Uznając przedstawione w komentarzach argumenty (oraz fakt, że i tak czekam na nowe odcinki) obejrzałam drugi sezon Białego Lotosu. I nawet się ucieszyłam, bo gra Aubrey Plaza. W ogóle jakieś bardziej pozytywne wibracje ma sezon drugi, niż pierwszy, a i bohaterowie jacyś bardziej. Nawet nie miałam ochoty wszystkich co do jednego porżnąć piłą łańcuchową, jak to miało miejsce w pierwszej części.
Tylko Tanya… Och, Tanya, obcasy na jachcie? Taka byłaś dzielna, dziewczyno, biłam ci brawo, a tu ci masz.
Natomiast (teraz będzie tytułem wstępu). Od pewnego czasu prześladuje mnie nazwa marki odzieżowej, którą oczywiście zapomniałam, a to było coś takiego kolorowego jak Desigual, tylko bardziej nylonowego i obcisłego (typu Versace) i droższego. I był sklep w Madrycie obok Plaza Mayor, ale już go nie ma. No po prostu zapomniałam na kamień i wkurwia mnie to niebywale. I tak sobie oglądam ten Lotos, aż tu nagle asystentka Tanyi pojawia się w bluzce z tej firmy. A ja nadal nie pamiętam, jak ona się nazywa! Na szczęście okazało się, że ta cała Portia i jej dziwaczne ciuchy jest IKONĄ i każdy jej outfit został zanalizowany, rozłożony na czynniki pierwsze i opisany na portalach modowych. No i wystarczył lekki gugiel.
CUSTO. Ta cholerna marka nazywa się Custo Barcelona i nareszcie przestało mnie swędzieć pod czaszką.
No dobrze, ale teraz jestem strasznie wkurwiona na męża Tanyi i MAM NADZIEJĘ, że ta z zębami to agentka FBI pod przykrywką i dobierze mu się do dupy. Bo jak się draniowi upiecze, to więcej nie oglądam. I chcę zwrot za bilety. Czy tam abonament. ZROZUMIANO?
A w przeddzień kobiet byłam z koleżankami na drinkach (za kwaśne i wylądowałyśmy na domówce) i jednym z tematów rozmów był, uwaga, topos kobiety wmurowanej w kulturze Albanii. Przysięgam. Boże, w jakim ja się kulturalnym towarzystwie obracam!
Jest tak ładnie, słonecznie i ciepło, a mnie od dwóch dni nowa boli jak dziurawe wiadro. Na deszcz i na pył znad Sahary (ciekawe, czy będzie widoczny gołym okiem). I są już bratki i prymulki w szkółkach ogrodniczych, ale jeszcze rachityczne. Tylko hiacynty wyglądają mężnie, ale hiacynt to dwa dni i po hiacyncie. Za to kupiłam nasiona maków, chabrów i lnu – ale to N. musi wysiać, bo ja nie mam tak zwanej ręki do ogrodnictwa. A niby do czego mam!…
Ja również mam nadzieję, że mężowi Tanyi któraś w końcu utnie jakąś końcówkę.