Wstaję rano i mam wszystkie objawy COVID, które przechodzą mi dopiero po lekturze newsów w internecie – bo wtedy są wypierane przez objawy śmierci mózgowej.
Byłam w moim ukochanym sklepie Action – ale tylko ciśnienie mi się podniosło, bo całe dwie alejki DEKORACJI ŚWIĄTECZNYCH. Bombki, trąbki, reniferki, łańcuchy oraz bardzo dziwny wiklinowy kosz bez dna, który oglądaliśmy z N. ze znakami zapytania w oczach, dopóki nie zobaczyłam tabliczki z opisem, że to stojak na choinkę. No i zaszczepili mi gwiazdkową psychozę, że czas się oglądać za prezentami. Piszę do Zebry SMS-a, czy pamięta, jak u nas zawsze biedna przepracowana babcia musiała się przebierać za MIkołaja, bo faceci byli do niczego. A ona mi na to, że najlepiej pamięta, jak przed Gwiazdką zawsze znajdowałyśmy prezenty i bawiłyśmy się nimi, a później udawałyśmy BARDZO ZASKOCZONE. „Zawsze były z nas mendy” – podsumowała i ja się muszę z nią zgodzić, chcąc nie chcąc.
Natomiast inny numer nie z tej ziemi jest taki, że dopiero niedawno dowiedziałam się o istnieniu cieszyńskich kanapek. Co za wstyd! Uwielbiam kanapki, moim marzeniem jest wizyta u Trześniewskiego, u Basków jestem w samym środku raju, a naszych własnych rodzonych kanapek cieszyńskich nie znałam. A żeby było weselej, to N. jeździ w tamte okolice od ładnych kilku lat. No to mu kazałam kupić te kanapki i przywieźć mi przy pierwszej okazji (specjalnie jechał z lodówką). Więc moim skromnym nikogo nieobchodzącym zdaniem – ta ze śledziem nic a nic nie jest przereklamowana, i bardzo mi smakowała ta z pastą z makreli. Za to pasta jajeczna ciut dla mnie za słona. A na dodatek poczęstował znajomych Czechów, którzy mieszkają przy samej granicy i TEŻ nie znali cieszyńskich kanapek! No to teraz już znają.
A propos Czechów – kto mi tu polecał Jaroslava Rudisa? Skończyłam „Czeski Raj” i „Koniec punku w Helsinkach” i zabieram się za „Grandhotel”. Bardzo polubiłam jegomościa. Za to od koleżanki dostałam „Ludzi na drzewach” i sama nie wiem, czy mam ochotę zaufać autorce, po tym jak „Małe życie” zmarnowało mi kilka ładnych wieczorów. No, zobaczymy.
Nie lubię, jak N. musi wstawać o trzeciej rano – latem to jeszcze: ciepło, prawie widno i wychodzi się z psem bez szoku termicznego, wszystko pachnie, ptaszki kląskają i jest do przeżycia. Ale teraz, jesienią (i cholerną zimą)?…. A fuj.
No właśnie mam taką refleksję, że te cieszyńskie kanapki są sławne tylko w określonych kręgach i warto by popracować nad marketingiem, chociaż w sumie PO CO, skoro i tak schodzi cały nakład w sklepach codziennie do godziny 10 – 11.
A Rudis jest przecudowny, ja nie wiem jak Czesi to robią z literaturą, że z każdego tematu potrafią zrobić METAFIZYKĘ.
Dzień dobry. A ja byłam święcie przekonana,że kanapki cieszyńskie są znane w całej Polsce 🙂 Jak dla mnie, to tylko kanapka z sałatką 😉 Pozdrawiam z Cieszyna 🙂
Zapraszam do siebie na świeże wrażenia poFuerteveruriańskie
Nie zamieściło mi komentarza!
Bo faktycznie na Costa Calma nie ma NIC innego, tylko te hotele, ale po namyśle – na północy niby trochę więcej rdzennych mieszkańców, co robią w miejscowej infrastrukturze typu szkoły, szpitale, urzędy… ale i tak większość żyje z pracy w hotelach, knajpach i sklepach. Więc pewnie też im się dostało 🙁
Ja to się trochę jednak boje samolotu, no i co to za przyjemność z chodzenia cały czas z maseczką na pysku?…
Jezdze w okolice Cieszyna od lat, ale o kanapkach tez nigdy nie slyszalam. O piramidach, o kierpcach i znam osoby, ktore robia koniakowskie koronki (i stringi swego czasu), oscypki w kazdej postaci, ale kanapki? Czlowiek ciagle sie uczy, jednak, niestety.
Ku jezioru włączyłam, ruski katastroficzny, pandemia te sprawy.
Podziw dla N.za tak wczesne wstawanie, to ja bym sie spac chyba nie kładla, rety.
Ahhhhh kanapka ze śledziem!!! uwielbiam!! jadlam w sierpniu, zawsze jak jestem w okolicy nie odpuszczam
Ja też pisałam o Rudišu! Od czasu, kiedy przeczytałam u niego o tabletkach przeciw śmierci jestem psychofanką. “Grandhotel” cudny, a już najcudniejsza jest w nim postać wuja Winnetou.
Ja! Ja pisałam o Rudisie nie tak dawno! (no dobra, o Niebie pod Berlinem bardzo dawno).