O BLISKICH SPOTKANIACH

Miałam męczący sen – śniło mi się, że muszę zapłacić jakiś POTWORNY VAT. Suma była po prostu kosmiczna, a na dodatek nie mogłam znaleźć maila od księgowego, w którym była konkretna kwota jaką mam zapłacić i tak się motałam, szukałam, obudziłam się zmęczona, przygnębiona i pół dnia do dupy przez to.

Niby czerwiec to tez jest bardzo w porządku miesiąc, ale jak sama nazwa wskazuje – strasznie robaczywy. W sobotę wydarłam się na tarasie, bo chodził po mnie pająk – nieduży, szary, ale z tych włochatych. TAK się wydarłam, że przez dwa dni później bolało mnie gardło – bałam się, że to może znowu COVID, ale po dwóch dniach przeszło. Nie wiedziałam, że potrafię wrzeszczeć AŻ TAK.

A wczoraj wróciłam ze spacerku z Mangustą, robiłam sobie herbatę i poczułam, że cos mnie łaskocze w szyję z tyłu. Machnęłam ręką i usłyszałam PLOP! – o podłogę. Patrzę – a to spadł ze mnie WIELKI CZARNY ZUK, aż dziwne, że nie czułam go na plecach, bo ważył z pół kilo! Nie miałam czasu wrzeszczeć, bo musiałam go szybko wyeksmitować, zanim Mangusta się nim zaopiekowała paszczowo i zrobiła w nim dziury. Udało się, ale najchętniej bym kliknęła „NIE LUBIĘ TO” jako podsumowanie całej sytuacji.

Uważam, że niniejszym wyczerpałam pulę spotkań trzeciego stopnia z robalami i chciałabym, żeby się ode mnie odczepiły!

Dziękuję za wszystkie serialowe podpowiedzi („Podróżników” nawet miałam na liście w Netflixie, tylko jakoś się nie zebrałam). Na razie odkryłam Cormorana Strike na HBO – nooo, zacny. Z tym, że na jednym forum przeczytałam komentarz, że intryga kryminalna to w sumie schodzi na drugi plan, bo wszyscy się zastanawiają, kiedy Cormoran się spiknie z Robin. I ja też tak mam! Został mi ostatni sezon, niestety.

I odkryłam stary brytyjski serial „Cold Feet”. No – to jest niezła jazda!

I teraz wszystkie filmiki na fejsie mi mówią, że mam gruba dupę, ponieważ mam wysoki kortyzol. Czyli teraz muszę obniżyć kortyzol. Czyli nie powinnam czytać przed snem książek o mordercy znad Green River?…

O ZNIKANIU

Drogie Bravo – w zeszłym tygodniu rozważałam amputację nogi. Bo ciągle boli i boli, utykam, nie mogę iść z Mangustą na spacer, a obie byśmy bardzo chciały – no to trudno, niech mi utną i dadzą protezę. Pistorius maratony wygrywał na dwóch protezach w końcu. A nawet zaczęłam namawiać koleżankę, co się zsunęła ze schodka pomiędzy pociąg a peron (bo to jest NIEMOŻLIWE DO ZREALIZOWANIA w XXI wieku, żeby peron i schodki pociągu były na jednym poziomie, no po prostu AI jeszcze się nie zajęła kolejnictwem w Polsce, może ona coś poradzi, bo jeśli nie, to się nie zapowiada) i też miała pokaleczoną nogę i posiniaczoną – może jak pójdziemy we dwie, to nam dadzą zniżkę? Obcinamy dwie nogi w cenie jednej. Albo chociaż druga 60% taniej. Albo 40% taniej – bądźmy ludźmi! Ale ona nie wyrażała entuzjazmu, a ja sama to niechętnie gdziekolwiek chodzę, najwyżej do spożywczaka. No chyba że z psem, ale na salę operacyjną psa nie wpuszczą. I tak na razie nogi mam obie, z czego sprawną jedną, ale co dalej – to nawet najstarsi górale nie wiedzą (bo nie zamierzam się ich pytać, chciwych dziadów).

Niejako przy okazji doszłam do wniosku, że chętnie bym oddała około połowy tyłka. No bo tak – wszędzie spodenki z wkładkami powiększającymi dupę, ćwiczenia na powiększenie pośladków – a ja ręce załamuję, bo swojej najchętniej bym się pozbyła, a tu ludzie (kobiety) pieniądze płacą, żeby mieć większą. I pomyślałam, że przydałaby się jakaś fundacja, z rodzaju tych, co się do nich człowiek zgłasza, a oni mu szukają psa. Takiego, żeby pasował charakterem i stylem życia i w ogóle. Więc może taka fundacja by się podjęła kojarzenia w pary – oto przychodzi pani z dużą dupą (ja), której chce się pozbyć, a inna pani chętnie przygarnie. I wtedy wilk syty i Manchester City. I tylko producenci odzieży ze sztucznymi pośladkami niezadowoleni. Zresztą, może to przez ich lobby takie organizacje nie powstają, bo komu by wciskali swoje obrzydliwe spodenki!

A wczoraj w pracy chciałam napisać datę płatności faktury i patrzę, którego to my mamy maja. A TU JUŻ NIE MA MAJA! MAJ JUŻ MINĄŁ! I dostałam tachykardii, bo JAK TO – przecież jakieś kilka sekund temu był długi weekend i maj MIAŁ SIĘ ZACZĄĆ, a tu cyferka przeskoczyła na czerwiec? Jak, gdzie i KIEDY to się stało? Ja nie wiem, podejrzewam, że w Wielkim Zderzaczu Hadronów jednak wyprodukowali czarną dziurę, która im uciekła i teraz krąży i pożera czas i różne rzeczy (bo oprócz maja zginęła mi jeszcze ulubiona gumka invisibobble). No wiem, że ciepłe miesiące zawsze mijają szybciej, niż jesienno – zimowe, ale żeby tak po prostu ZNIKNĄĆ? 

Nie mogę żadnego fajnego serialu ostatnio znaleźć. Żeby był dłuższy i człowiek się zaprzyjaźnił z bohaterami. I na poziomie „Dobrej żony” czy House’a , a nie jakaś sieczka, no bo ile można oglądać powtórki, nawet jeśli się uwielbia Carmelę Soprano?