Patrycja nam w samochodzie oszalała i każdą drogę zaczyna z
Hamburga. Zanim złapie właściwą pozycję, to twardo jedziemy przez Niemcy – czasem
nawet godzinę albo lepiej. Dziś do pracy np. jechaliśmy przez Schmalzberg
(halo? Czy to przypadkiem nie jest ze Świata Dysku?).
Oraz – w drodze do i z pracy mijamy zwierzęta. Konie, krowy.
Bociana jednego na słupie. Kozy czasem. Kury. Bażanta, zająca, albo sarenkę,
jak się trafi. A dziś? Dziś widziałam trzy wielbłądy (w tym jednego białego),
dwa osły, zebrę i stadko kucyków. Biały wielbłąd biegł przez pastwisko, a jego
dwaj ciemniejsi koledzy żarli liście lipy. Nie mam delirium tremens, tylko cyrk
do Pruszkowa przyjechał.
I bardzo się cieszę, że N. znalazł dziś wreszcie tego trupa.
Bo już nie chciałam nic mówić, ale z lodówki od jakiegoś czasu ciągnęło nam
trupem. Odbyło się generalnie sprzątanie zawartości i mycie – nie pomogło.
Odbyła się powtórna ostra selekcja – nie pomogło. Kawa na spodeczku nie
pomogła. Trup się zalągł. Ja już miałam przerażającą wizję małej myszki
(Stuarta Malutkiego), co się wkręcił w agregat i tak wonieje. Okropieństwo. No ale
dziś rano N. mi oświadcza „MAM TRUPA!”. And the winner is… SER oczywiście!
Francuski. Żeby go wszystkie psy i małe pieski też. Drogie dzieci – nie odkładajcie
niczego na później, a zwłaszcza miłości (jak radziła Poetka) i francuskiego
sera. Ser został umieszczony w hermetycznym pojemniku, a do otwierania założymy
kombinezony HAZMAT. Podróż Marka Twaina z serem limburskim mi się przypomniała.
Z zagadnień, które mnie nękają ostatnimi czasy (intelektualnie,
naturalnie), wymienię dietę frutarian. Ta taka z kucykami z Notting Hill, co
była frutarianką i uważała, że marchewki zostały brutalnie zamordowane. Zagłębiłam
się w szczegóły i okazuje się, że frutarianie jedzą tylko te owoce i warzywa,
których zerwanie nie powoduje śmierci całej rośliny. Czyli marchewka nie – bo to
morderstwo. Kalafior, rzodkiewka, cebula, sałata – to samo. Szparagi jeszcze
gorzej, bo w dodatku pedofilia. Szczypiorek, koperek – nawet jeśli ucięty z
korzenia, to ciężkie okaleczenie. Ale na przykład taki pomidor, skoro pomidory
są jednoroczne? Albo bakłażany czy cukinie? A ziemniaki? Czy zjedzenie ziemniaka
to morderstwo?…
Wniosek z tego taki, że zjadłabym ruskie. Z cebulką.
Nieprawda, frutarianie po prostu jedzą owoce. Witarianie również warzywa, nasiona, orzechy itd.
ja tylko jednej rzeczy nie rozumiem – po co Wam uruchamiać nawigację, żeby dojechać do pracy????
Tak, córeczka 😉
Już nawet przekonałam synka, który liczył na brata, że dziewczynki też są super;)
Koniku, córeczka:-))))))))))))))
Mam w lodówce od dwóch tygodni ser norweski,długo dojrzewający w grotach.W trzech workach go mam.Odwagi nie mam:-)bo wali tak,ale tak,że oczy łzawią.Zjadłam jeden plaster na początku,pyszny był,ale ręce musiałam umyć szczotką.
Jak dalej będę się tak zdrowo odżywiać,niewątpliwie zostanę burmistrzem Schmalzberga.
Ech, też coś bym zjadła. Serem bym nie pogardziła:)
A ja dziś z okazji dnia dziecka, w prezencie dla mojej córeczki, zjadłam całą czekoladę;)
na na na na a ja co sobotę jem u mamy ruskie oraz takie z mięskiem też :-p nie znudziły mi się od iks lat 😀 mniam
To ja tylko tak nawiasem wspomnę, że Schmalzberg rozumiem jako góra smalcu, więc wcale mnie jakoś nie dziwi, że Patrycja zaproponowała objazd przez taką właśnie miejscówkę… 😀
Przy spożywaniu ruskich ginie głód 😉 Potem, w zależności od możliwości trzewi, ginie “ruchawość” 😀 spać się chce i w ogóle. Ale poprzestańmy na tym głodzie 😉
Z punktu widzenia tej frucośtam, ginie cebula, pszenica, jeno tym ziemniakiem to, jeśli dobrze zrozumiałam, może nas taka osoba pobłogosławić i łaskawie pozwolić skonsumować.
Niedługo to znajdą się tacy, co będa musieli wyprowadzić się na pustynię i będą żreć piach, bo wszystko inne będzie w ich mózgach cierpiało 😉
a co ginie przy spożywaniu ruskich… ?:))
…. zjadłam wczoraj,
z dużą ilością cebulki,
LEŻĄ we mnie do dzisiaj!
to kara za lenistwo i zamówienie jedzenia z dowozem 🙁
ah, ruskie…!
ah, z cebulka…!!
😀
sie rozmarzylam…
A nasza “Patrycja” kiedys uparcie za kazdym razem zaczynala z Paryza, myslalam ze to tylko nam sie taka obsesyjna wariatka trafila. przestala dopiero po wgraniu nowej plyty.
Zróbcie tak jak w “Trzech Panach w Łódce” – zakopcie ser na plaży i cieszcie się mahoniowym powietrzem 🙂
Ufff, całe szczęście, że to tylko cyrk z Pruszkowa, bo już się bałam, że postanowiłaś przetestować DOSY, dźwiękowe dragi w formie plików dźwiękowych (2zł plus VAT dawka). Podobno widzisz po nich co chcesz, wielbłądy też. Wczoraj na Onecie było. Przyszło toto, jak całe dobro tego świata, z Ameryki.
Dokąd zmierza ten świat??!!