O MUŚLINOWEJ BABCE I PRZEJEDZENIU

Dear Diary, jakoś mnie te święta zmęczyły. W sumie nie wiem, dlaczego – bo tylko u Zebry byłam, gdzie dokładnie udeptały mnie jej psy, a szwagier pokazywał, w którym miejscu na głowie odczuwa wbijający się gwóźdź, kiedy je chrzan. I dlatego chrzanu NIE JE. Ale ćwikłę już może i je, bo mu się nie wbija. Zagadkowe to wszystko.

Natomiast moja siostra miała jakieś rozedrganie wewnętrzne, bo najpierw twierdziła, że ja mam w życiu szczęście, że taki mąż mi się trafił, a N. z kolei ma pecha, że trafiłam mu się ja. A później po drinku bieguny magnetyczne jej się przesunęły i doszła do wniosku, że wszyscy faceci są tacy sami i N. też i w zasadzie nie ma co przesadzać z tym szczęściem. O co chodziło – doprawdy nie wiem, bo byłam skupiona na ściąganiu psów za nogi z krzeseł, żeby nie jadły ćwikły z talerzy, bo jeszcze im zaszkodzi.

A już prawdziwą Wielkanoc urządził N. w domu. Rano sięgnął do szafki po puszkę groszku – i wybebeszył CAŁĄ PÓŁKĘ, wyjął wszystko i przez godzinę ustawiał przetwory kategoriami, kolorami, smakami i dodatkami. Po prostu zrobił szafkowo – puszkowo – słoikową rewolucję, na wszelki wypadek trzymałam się od tego z daleka. 

Po czym po południu miał wyciągnąć z szafki puszkę tuńczyka. Chyba nie muszę mówić, CZYM to się skończyło. TAK – OWSZEM: wywleczeniem wszystkich konserw rybnych i ich układaniem przez półtorej godziny – smakami, gatunkami ryb i stopniem uwędzenia. Jak poprzednio, starałam się nie zbliżać do epicentrum, ale niestety dosięgnęły mnie rozkazy „A teraz podawaj mi makrele, chyba że w pomidorach, to nie – te w pomidorach ułóż osobno ze wszystkimi rybami w pomidorach”. 

Dlaczego niektórzy mają natchnienie na porządki w szafkach akurat w Wielkanoc – tego nie wiem, ale przynajmniej wszystkie ryby w pomidorach leżą od teraz na półce razem (do następnego sprzątania, podejrzewam, bo może wówczas nastanie całkiem inna koncepcja).

A babkę w tym roku zamówiłam nie drożdżową, a muślinową. Dziewięćdziesiąt żółtek na kilogram mąki, proszę ja was. Naprawdę smaczna, ale człowiek (ja) daje radę zjeść tylo nieduży kawałek na raz – no i bardzo dobrze. I tak czuję się od trzech dni jak faszerowany indor. 

Całuję świątecznie w mokre noski (no, bo Lany Poniedziałek!) i idę słuchać nowego odcinka o morderstwie u Agi Rojek. Aloha!

5 Replies to “O MUŚLINOWEJ BABCE I PRZEJEDZENIU”

  1. z tą influenserką było wyjątkowo creepy, bo ona ma cały czas dostępne konto na Instagramie i można było obejrzeć fotki robione kilka dni przed śmiercią. i nie ukrywam, że fascynuje mnie, czy oni ten rosołek na wzmocnienie, czy jak…

    • Mnie się spodobało wyjaśnienie, że tam jest takie gęste zaludnienie, że w zasadzie nie ma co zrobić z trupem i najczęściej ludzie (no… w sensie – mordercy) rozczłonkowują, żeby się jakoś pozbyć.
      A jak już pokrojone i stoją duże garnki, no to…

      • Halo, wzywa się do powrotu, bo już nam tu nudno i smutno. Czyżby Hiszpania? Jeśli to zazdraszczam lekko, bo u mnie aktualnie mroźny polski kwiecień, no czy kiedyś pozbędę się zimowej kurtki z grzbietu?

  2. Przeczytałam o tych puszkach ułożonych po wojskowemu w szafkach i przeraziłam się. U mnie mało, że puszki, nawet z tym samym produktem, porozstawiane na różnych półkach, to czasem i w różnych szafkach. Bo jakoś nie mogę spamiętać, po poprzednich zakupach co gdzie wsadziłam, więc kolejne dorzucam trochę przypadkowo.
    Więc mi by się przydał ktoś, kto by mi takie porządki zrobił. Nawet i w święta niechby robił (a ja bym uciekła do ogrodu w tym czasie).

    • W sumie porządek w szafce jest zjawiskiem pożądanym.
      Ale trochę się wkurzyłam, bo tu święto, a tu brodzę po kolana w puszkach i zrobiłam sarkastyczną uwagę, że MOŻE W TAKIM RAZIE przyniosę fiszki, żeby mógł skatalogować wszystkie puszki i ich miejsce spoczynku. A jeszcze niech zrobi spis z natury i powiesi na drzwiach.
      Na co N.:
      – DOBRY POMYSŁ!
      Ja nie mam siły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*