O NIEBEZPIECZNYCH WITAMINACH

 

W weekend dopadły mnie witaminy; zawsze powtarzam, że witaminy to małe podstępne bestie, razem z kaloriami stanowią bandycki duet prowadzący działalność przestępczą wymierzoną w ludzki organizm. Strułam się młodą kapustką, w której jak się okazało poniewczasie nad młodością przeważyła zawartość saletry amonowej. Całą niedzielę było mi niewyraźnie oraz odbijało mi się styropianem. Jak to jednak człowiek nie powinien się rzucać na byle nowalijki, bo są sztuczne, pędzone i lepiej zaczekać te dwa tygodnie na autentyk z pola (zasada ta spełnia się również w szołbiznesie).

A propos szołbiznesu. Musiałam się jednak w niedzielę zwlec, przyodziać i udać na miejscowy festyn, bo moja siostrzenica występowała w lokalnym musicalu w roli kalarepki. Po mamusi – pamiętam jak dziś, jak jej mamusia w podobnych okolicznościach grała kapustę! Zachowało się nawet stosowne zdjęcie. Najwyraźniej mają genetyczne predyspozycje do kapustnych (fu… niech mi nikt nie przypomina o kapuście przez jakiś czas). Ja oczywiście w przedszkolu grałam gwiazdę, phi.

No więc, kalarepka wykonała układ taneczny, a następnie, jak aktorzy zostali ustawieni w jednej linii na koniec całego show, odstawiła numer Kaliny Jędrusik – a mianowicie, podniosła zieloną, szyfonową spódnicę i powachlowała się. Na szczęście, w odróżnieniu do tego, co podają źródła o pani Kalinie w podobnych okolicznościach – miała na sobie eleganckie majtki z Hello Kitty. Jednym słowem – sprzedała widowni profesjonalny sceniczny celebrity flash, jak to mają w zwyczaju najbardziej wzięte artystki obecnego pokolenia. Spadłam z rozkładanego z krzesełka ze śmiechu, chociaż jednocześnie trochę z podziwu – żeby tak umieć wykorzystać swój moment na scenie, ho ho. Chyba trzeba się z tym urodzić, w każdym razie – mieć predyspozycje.

A później sobie dalej cierpiałam na wzdęcie pomłodokapustne, a dookoła biegała zdenerwowana Szczypawka, ponieważ nasz sąsiad zza płota jest potentatem sadzonek warzywnych, a w szczególności pomidorów (tak, wiem, pomidor to owoc, bo można z niego robić dżem) (i to smaczny!). No i sprzedaje te sadzonki na lokalnym ryneczku w sobotę, a później przez resztę weekendu zjeżdżają do niego do domu zaprzyjaźnieni klienci, jak do Ojca Chrzestnego. Oczywiście, co zaparkuje jakiś samochód, to wśród psiej braci ulicznej wielkie poruszenie, trzeba wszak wydrzeć mordę, żeby nie mówili, że pies nie jest czujny. Pod wieczór ogłuchłam na lewe ucho od tej czujności. A jak w nocy mnie duchy straszą, to śpi jak zachloroformowana!…

W międzyczasie, N. nadal śmierdział jakimś olejem do konserwacji drewna oraz oglądałam “Żonę idealną” od początku, bo dostałam na DVD sześć sezonów. Uwielbiam Eli Golda. No i taki to weekend był. Skażony witaminą.

7 Replies to “O NIEBEZPIECZNYCH WITAMINACH”

  1. Uwielbiam dzieciece tatrzyki, po prostu uwielbiam. Wlasnie glównie za te kalarepki, choinki i inne kapusty 😉
    Tak z ciekawosci: czy N. nadal rąbie te podklady kolejowe? I na co?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*