Trochę było strasznie ostatnimi dniami, bo N. sprzątał garaż. A jak on sprząta, to nie ma, że coś przestawi, odsunie czy przetrze kurz, nie. Jest najpierw huragan, powódź i katastrofa nuklearna w jednym, wszystko wyczyszczone do gołej ziemi i nawet zarazki uciekają w popłochu, a następnie z rumowiska wyłania się Nowy Porządek. No więc jak on się zabiera za sprzątanie, to ja mam gęsią skórę. I osiedlam się w bezpiecznej odległości. No i sprzątał i znalazł dużo interesujących rzeczy – na przykład pluszowego hipopotama, którego dostała Szczypawka i jest przeszczęśliwa (a ja już trzy razy bym sobie wybiła zęby, bo nadepnęłam na niego i pojechałam po podłodze) oraz pudełko magnesów, które kupiliśmy w IKEA jakieś bez kozery powiem dwanaście lat temu albo i lepiej.
No i te magnesy mówię sobie, wezmę i będą na lodówkę, żeby przyczepić kartkę z rozpiską śmieci, albo kartkę „WYJĄĆ INDYKA”, albo „UWOLNIĆ WIĘŹNIÓW POLITYCZNYCH”, no takie co wszyscy miewają na lodówce, prawda. Po czym zrobiło mi się słabo, bo przypomniał mi się horror, w którym bohater (bohaterka?) porozumiewał(a) się z jakąś siłą nadprzyrodzoną (to były duchy czy UFO?) przy pomocy magnesików na lodówce (sklerozę mam i nie pamiętam, co to za książka – chyba Kinga?). I wyobraziłam sobie, że wchodzę rano do kuchni, np. zimą – jeszcze ciemno jest – N. nie ma, bo w delegacji, a na lodówce emotikonek z magnesów! Albo wzór na pole kwadratu. Wszystko jedno co, ale bynajmniej nie przeze mnie ułożone. CO TO, TO NIE – wywiozłam magnesy do biura, gdzie mamy tablicę magnetyczną w pokoju ZGOŁA INNYM niż mój, i niech tak zostanie.
W międzyczasie zrobiłam pierwszy raz w życiu tymi oto ręcami kruche ciasto na kisz, bo normalnie używałam zawsze gotowca, tymczasem okazało się to banalne i kisz Lorraine wyszedł bardzo pyszny (i tłusty). Moja kochana siostra Zebra tak sobie podlała ten kisz, że z dziesięć razy mówiła do N. „Ty na nią uważaj, ona miała złamanie z przemieszczeniem i nawet nie pisnęła! To wiesz, uważaj na nią”. Też uważam, że powinien uważać (niekoniecznie z uwagi na złamanie).
A daj przepisa na ciasto 🙂
250 g mąki, 150 g zimnego masła pokrojonego, płaska łyżeczka soli, wymieszać, wbić jajko i przeszczypać palcami, a później zrobić kulkę. Jak się nie chce zlepić w kulkę, to 1 – 2 łyżki zimnej wody. Owinąć folią i wpizgnąć do lodówki na pół godziny.
Potem kazali wałkować – nie wałkowałam, wylepiłam paluchami formę do tarty (28 cm) oraz podpiec 25 minut w 180 stopniach przygniecione fasolą. Podpiekłam bez żadnej fasoli, tylko podziabane widelcem, nic się nie wybrzuszyło.
Wielkie dzieki 🙂 może od Ciebie dobre fluidy popłyną. No więc dziś tarta z kurkami 🙂
a mi sie przypomniał wiersz Barańczaka “alba lodówka” o magnesach i komunikatach
Iiiitam, sprzątanie garażu raz na dwanaście lat można przetrzymać, nie? Może ściągnę od N. ten harmonogram i przestanie mi z tyłu głowy stukać: nie sprzątnęłaś od wiosny garażu, nie sprzątęłaś od wiosny garażu, nie sprz….
No i mam zabitego gwoździa. Pomóżcie! Gdzie był ten motyw komunikacji przez magnesy na lodowce? Ktokolwiek widział ktokolwiek wie
“Worek kości ” na podstawie Kinga. Brosnanowi tam duch na lodówce magnesy przestawiał .
Uffff wielkie dzięki 😉
DZIĘKI!
Tez nie mogłam sobie przypomnieć 🙂
A mnie sie z Deja Vu kojarza, gdzie za pomoca magnesow na lodowce komunikowal boski Denzel sam ze soba.. Nie wiem, co gorsze, komunikowac z duchami, czy z samym soba przesunietym w czasie…
AhhH świetny film 😉
To jest TA kisz, nie ten kisz.
W języku francuskim. W polskim to ten kisz.
We francuskim księżyc to ta księżyca, ale chyba się tym nie przejmujemy? 😉
Może być ta. Nieważna płeć, ważne, że był(a) pyszny(a).
Barbarello, a czy poznałaś Janinę? Janina prowadzi bloga. Nie tylko o maśle 😉
http://janinadaily.com/maslo-i-kwestie-ostateczne/
A dziękuję, zdegustowałam na fejsbuku jakiś czas temu!
Kisz robię wg przepisu mojej cioci z Tours, ona ma 87 lat i już od dawna nie bawi się w własnoręczne ugniatanie ciasta, daje francuskiego gotowca i też jest pysznie!
Też dawałam francuza, ale robiła się z niego taka papierowa podeszwa bez sensu, a kruche jednak trzyma w kupie. W dodatku zrobienie go zajmuje nawet nie pięć minut, tylko około trzech – tyle jeszcze mogę poświęcić. Najdłużej się zeszło z wytapianiem surowego wędzonego boczku na chrupiące skwarki, ale było warto.