O TYM, ŻE TROCHĘ NIE OGARNIAM RZECZYWISTOŚCI CHWILOWO

 

Chyba weszłam wirusowi na ambicję i postanowił jednak mnie – mówiąc kolokwialnie – zaliczyć, bo od dwóch dni nie mam siły podnieść ręki oraz bolą mnie wszystkie stawy. Wypiłam właśnie saszetkę Vicks – ohydna w smaku, co prawda nie pomogła na ból głowy i ogólne rozbicie, za to zgodnie z ulotką grozi mi teraz zawał serca, obrzęk albo krwawienie do mózgu.

No chyba, że ta ogólnosystemowa NIEMOC to odpowiedź na moje modlitwy „i tylko siły mi nie dawaj, Panie Boże” (to dość popularna mantra wśród wielu zamężnych kobiet, jak przypuszczam). No i Pan Bóg wysłuchał i siły mi nie daje. Ostatnio zmawiałam ją w sobotę, kiedy N. szukał w kredensie tabasco. Oczywiście nie znalazł, mimo że stało na SAMYM BRZEGU w pudełku z napisem TABASCO. Jak podeszłam i podetknęłam mu pod nos, to powiedział „A tak, widziałem to opakowanie”. Wielu mędrców powtarza, żeby uważać, o co się prosi, bo można to dostać.

Jeszcze mi został kawałek nowej Marian Keyes – tak, ona miała depresję, z której się wygrzebywała przez kilka lat i pomogło jej pieczenie ciast. Napisała nawet książę „Saved By Cake” – z przepisami na ciasta (nie kupiłam, bo nie lubię ciast, oraz nie lubię piec). Wpływ depresji widać w „Tajemnicy Mercy Close” – zdecydowanie najsłabszej, moim zdaniem, z jej książek. Najnowsza Marian nie jest taka skrząca się humorem, jak wczesne tomy sagi o siostrach Walsh (chociaż ma smaczki, na przykład przechodni żart o damskich spodniach chino – naprawdę w Irlandii kobiety nie noszą spodni chino? Az się dziwnie poczułam, bo mam dwie pary i na lato bardzo je lubię), natomiast główna bohaterką mam ochotę potrząsać. Nie dlatego, że jest głupia, samolubna i bezmyślna, właśnie na odwrót. Dlatego, że myśli o wszystkich dookoła, tylko nie o sobie, oraz przez cały czas ma wyrzuty sumienia – nawet, kiedy leży w szpitalu całkowicie sparaliżowana przez chorobę Guillaina – Barrego. Ale to chyba dobry objaw, że czytelnik chce potrząsać głównym bohaterem, bo to znaczy, że się osobiście zaangażował?…

Natomiast nowy wspólnik biznesowy N. przyznał ostatnio w luźnej rozmowie, że słyszy głosy w głowie. Tak zupełnie swobodnie i bez żadnego skrępowania o tym powiedział. Fascynujące. Nawet trochę mu zazdroszczę (bo jego głosy mówią głośno i wyraźnie, czego oczekują, podczas gdy te moje… ech, szkoda gadać).

4 Replies to “O TYM, ŻE TROCHĘ NIE OGARNIAM RZECZYWISTOŚCI CHWILOWO”

  1. Ha! Glosy w glowie! Oby tylko z sensem gadaly… No ale skoro mu idzie w biznesie, to chyba mundre te glosy so. To w sumie tez mu zazdroszcze troche…
    I zdrowiej szybko, zdrowiej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*