Oj prawda, że wolałabym Dytko w lustrze oglądać, niż siebie. Bardzo do siebie pasujemy po zimie ze Szczypawką: ja wyglądam jak duża Czubaka, a ona – jak mała. W związku z powyższym zabrałam się za rachunki, bo mi kupa papierów urosła i trzeba było cos przedsięwziąć.
Zatem przedsięwzięłam, zwłaszcza, że nowoczesność mi się wdarła do domu i zagrody i dostałam jakieś LOGINY i HASŁA, gdzie mogę sobie obejrzeć kartotekę lokalu. Zalogowałam się, zahasłowałam i jęłam oglądać. Szybko doszłam do wniosku, że nie rozumiem NIC. Na przykład, skąd mi się wzięło jakieś dziwne SALDO. Przeklikałam wszystkie wpłaty czynszów i dotarłam do dziwnej kwoty BILANSU OTWARCIA, która za cholerę nie wiem, z czego wynika (to jak gra w Monopol, że na początek się dostaje kupkę pieniędzy?), ale wisi na koncie i robi za nadpłatę. No żesz jasna cholera, zamiast iść w długą na dzianiny i akcesoria do Mango, to jakieś nadpłaty hoduję?…
Z tego zdenerwowania normalnie poszłam oglądać serial i palec mi się opsnął i włączyłam „Chirurgów”, których już od dawna nie widziałam. I znowu siedziałam i się denerwowałam, że to jest serial WYBITNIE dla idiotów, a wszystkie bohaterki są jakieś opóźnione. I tak cztery odcinki pod rząd się denerwowałam, aż komuś uciekł lew i wszystkich pogryzł. A najgorsze, że jak już zaczęłam, to muszę skończyć sezon (co za głupi serial!) (ale powiedzcie mi, że tez tak macie, ze jak Meredith zaczyna się śmiać takim swoimi rechocikiem, to macie ją ochotę złapać za włosy i trzasnąć o metalową szafkę?… Plis plis plis?… Nie jestem sama, prawda?…)
W dodatku, jak widzę, skończyło się słoneczne dolce vita, póki co. Biedna rzeżucha.