O TRZĘSIENIACH ZIEMI I MIŁOŚCI MIĘDZYGATUNKOWEJ

 

Wpadł mi w ręce… hm, ręce? W przeglądarkę internetową artykulik o trzęsieniach ziemi we Włoszech, rozpoczynający się pytaniem, czy można się spodziewać, że one w najbliższym czasie się skończą. Otóż, te trzęsienia ziemi biorą się z tego, że dwie płyty tektoniczne – afrykańska i eurazjatycka – zachodzą na siebie dokładnie na linii Apeninów. To wjeżdżanie jednej płyty na drugą odbywa się w tempie dwóch centymetrów na rok. DWÓCH CENTYMETRÓW NA ROK. Oczywiście, wiedziałam ze szkoły i tak dalej, że one cały czas się poruszają, ale nie spodziewałam się, że tak PĘDZĄ – raczej obstawiałam jakieś milimetry na stulecie czy coś. Konkluzja artykułu jest taka, że nie, w najbliższym czasie te trzęsienia ziemi nie ustaną, góry będą się nadal przekształcać, a przez „najbliższy czas” rozumiemy kilka milionów lat.

Kolejny powód, żeby owinąć się polarowym kocykiem na kanapie – póki jeszcze ją mamy, zanim płyty tektoniczne pod naszą kanapą na siebie nie wpadną albo się nie rozlecą. Celebrujmy nasze kanapy!…

Tymczasem kolega poinformował mnie (znając moje niezdrowe zainteresowania w tym obszarze) o nowym narkotyku pod nazwą „krokodyl”. Podobno fantastyczny – człowiek go zażywa, po czym zaczyna gnić od środka oraz schodzi z niego skóra. Japierdzielę, co się dzieje z tym światem? Gdzie te czasy, kiedy zażywało się narkotyki dla przyjemności – opium, LSD, kokainę, żeby mieć odlot, poszerzyć percepcję, poczuć się zajebiście, nawiązać łączność z Wszechświatem? Teraz w ofercie – kołatanie serca, zatrzymanie krążenia, odwodnienie, wpadanie w szał i zjadanie zwłok, gnicie od środka i tym podobne atrakcje. Czy naprawdę wszystko na świecie musi iść w złym kierunku? Zamiast już dawno wydestylować jakiś supernarkotyk bez skutków ubocznych, to ludzkość produkuje krokodyle.

A pobór moczu dziękuję, świetnie. Wczoraj kicałam za psem z przeciętą wzdłuż na pół małą butelką po wodzie mineralnej, przy czym Szczypawka od razu po podetknięciu uciekała albo przestawała sikać, a ja się przewracałam nosem do przodu, więc było naprawdę bardzo zabawnie. Udało mi się w końcu złapać coś około tych wspomnianych dwóch mililitrów. Pan doktor przyjął, więc teraz to już jego zmartwienie, co z tego wyciśnie. Jak tak szurałam w kucki z tą butelką w ślad za psim tyłkiem, to miałam filozoficzne przemyślenia na temat ludzko psiej miłości, którą te małe kudłacze nas oplątują, żeby następnie całkowicie wejść nam na głowę. A już jamniki są w tym absolutnymi mistrzami.

Chociaż ja przecież uwielbiam chodzić z jamnikiem na głowie.

3 Replies to “O TRZĘSIENIACH ZIEMI I MIŁOŚCI MIĘDZYGATUNKOWEJ”

  1. Ech, Barbarello, odkryłam Twojego bloga przypadkiem i jestem uzależniona. Uwielbiam Twoje poczucie humoru, w pracy po parskaniu śmiechem, czytam Twoje wpisy na głos 🙂

  2. A te żarówki ledowe (wpis wstecz) to już masz nazad normalne?
    Bo ten krokodyl to może jednak jest komuś na kwadracie u Ciebie pisany. Nie dziwi Cię, że jednego dnia masz zgniłe dłonie, a drugiego kolega opowiada o krokodylu?

  3. Mój pies miał 2 miesiące temu ciężką operację – nowotwór. Wycięli pół psa (w podobie jamnika), zszyli, ubrali w piżamę koloru blue i kazali pilnować, czy się wypróżni numerem 2. No więc wynosiliśmy go z mężem na taką pustą działkę obok naszego domu, a potem chodziliśmy za nim krok w krok, czyhając na każde przykucnięcie i bacznie oglądając efekty. Które zresztą przyjęliśmy z głośnym entuzjazmem. Wiemy więc co nieco, jak milusińscy potrafią nas omotać 🙂 Pobieranie moczu też było grane, ale u chłopaków jest ono jednak trochę łatwiejsze – słoik wystarczył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*