Przeurocza jesień.
Doprawy jak w wiktoriańskich horrorach.
Żałuję, ze nie mam czarnej, lekko nadpleśniałej sukni a la sutanna, we włosy trochę pajęczyn – idealny strój na dziś.
Kilka dni temu musiałam być asertywna we własnej kuchni – otworzyłam bowiem szafkę dokładnie w momencie, kiedy paczka chrupkiego pieczywa właśnie z niej wymaszerowywała raźnym krokiem.
Mole, ich mać.
Trzeba było wszystko wywalić – nie, żebym miała nie wiadomo jakie zapasy. W dodatku odnalazł się słoik miodu, uznany za zaginiony (w akcji). Ale i tak się boje, bo te france potrafią się przyczaić i poczekać na lepsze czasy, nawet, jak się umyje szafki jakimś paskudztwem.
Oraz kupiłam sobie na leżaczek dwa Koontze, niestety jakoś tak je zahaczyłam zębem i przeczytałam niechcący. „Przepowiednia” bardzo miła, „Ocalona” – nooo, pierwsze rozczarowanie Koontzem. Rozlazła się na końcu.
Czyli zapasy na leżaczek musiałam uzupełnić. „Kill Grill” i „Z wąskim psem do Carcassonne” plus paczka od Hanki – leżą z napisem „NIE DOTYKAĆ, ŻEBY NIE WIEM CO”. Jedzie jeszcze nowy King z Merlina, Woody Allen i Patricia Highsmith. Jakoś jej nie czytałam, nie wiem, jak to możliwe.
Czasami wierzę w inteligencję SI. Oto, co mi iGoogle zapodało na dziś:
„Sometimes the appropriate response to reality is to go insane” – Philip K. Dick
PS. “Wąski pies” to w tym przypadku whippet. Prześliczny, prawda? Jamniki tez można zakwalifikowac do wąskich psów, z tym, że krótko.