Tysiąc osiemset dwudziesty czwarty dzień stycznia – tak się czuję; styczeń to najohydniejszy i w związku z tym najdłuższy miesiąc w roku. I jeszcze na dodatek umarł David Lynch, a ja czekałam na następny sezon Twin Peaks, bo na przykład kim (i dlaczego) był facet z zapalniczką? Już się chyba nie dowiem. Pamiętam pierwsze Twin Peaks, jak mnie hipnotyzowało, leciało w piątki wieczorem – moje koleżanki latały na randki albo dyskoteki, a ja czekałam na następny odcinek. Zresztą nie oszukujmy się, nie było to żadne poświęcenie z mojej strony, bo na randki nikt mnie wtedy nie zapraszał, a dyskoteki kochałam mniej więcej tak samo, jak teraz. Więc w sumie Agent Cooper spadł mi z nieba – i już został w moim życiu, na zawsze.
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, o co chodzi z absolutną wszechobecnością pistacji we wszystkim? Dlaczego NAGLE wszystko jest z pistacjami i / lub kremem pistacjowym? I o co chodzi z dubajską czekoladą? Może nie rozumiem fenomenu, bo nie lubię pistacji (ani czekolady) – to znaczy, mogę zjeść trzy – cztery solone pistacje raz w roku i wystarczy (najchętniej do wina w tapas barze, czasem podają). Ale żeby mi ta zielona maź z kruasanta wypływała, to niechętnie. Czy pistacje to kolejna matcha? Której też nie lubię i też była we WSZYSTKIM, chyba tylko w rosole nie.
Tymczasem na HBO następny serial zahaczający o medycynę – no proszę, jaką jestem trendsetterką; wystarczyło pomarudzić kilka lat, a rzucili nie jeden, a dwa nowe medyczne seriale! Koleżanka mówi, że to ma być taki żeński odpowiednik House’a. No ja nie wiem, na razie jest pierwszy odcinek i pani senator z „House of Cards” jest po prostu zwyczajnie niemiła dla pacjentki – a nawet nie tyle niemiła, co stwierdza, że trzeba zrobić kolejne badanie, a wszyscy od razu huzia na nią, że w ogóle JAK TO i co z satysfakcją pacjenta! No powiadam Państwu, zawsze mi się śmiać chce w tych momentach i mam taki pomysł, żeby zrobić serial o tym, jak oni się leczą w Polsce, u naszych lekarzy. Najpierw się próbują zapisać (pierwsze trzy sezony), a później idą na wizytę, no bardzo, BARDZO jestem ciekawa, jaka by im w efekcie wyszła satysfakcja pacjenta. Dopiero by mieli porównanie, co to znaczy NIEMIŁY lekarz (no dobra, moja ginekolog jest miła, w sensie bez przymilania, ale grzeczna i otwarta na pytania, naturalnie prywatnie, chociaż to też nie jest oczywiste, że jak prywatnie, to nas potraktują jak człowieka). No więc bicz pliz, na kim u nas w Polsce zrobi wrażenie lekko szorstka lekarka, która w dodatku zleca konkretne badanie. A w ogóle to wzięła i uderzyła się w głowę i zobaczymy, czy dalej będzie tak fikać, czy ją ujarzmi system.
A w dodatku listonosz wrzuca do naszej skrzynki cudzą korespondencję, może z przepracowania, a może obcy wywiad (albo i nasz) obrał sobie moją skromną skrzynkę pocztową za miejsce kontaktów, a może to listy do mnie, tylko osobowość mi się rozpada i zapomniałam, jak się naprawdę nazywam? Jedno wiem na pewno – styczeń nie działa na mnie dobrze. Do widzenia. Idę się rzucić z dachu.