Mieszkam naprzeciwko alei wysadzanej kasztanami.
Kiedy bylam w wieku kasztanowym i zaczynaly spadac kasztany, wszystkie były natychmiast ZBIERANE. Zdobyc ladnego kasztana – duzego, nie skaleczonego, z polyskiem – HO HO! To było dopiero COS! Na kasztany chodzilo się jak na polowanie, upatrzone zzrzucalo się z drzew, bo na ziemi już żadne kasztany nie lezaly. Żeby dopasc naprawde szpanerskie kasztany, wstawalo się o brzasku jak za okupacji…
Od paru ladnych dni spadaja kasztany i LEZA… Leza PO KOSTKI, mnostwo jest porozdeptywanych, leza w trawie – piekne, brazowe, czysciutkie, lsniace jak dobrze utrzymany kon… CO JEST? Dlaczego NIKT nie zbiera kasztanow? Co się stalo? Kasztany maja chorobe popromienna po Czernobylu? Już nie robi się w szkole kasztanowych ludzkikow, bo wszyscy maja barbie i harypotery?…
TAK BYĆ NIE MOŻE! W niedziele ide z wielkim worem i WYZBIERAM CO DO JEDNEGO! Trudno – będziemy je suszyli, kisili, marynowali, wieszali, robili nalewki, palili nimi w kominku… NIC MNIE TO NIE OBCHODZI! Nie będą, sierotki, lezaly na ziemi, samotne, niepozbierane, tylko dlatego ze mlodziez nam glupia wyrosla i na kasztanach się nie zna!
Kto jeszcze do Komitetu Obrony Praw Kasztana – palec pod budke!