O TYM, ŻE WÓDKI MI TRZA

 

No więc, z okazji Dnia Dziecka…

(mogę się napić? bo ze dwie lufy bym strzeliła jak nic)

… z okazji Dnia Dziecka, Szczypawka wystąpiła z przetoką na tyłku! Prawie co do dnia idealnie jak rok temu (i też przed naszym wyjazdem). Na poranne siusiu wyszedł mały, szczęśliwy, szary rozrabiaka, kopiący dziury i polujący na ślimaki, a wróciła włochata, załamana kupka nieszczęścia. No więc weterynarz, antybiotyk, tabletka przeciwbólowa (wepchnęłam palcem w gardło, a i tak za dziesięć minut odnalazłam tabletkę wiszącą jej na wąsach). Oraz moje ulubione zajęcia dodatkowe pozalekcyjne – gaziki, sól fizjologiczna, strzykawki do płukania i octenisept. Dobrze przynajmniej, że rękawiczki gumowe tak ładnie pachną, jedyne pocieszenie.

U weterynarza mój mąż wysłuchał uprzejmego, acz nieco oschłego wykładu, dotyczącego dawkowania karmy oraz tego, jak brzuch i nadwaga u jamnika obciążają poszczególne partie kręgosłupa i przednie łapy. Załamany tym, że ma psu odważać 80 gramów karmy dziennie I NIC WIĘCEJ, aż sobie kupił na pocieszenie psi bandaż (te takie gumowe, kolorowe, karbowane jak bibułka, co się same trzymają; od czasu, kiedy Szczypawka wróciła z takim na łapie, jest nimi zafascynowany).

Żeby było już całkiem wesoło, to samochód akurat poszedł na wymianę olejów i trzeba było odpalić ozdobę ogrodową w postaci wiekowego, zielonego landrovera, zwanego czule Svenem Skurwenssonem, ponieważ zawsze, ale to ZAWSZE ma dla nas jakąś niespodziankę. A to nie wchodzi mu wsteczny, a to nagle na środku skrzyżowania wysiada mu cała elektryka bez ostrzeżenia – no, takie tam. Kto miał landrovera, ten wie. No więc, dziś ŁASKAWIE odpalił, co było bardzo miłe z jego strony, bo minęło ładnych kilka tygodni od ostatniego rozruchu, w dodatku w nocy lało, a on jest wrażliwy. Ale przecież nie byłby Svenem, gdyby czegoś nie wykombinował. No więc, dostał jakiegoś szczękościsku i zamknął wszystkie drzwi, oprócz kierowcy. Śmiechom i żartom nie było końca, kiedy się ładowałam i rozładowywałam z siedzenia pasażera na ruchliwej ulicy, z cierpiącym psem z rozszarpanym tyłkiem, przez drzwi kierowcy (w sumie mogłam spróbować oknem, hm).

Tak to jest, jak się człowiek martwi głupotami (np. że ma blade nogi) – życie od razu wychodzi naprzeciw z niesamowicie atrakcyjną ofertą – nie masz czym się martwić? TO ZARAZ BĘDZIESZ MIAŁA. Zaprawdę, idę szukać wódki czystej i ogórasa.

 

10 Replies to “O TYM, ŻE WÓDKI MI TRZA”

  1. To Wy jeszcze tego Svena trzymacie? Dobre ludziska jesteście, naprawdę.
    Wytrzymałam z takim Skurwessonem rok i pożegnałam z ulgą oddając w ręce bardzo zarozumiałego wielbiciela landroverów.
    A niech ma, przemądrzalec.

  2. Kurcze! wszyscy tylko Szczypawka Szczypawka pieseczek pieseczek… A Svenowi komentarz to nie łaska?! no! i ja właśnie w tej sprawie… mój bohaterski Ford Galaxy zwany w czasie rodzinnych wyjazdów Kutafonem zwykle dopiero poza granicami naszego kraju dochodzi do wniosku, że czas by było się spierdo…ić! I otóż z Chudą mamy taką teorię, że on jeździ razem z nami do … auto-sanatoriów. I tak w Austrii na nartach nasz Kutafon urwał sobie tłumik…. We Włoszech przy 35 stopniowym upale zatkał sobie zawór recylkulacji spalin i zamówiliśmy mu lawetę do auto-szpitala… teraz w drodze do Czech zjarał sobie jedno oczko i łzy mu pociekły z dziurawego wężyka do płynu do spryskiwaczy… aż boje się go wystawiać z garażu…

  3. Widzę, że N. ma jakiś syndrom babciowy z tym dokarmianiem psa. Mam nadzieję, że mu minie.
    Powiedz Szczypawce żeby się nie wygłupiała i szybko zdrowiała, bo ogród bez wyrytych dziur to nie ogród a fauna też nie może się ot tak panoszyć, musi mieć kogoś nad sobą.

    A lufy? Na zdrowie!

  4. uhhh….. Dzielna badz! Wytrzymaj do konca szychty! (jesli akurat jestes w pracy). Potem w domu sobie lufniesz 😉
    Oby sie piesu szybko uleczyl tylko…

    A N. to co robi z tym gumowym bandazem?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*