet – jak zapadały się w błoto po łydki, a przecież kupiły właśnie nowe buty, jak się gotowało, mieszkało, jadało, żyło etc. Do polecenia. Aktualnie czytam Tajemnice Windsorów – nic nie poradzę na to, że mam fioła na punkcie brytyjskiej rodziny królewskiej, a tu same smaczki i to nawet nie takie prymitywne ploteczki (chociaż niektóre są, ale podane w bardzo strawny sposób), ale kilka fajnych opowieści. W kolejce czeka Królowa – mówiłam, że jestem monarszym brytofilem. “Brothers” Colta, które nie wyszło po polsku też jest bardzo udane, chwilami może za bardzo rozwleczone, ale bardzo miło się czytało. W kolejce też Piąta fala, Smakując Toskanię i Colfer dla dorosłych 🙂
Królowa ta co teraz wyszła, o Elżbiecie II?
Atomowe dziewczyny już dopisałam do następnego zamówienia. W sumie to je obwąchiwałam od dawna, ale jakoś tak nie miałam ostatecznego bodźca 🙂
a w ogóle przeczytałam tytuł jako: “o śledziach z paczki”
hmmm… http://www.goldenline.pl/natalia-gowin/
A ja ostatnio robię błędy ortograficzne w baardzo prostych słowach…i zastanawiam się czy napisac ż czy rz i myślę i myślę a im dłużej o tym myślę tym bardziej nie wiem!a na przecinkach to w ogóle się nie znam. Co do książek czytam teraz “Długi marsz” i dziwię się czemu dopiero teraz wzięłam się za tą pozycje,polecam.
“Zakład pogrzebowy…”dopisuje do swojej listy.
A co kupiłaś w Mango?
Kurtkę skórzaną i kieckę!
W ramach prezentu na U. od małżonka (żeby się biedaczek nie męczył).
nie wyobrażam sobie jak w książce mogą być takie rażące błędy, no nie mam pojęcia, rozumiem, że czasem może to być związane z fabułą czy coś, no ale rażące błędy w całej książce to już żenada
czy jezeli nie widzę nic podejrzanego w przytoczonym przez panią katastrofalnym zdaniu, to jest ze mną zle? pisalam nowa mature, jak coś. a w ogole to mam prosbeczke, bo pani tak ciągle do tej hiszpani śmiga a ja mam w lodówce od jakiegos DLUZSZEGO czasu taki serek hiszpanski – fresco de burgos. i nie wiem jak to się je, jakies wskazowki? aranzacja dla serka? cokolwiek? hilfe?
Asiu, ze zdania wynika, ze mostu skoczyla chlodnia i to ubrana w nastepnej czesci zdania w zly rodzajnik….
Chetnie przeczytalabym oryginal i porownala z tlumaczeniem, choc nie wiem, czy ten ubaw jest wart bolu zebow (zawsze mnie bola zeby, kiedy czytam takie perelki;)
A tak w ogole, to dzien dobry:)
Nie tylko styl,.składnia szwankują,ostatnio w całkiem niezłej książce poprawiłam czarnym ołówkiem ortografię w naprawdę prostym słowie:((.Paczka spod Mediolanu (torba któraś tam z rzędu) szła do Lodzi przez Paryż.Jeszcze bardziej od śledzenia drogi podoba mi się tłumaczenie na polski,jednak muszę posiłkować się angielskim,by się zorientować 🙂
To miłe, że jeszcze ktoś zwraca uwagę na redakcję i korektę. Ja, jako były redaktor techniczny, ubolewam nad upadkiem tej dziedziny edytorstwa.
Mi to strasznie przeszkadza. Strasznie. ORTOGRAFY??? w KSIAZCE z numerem ISBN? Za coś takiego powinni zabierać numer, jak słowo daję, niech sobie “wydawnictwo” drukuje krzyżówki panoramiczne. Jego mać.
a ja znalazłem ORTOGRAFA w ostatnim wpisie blogowym u szanownej Barbarelli…. otóż nie z imiesłowami przymiotnikowymi zarówno czynnymi, jak i biernymi piszemy łącznie.
Tyle tylko,że od literatury ,niezależnie od tego czy pisanej czy tłumaczonej,nie tylko mamy prawo ,ale wręcz obowiązek żądać poprawnego języka.Mniej więcej tak,jak od architekta,by nie zaprojektował nam domu,który nam spadnie na głowę,od lekarza,by wyciął to co trzeba a nie dokładnie odwrotnie itd….
Wlasnie!
Ja nie jestem literatura! 😉
Potwierdzam. Też to widziałam. Nie jesteś literatką, więc może lepiej nie krytykuj innych, skoro sama nie jesteś w porządku.
Roznica jest taka, ze Barbarella zaplacila–swoje ciezko zarobione pieniadze–za przyjemnosc przeczytania tej ksiazki i w zwiazku z tym ma prawo i wymagac i komentowac.
Natomiast Barbarelli nikt nie placi za pisanie tego bloga, podobnie jak i nikt z nas czytelnikow nie placi za jego czytanie. Co wiecej nikt nas nie zmusza do czytania 🙂
pogięło Was już zupełnie, Barbarella ma pisać i krytykować bo za to się ją uwielbia i czyta, a jeśli ktoś (czytaj: Ty Gosiu) nie rozumie zabawy językiem to niech sobie wstydu nie robi i się nie wypowiada. A Barbarella dba o rozwój czytelnictwa w kraju jak mało kto !
Kobietooooo ! to jak ja np nie mam pięknych niebieskich ócz to nie mam prawa powiedzieć,ze ktoś ma kaprawe ? się czepiasz.
Mnie to strasznie przeszkadza, przeszkadza mi to. Sorry, Barb, ale mi na początku zdania wkurza mnie okrutnie. Chyba, że to żart?
Tak patrzę, gdzie pracuje ta pani, i przypomniało mi się, jak kiedyś dostałam wku*wu nad książką wydawnictwa naukowego PWN, za ciężkie pieniądze, “mądrą,” nie jakąś tam literaturą piękną ;), której po prostu nie dało się czytać. Też była przetłumaczona z niemieckiego tak koszmarnie, że nie dość że się nie dało czytać, to jeszcze była kompletnie bez sensu. Dobrnęłam do 1/3 i wysmarowałam maila do pwn-u, oczywiście bez odzewu.
Do autora trzeba było napisać, tak sobie teraz myślę…