KRWAWA BAJADERA MODE ON

Normalnie od paru dni jestem Krwiożerczym Pomidorem.

Przechodze płynnie i bezwysiłkowo od stanu Maksymalnego Wkurwienia na Wszystko (AAAAAAAAAAby kota rozedrzec lub sponiewierać – DZWOŃ) do ciemnej dziury wypełnionej dywagacjami natury ponuro – filozoficznej.

Standard dżezowy.
Niczego nie osiągnęłam w wieku 33 lat, nie spełniam oczekiwań rodziny, mam wielka dupę (JAK DWIE SZYNKI W WORKU) i cellulitis.
Skąd przybyłam?…
Dokąd zmierzam?…
Kto za to zapłaci i dlaczego znowu europejski podatnik?…

W dodatku jak mi się dziś od rana zabrali w robocie za MIGRACJĘ DANYCH tak wymigrowali mi cały komputer do naprawy. Kondensatory na plycie głownej ciekły.

Ja im kurwa pocieknę.

Przy życiu trzyma mnie jeden jedyny fakt: za tydzień jedziemy do Santiago.
GDYBY NIE TO…

To za 3 dni kręciliby o mnie dokument „Wyjątkowo brutalny przypadek masowego morderstwa w siedmiu centrach handlowych przy uzyciu młotka i nici dentystycznej”.

A może to przez ten wiatr?…
Cathy i Heathcliff tez nie zachowywali się zbyt racjonalnie z powodu zamieszkiwania wietrznych wrzosowisk.

No nie wiem.
Ide poszukac kota.

RYBA MNIE DZIS PRZESLADUJE

Widziałam dzis z rana ciężarówkę z napisem „ŚLEDŹ NA KAZDĄ OKAZJĘ”.

Nie, żebym nie lubiła sledzi, ale od razu „na kazda okazję”?… Śledź zaręczynowy?… Śledź ślubny?… Śledź z okazji urodzenia pierwszego potomka?… Śledź z okazji obrony pracy doktorskiej?… No nie wiem. Jakos chyba wolalabym jednak brylant.

Po ostatnich wydarzeniach (sprzątanie w zamrażarce, odkrycie tacki przeterminowanych mrozonych anchovies, poczęstowanie kotów) N. stał się bezsprzecznie PANEM I WŁADCĄ KOTÓW Z CAŁEJ OKOLICY. Zrobią dla niego wszystko, wystarczy poprosić.

To ja podam przepis na boquerones (czyli na te małe sardynki, jak kto woli – większe anchovies):
Małe sardynki bez flaków posolić (najlepiej gruba morska solą), wsadzic w ocet i moczyc jakies 3 – 4 godziny (ja je trzymałam cała noc i wyszły trochę za ostre, chociaż jak ktos lubi, to proszę bardzo). Otrzepac z octu, ułożyc jednowarstwowo w płaskim naczyniu, zalać oliwą z czosnkiem pokrojonym w plasterki i posypac natka pietruszki. Odczekać jakąś godzinę. Pożerać z bagietka lub grzankami z tejże.

Do tych sardynek najlepiej pasuje wino rioja lub jakiekolwiek inne hiszpańskie oraz wakacje na Kanarach.

GORSET Z KOTA WANTED

Plecy mnie rąbią coraz bardziej.
Po korytarzu przemieszczam się przyklejona do ściany niczym Kobieta – Glonojad, ewentualnie Kobieta – Kisiel (ach! Kto jeszcze pamięta Wuja Rafała, który dawał performens udając przemieszczający się po ścianie kisiel, wydając jednocześnie dzwięki zatkanej rury kanalizacyjnej?… Wuju! Wuj się odezwie!).

W domu mam zadziwiające urządzenie do przemiany materii w energię.
Cholerny świerszcz zjada kawałek jabłka wielkości ziarnka pieprzu, co pozwala mu drzeć morde CALUTEŃKĄ NOC BEZ PRZERWY i to TAK głośno, że słychać go w CAŁYM DUŻYM DWUPOZIOMOWYM mieszkaniu, pomimo zamkniętych drzwi. Czy ja bym mogła poprosić jakichs specjalistów od zimnej fuzji czy czegoś w tym stylu o zabranie świerszcza do laboratoriów celem przeprowadzania na nim eksperymentów? To jest FIZYCZNIE NIEMOŻLIWE, żeby takie małe stworzonko robiło tyle hałasu. To chyba jakiś alien, albo satelita szpiegowski, albo pod podłoga mam stos atomowy, tylko o tym nie wiem (jak Hogbenowie. Z tym, że oni wiedzieli).

Tak, że do tej pory łapałam N. za poły, kiedy zrywał się z łóżka niczym Pan Wołodyjowski z okrzykiem „ZABIJE TEGO CHOLERNEGO SKURWYSYNAAAA! JA SIE MUSZE W KOŃCU WYSPAC!”… A teraz nie wiem, czy następnym razem go złapię. Nie wiem. Może mi się wymsknąć z rąk. Mogę nie zdążyć.

Aaaa, no i muszę, MUSZE się podzielic cukiereczkiem jaki znalazłam wczoraj na moim ukochanym forum:

Czy sa jeszcze takie kobiety, czy świat stanął na głowie i teraz kobiety sa “wyzwolone” (by Pan Szczepan).

Jak myslicie?…

JAK TO – ZNOWU PONIEDZIAŁEK? CHYBA COS SIĘ ZACIĘŁO

Więc wracam w piątek do domu i co widzę?
AWIZO WIDZĘ.
W sensie, kurier 00011 zamiast paczki ostawił awizo na którym proponuje mi telefon w celu umówienia się na ponowne dostarczenie przesyłki (A MOWILAM ZE TO NIE JEST ODPOWIEDNI CZŁOWIEK DLA MOJEJ PACZKI!).
Wiec ja w płacz. MOJA SZERYL KROWA!…
Wiec N. za kierownicę: „Jedziesz ze mną? MAMY DWADZIEŚCIA MINUT!”
I pojechaliśmy przez ciemne lasy, pełne wyjących wilków, odbijać przesyłkę z magazynu przesyłek. I odbiliśmy. I słuchałam mojej Szeryl Krowy, i wszystko skończyło się dobrze, a w nocy spadł śnieg…

Prawda, jak lubimy sobotnie poranki w ciepłej piżamce, z oknem śnieg, a my przy stole, z ciepłą herbatką, patrzymy sobie na ten śnieg?… NO WIĘC W SOBOTĘ RANO WYSIADŁ PIEC.

(Dlaczego W OGOLE mnie to nie zdziwiło? Czy mój piec jest ojcem Marvina z „Autostopem przez galaktykę”?)

N. prewencyjnie odział mnie w 6 warstw polaru i wywiózł do matki; naprawa pieca zajęła im z moim ojcem CAŁA SOBOTE – plus cygara i wymiana radia w samochodzie, a ja spędziłam popołudnie w moim rodzinnym domu. Matka nieco była nerwowa z uwagi na niepomyślne wyniki głosowania w „Tańcu z gwiazdami”, usadowiłam się zatem w kątku, poza zasięgiem rażenia, i czytałam sobie „365 obiadów” Lucyny Cwierczakiewiczowej.

Od razu we wstępie pani Lucyna pisze tak: „Żonom zawsze powtarzam, że smacznie przyrządzony obiad jest podstawą szczęścia domowego i dobrego humoru męża”.

Ha. Kroniki wspominaja pania Lucyne jako babę tłustą („Olbrzymiej tuszy babsztyl schodzący po schodach tyłem, bo normalny marsz z góry na dół uniemożliwiał jej wielki biust i brzuch zasłaniające schody”) i wyjątkowo kłótliwą, nie zachował się natomiast przekaz o tym, czy w ogóle kręcił się tam jakiś Ćwierczakiewicz. Ale chyba się kręcił, bo gdyby była panienką, to chyba Ćwierczakiewiczówna, a nie –owa?…

Książka oprócz przepisów na potrawy („Wziąć sześćdziesiąt jaj”) zawiera niesamowite rozdziały, na przykład „PRZYGRZEWANIE WOGÓLE”: „Nic w kuchni nie wymaga większej inteligencyi, jak przygrzewanie” (zawsze to powtarzam, wkładając do piecyka kurczaka z KFC).

Z przepisów pani Lucyny wynika, że dobra kucharka musiała być naonczas troche psychopatką: „Indyki, kury, perlice, gdy potrzeba, aby prędko skruszały, utopić żywcem w zimnej wodzie”, albo: „Każda pieczeń baranią, chcąc żeby była krucha, obwinąć w serwetę umoczona w occie i zakopać na parę dni, najwyżej pięć, w piwnicy w ziemi, lub w ogrodzie, a nabierze kruchości, jak najlepsza zwierzyna. Nie można jednak zakopywać dwa razy w to samo miejsce, bo czuc będzie stęchlizną”.

(Przepis na kruszenie pieczeni baraniej przekazywany jest z pokolenia na pokolenie wśród jamników, bo one wszystko zakopuja, tylko czasem im się pomerda termin ekshumacji i wyciągają DORBZE już skruszałą – a nawet lekko cieknącą – pieczeń po jakichś 3 tygodniach).

Cudne czasy.
Coś mi strzeliło w plecach na amen. Chyba trzeba mnie będzie podeprzeć etażerką.

BABA, JAKA JEST, KAŻDY WIDZI

No dobra.
Merlin wprowadził śledzenie przesyłki.

Ajmsory, cztery razy na godzine sprawdzam, co się dzieje z moja przesyłką (o godzinie 23.06 WESZŁA DO SORTERA PACZEK i została ukierunkowana, o 7.01 nastąpił ROZŁADUNEK, a o 7.30 została wydana kurierowi numer 00011 – dlaczego musiała tak długo czekac na kuriera? Dlaczego nie ma zdjęc kurierów z życiorysami – a jak dostała się w nieodpowiednie ręce? Dlaczego moja paczka szwenda się po sorterach paczek o jedenastej w nocy, kiedy to powinna grzecznie spać na grzędzie wraz z innymi paczkami, a nie się włóczyc po nocy BÓG WIE GDZIE?… CUDOWNA sprawa takie sledzenie przesyłki).

W domu mam na stanie jednego (szt. 1) męża z bólem gardła. Musiałam wczoraj produkować wsciekłe psy w tempie dośc szybkim (mojemu mężowi na rozmaite schorzenia pomagają tylko, jedynie i wyłącznie wściekłe psy, serwowane z odpowiednią częstotliwością).

A własnie. Moi drodzy.
Bo wynalazłam nowy drink i jako, że jestem filantropem, to się podzielę recepturą.

Drink nazywa się „DZIKA SUKA” i robi się go analogicznie do wściekłego psa, z tym, że z sokiem z czarnej porzeczki. Dopuszczalna jest także wersja z sokiem z jeżyn.

Poza tym jestem nieprzygotowana.
Nikt ze mna nie skonsultował ataku ZIMY z dnia na dzien.
Ja się dopiero zaczynałam łagodnie, powolutku przyzwyczajac do JESIENI, tak? A tu z dnia na dzien SYBERIA!
W tej chwili proszę mi to białe gówno pozamiatac i zapomnijmy o tym niesmacznym incydencie.

(a Zebry pies wchodzi do zmywarki, żeby wylizac talerze – aaaaaaaahahahahha!… Nic godności w tych jamnikach).

JEŚLI DZIS CZWARTEK, TO GDZIE SIĘ PODZIAŁA ŚRODA?

W tym roku zdążyłam kupic obwarzanki. Pięć sznurków. Na razie zjadłam jeden.

Wytrąbiłysmy wczoraj z Zebrą butelke litewskiej nalewki na porzeczce czarnej, celem utrzymania się przy zyciu, bo tradycyjnie bardzo zmarzłam. Żebym NIE WIEM CO na siebie założyła – zawsze zmarznę na cmentarzu. Trochę mnie dziś łupie głowa, ale najgorsze było to, że nie mogłyśmy zatańczyc na stole, choć już nam lekko w piersiach grało.

Spoko.
Do nowego domu mamy zamówiony BARDZO solidny, debowy stół, trzymetrowy, i nikt, NIKT mnie nie powtrzyma przed zatańczeniem na nim z moja siostrą, jeśli akurat będziemy miały taka fantazję.

A będziemy miały. O to jestem spokojna.

Natomiast zupełnie nie rozumiem, dlaczego moja rodzina pokładała się ze śmiechu, jak im oznajmiłam, że mam zamiar pobierać lekcje jazdy konnej. Niech się smieją, ciekawe, czy będą się smiac, jak ich minę kłusem na klaczy wierzchowej. Ha.

Rozważam jeszcze lekcje ikebany oraz kurs na sommeliera.
Z tym, że – jak powiedziała Zebra i trudno mi się z nia nie zgodzić – „od ikebany dupa ci nie schudnie”.

Podobno na południu Polski pada śnieg.
ŚNIEG, TAK?????????

AAAAAAAAAAAAAAAAA.

JESLI DZIS WTOREK, TO PATRZ PONIEDZIAŁEK

Strzeliło mi dzis rano cos w plecach.
Wszystko przez to, ze Hanka siedzi w domu wygięta w precel, a ja przecież jestem z nia połączona kosmosem, więc co miałam tak chodzic luzem bez żadnych objawów w kośćcu. No to ten. Chyba mnie z rana lekko wygło. Chodząc korytarzem jęczę jak duch Króla – Ojca, jeszcze tylko łańcuchy powinnam za sobą wlec.

A WSZYSTKO PRZEZ TEN KLIMAT! Widziałam kiedys reportaż z Kaliforni – no więc tam 70-letnie babunie robią sobie zastrzyki z silikonu w usta i mają 19-letnich kochanków, tak? BO NIE MAJĄ JESIENI I ZIMY i nic ich nie strzyka w plecach.

Oraz znowu poszło mi oczko w rajstopach, psia krew. Ja nie wiem, producenci rajstop to najgorsze, najbardziej pazerne świnie, jakie chodzą po tym globie. TO NIEMOŻLIWE, żeby nie można było wyprodukować rajstop, w których nie leciałyby oczka. NIE MOZ LI WE. Na pewno JEST taka technologia, tylko leży zamknięta gdzieś w sejfie NASA, bo producenci rajstop płacą GRUBY SZMAL, żeby nie dostała się w ręce kobiet, które codziennie musza kupowac NOWĄ PARĘ RAJSTOP która im się NATYCHMIAST DRZE.

Czytałam kiedyś taka powieśc, amerykańską, o jednej pani – bardzo piekną, jak powiedziałaby moja babcia – która mąz podejrzewał o to, że go zdradza, i regularnie ja lał. Jak się ładnie uczesała, to ją lał, jak kupiła sobie szminke – tez ją lał, no i jak odkrył, że ma oczko w rajstopach, to zlał ja okrutnie, bo stwierdził, że na pewno kochanek z niej zdzierał te rajstopy i dlatego są podarte.

HAAAAAAAAAA HAHAHAHAHA.
No to mój mąż musiałby mnie lać dość często.

(ta pani później się na tego męża trochę zdenerwowała i go zabiła i uciekła do przyjaciółki i było śledztwo i policjant odkrył, że to ona zabiła, ale postanowił ze jej nie wyda, bo ten jej mąz to był zły człowiek, że tak ja lał, a najlepsze, NAJLEPSZE w całej książce było wiecie, co?… ZE ONA FAKTYCZNIE MIAŁA TEGO KOCHANKA. Mam nadzieje, że ja lał.)

JESLI JEST PONIEDZIALEK, TO NIC MI SIE NIE CHCE

Na dobry początek weekendu kelnerka w Lokancie wylała na mnie czerwone wino.

Tak, byłam w sweterku ecru.

Nie, w ogóle się nie wkurwiłam. Nawet mi ulzyło, ze nareszcie to NIE JA wylałam wino. Bo jakos ostatnio wylewam. Odkąd mam hiszpańskie odplamiacze, rozlane czerwone wino nie jest dla mnie czynnikiem stresogennym.

Florian drze ryja po nocach straszliwie. Najgorsze jest to, że do tej pory siedział w salonie i można było zamknąc drzwi i jednak troche mniej go było słychac, a teraz niestety przemiescił się i siedzi w strefie open space i nie bardzo go można wyciszyc. A ja myślałam, ze lubię świerszcze. Okazuje się, że to stworzenia z piekła rodem, rozrzucane przez jeźdźców apokalipsy. Ktokolwiek w Pinokiu zatłukł młotkiem świerszcza – ROZGRZESZAM GO.

N. wpadł na pomysł, jak zachęcić mnie do przeprowadzki do nowego domu. Wykoncypował mianowicie, że przeniesie tam książki, za którymi powinnam pójść jak szczur za szczurołapem z Hamelin. Pół soboty układałam książki w nowej bibliotece.

(Nie, ze ja się nie chce przeprowadzic do nowego domu. Nie. Po prostu słabo mi się robi na mysl o zakupie mebli, pakowaniu i rozpakowywaniu. Gdyby mnie ktos uśpił w starym domu i obudził w nowym – byłoby naprawde znakomicie).

Złamałam się i kupiłam sobie w Merlinie nowego Kinga i płyte Sheryl Crow. OK. – możecie się ze mnie smiac, a ja lubie Sheryl Crow – przynajmniej ostra babka z niej, a nie jakas miągwa.

I Bisquit.

Lód był dziś rano na szybach.
JAAAAAAAAAAAA SIĘ NIE ZGADZAM!

ZIEW

Ja to nie mogę wyjechać na delegacje jak normalny człowiek albo ciocia Stasia, nie nie nie. Zawsze musi mi się cóś przytafić w tak zwanym międzyczasie. A to na pociąg zabładzę, a to premier Iranu mnie zdenerwuje…

Przyjeżdżamy z lotniska do hotelu, a tu pod hotelem – telewizja, policji jakies sto wozów, sześc kuloodpornych Audi zaparkowanych w rządku… Ach jo!… – zmartwiłam się, bo byłam już nieco zmęczona – DOWIEDZIELI SIĘ, ze przyjeżdżam… NO TRUDNO – poprawiam włosy i zabieram się do wychodzenia z samochodu, ale pani Ela mnie łapie – A PANI GDZIE! Chce pani, żeby panią ARESZTOWALI?…

Bynajmniej nie chciałam i powiedziałam to głośno.

Okazało się, że to, co wzięłam za serdeczne przywitanie, było obstawa premiera Iranu, który – oczywiście – wybrał sobie hotel, w którym nocowałam. Akurat wybierał się na kolację i musieliśmy przeczekać wyjazd kawalkady lśniących i ryczących Audi w obstawie migających policwozów.

Premier Iranu. PFFFF.

A poza tym to nudno było w sumie.
Nie zabładziłam.
Nie aresztowali mnie.
Nie spóźniłam się na samolot.
Za to samolot – owszem, więc jestem dziś niewyspana jak stary smok.

Świerszczowi pokroiłam wczoraj jabłuszko i podałam na talerzyku. Gra wieczorami jak kapela cygańska. N. ma w stosunku do niego uczucia ambiwalentne – to go leci rozdeptać, to sprawdza, czy coś jadł. Chyba nazwiemy go Florian.

ZENEK, TO NIE TEN. ZENEK, TO NIE TEN IDIOTO!

Jest ten świerszcz.
To nie był omam.
Zagrał nam wczoraj Czajkowskiego do kolacji.

Co jedzą świerszcze?…

(Ja nie wiem, dlaczego ta przyroda sobie MNIE upodbała i się znęca i pakuje do mieszkania – CZY JA SIĘ WPYCHAM np. mrówkom do mrowiska albo nie wiem… Szpaczkom do budy?…)

Oraz boli mnie głowa.

Oraz oglądaliśmy wczoraj GALAXY QUEST – bardzo głupi film, który jednakowoż uwielbiam (mój mąz oczywista przez cała projekcję wpatrzony był w cycki Sigourney Weaver, zwłaszcza pod koniec, kiedy jej się mundur podarł). Najbardziej lubię kwestię małych, zielonych stworzonek: „Wygląda jak dziecko… WALNIJMY GO KAMIENIEM W GŁOWĘ A POŹNIEJ ZJEDZMY!”.

Melduje uprzejmie, ze w klapkach EMU chodzi się cudownie. Jakbym miała na nogach dwie puchate chmurki.

(Oraz razem z klapkami EMU kupiłam sobie złote balerinki z brokatu ale ciiiicho! NIE MÓWCIE NIC MOJEMU MĘŻOWI przed którym je SCHOWAŁAM – ledwo biedaczek przeżył te klapki, gdybym go zaatakowała do kompletu brokatowymi balerinkami, mógłby dostac zawału albo – co gorsza – wywalic mnie z domu, a noce już jednak chłodne).