O TYM, JAK WYCZOŁGAŁAM SIĘ Z CZARNEJ DZIURY

Z serialu o Osieckiej została mi piosenka o Mońku Przepiórko. Cały czas śpiewam „A Moniek Przepiórko wciąż siedział na schodach…”, a N. wywraca oczy na lewą stronę, nie wiem dlaczego – bardzo fajna piosenka. O miłości i z morałem. Faceci nie doceniają.

Moja ciotka była na tomografii. Teraz siedzi, analizuje i doszła do wniosku, że nie ma ani jednego zdrowego organu. No, może za wyjątkiem śledziony, tylko że wyszło w praniu, że śledzionę ma drugą – ja bym się cieszyła z takiego bonusu, no ale ona się oczywiście martwi. Mówię jej, że może jednak by poczekała, co powie lekarz, ale ona jest zdania, że NIC SIĘ NIE SPRAWDZA z tego, co lekarze mówią. 

Czy ja wiem – w serialach medycznych się sprawdza. Niektórych oczywiście.

Natomiast ja dla odmiany byłam w Madrycie, z czego się cieszę, bo od tych mrozów i ciemnicy dostałam kryzysu egzystencjalnego i osobowość zaczęła mi się rozpadać na kawałki. A zatem pojechaliśmy i było ciepło i kwitły migdałowce i od razu osobowość mi się z powrotem zintegrowała do kupy, a nawet jakby zobaczyłam światełko w tunelu. Małe i daleko, ale zawsze.

Od piątku po południu nie było jak chodzić po ulicach – takie tłumy się nagle pojawiły. Ci, których przeraża wizja wyludniającej się Europy, powinni odwiedzić Madryt w piątek po południu (w sobotę w sumie też). W dodatku pół Madrytu w remontach, co krok coś rozbabrane, wszędzie płoty odgradzające mniejsze i większe dziury i wykopy. A w bonusie policja ze znudzonymi minami codziennie rozstawiała barierki, bo demonstracje. Zapytaliśmy taksówkarza, o co znowu chodzi.

– Ja to nie wiem, tu codziennie są demonstracje, jedna, dwie, kilka. Ciągle demonstrują. Kot umrze i jest demonstracja – stwierdził pan taksówkarz i zaczął narzekać na Ubera.

Demonstracje demonstracjami, a dostać się do niektórych knajp NIE BYŁO SZANS. Nawet, jak się przyszło pięć minut po otwarciu, to już stała kolejka. Takiego szaleństwa dawno nie widziałam, przysięgam. 

Żeby nie było, że tylko w knajpach siedzieliśmy – w najbardziej intensywny dzień zrobiliśmy 22 tysiące kroków. W pozostałe mniej, ale niewiele. Tam się nawet przyjemniej chodzi, bo słońce, bo ładne widoki, bo pachnie z knajpek rozgrzaną oliwą. Przywiozłam sobie apaszkę w jamniki.

Jedyne co nie bardzo, to mieliśmy pokój w drugą stronę. Zwykle zatrzymujemy się w tym samym hotelu i pokoje mają ten sam rozkład, ale tym razem dostaliśmy odbicie lustrzane – niby nic, a cały czas byłam zakręcona. Okno ze złej strony, łóżko odwrotnie, nawet przesuwane drzwi w łazience ciągle szarpałam, bo inaczej się zamykały. Człowiek to jedna wielka chodząca nerwica, powiadam Państwu, wystarczy coś lekko przesunąć i się robi KLOPS.

A na lotnisku N. przeczytał mi wypowiedź posła Goska „Jestem sportowcem, a alkoholem się brzydzę” – muszę przyznać, Panie Pośle, że ja to się brzydzę alkoholem najczęściej następnego dnia i nie piję wtedy do końca życia. 

Bardzo jestem Madrytowi wdzięczna, że mnie wyciągnął z zimowej czarnej dziury, ale dobrze że wróciliśmy i teraz muszę odchudzić siebie i Mangustę, bo Zebra na mnie krzyczy, że jest upasiona. Biedactwo, widocznie też źle znosi zimę i zajada stres. 

Przeczytałam w samolocie „Nikt nie odpisuje”. Bardzo mi się podobało.

2 Replies to “O TYM, JAK WYCZOŁGAŁAM SIĘ Z CZARNEJ DZIURY”

  1. Też mam drugą śledzionę, o czym dowiedziałam się z TK kilka miesięcy temu. Może oni na tej TK specjalnie tak diagnozują? Przychodzi człowiek z jakąś biedą, to radiolog myśli, a dam mu coś ekstra, niech myśli, że ma czegoś więcej. No nie wiem, ale myślę, że te drugie śledziony to przez TK.

  2. Przez Ciebie zaczęłam oglądać The Pitt, a nie zamierzałam, no i przepadłam. Ech. Chociaż Carter z Cartera nie ma nic moim zdaniem 🙂 oprócz poczciwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*