Weekend cudny, wypełniony tym, co lubię najbardziej: robieniem NIC. Tzn. ja, bo mój mąż jest jak popcorn w tej maszynie – cały czas podskakuje i coś robi. Zepsułam mu kosiarkę SIŁĄ UMYSŁU, ale naprawił i ogolił trawnik razem z moimi stokrotkami. Ech.
Dostałam od sąsiada niesamowite ogórki, wiadomo, że takie prosto z krzaka są twarde, soczyste i pyszne, ale te na dodatek były jeszcze bardzo, bardzo ZIELONE, aż odblaskowe. W życiu nie widziałam, żeby ogórek w środku miał taki kolor.
Wieczorem na tarasie wylądował ogromny, chrzęszczący mega potwór – ŻUK pięć razy większy od słynnego deląża garbaża. Wylądował na plecach i nie mógł się odwrócić i i tak sobie jeździł w kółko i hałasował jak spory hydrofor. Jak go zobaczyłam, to miałam kilka pomysłów, jako to: a) zwymiotować, b) zemdleć, c) wyjechać… i pewnie któryś bym zrealizowała, gdyby N. się nie zajął sprawą – wzruszył ramionami, wyszedł na taras, pogadał z chrzęszczącą ohydą i ohyda odleciała. BRRR.
Po czym doszliśmy do wniosku, że to nie był żaden żuk, tylko DRON. Bo nie ma w Polsce żuków, które sięgają człowiekowi do łokcia! Na pewno dron, amerykański (dlatego taki pierdołowaty), albo – co rzucił odważnie N. – izraelski. Przyleciał, bo słyszał, jak N. się wypowiadał na temat izraelskiego wina. Serio, ostatnio w knajpach atakuje go izraelskie wino. We wszystkich lokalach typu “business lunch” jest w karcie i kelnerzy dość kategorycznie proponują je do posiłku. N. cierpi, bo zwykle jest cienkie, kwaśne, o niezbyt ładnym kolorze, za to drogie. Potwierdzam to, bo piłam jedno we Wrocławiu. I on od jakiegoś czasu wraca z delegacji i pomstuje, dlaczego musi pić wino niedobre i drogie, zamiast dobrego, w o wiele niższej cenie.
To przysłali nam drona, żeby zebrał wywiad.
I tak to u nas na wsi życie sobie płynie. Wydawało mi się, że komarów jakoś mniej się zrobiło, ale okazało się, że po prostu MNIE nie gryzą. Już nawet komary mnie nie chcą!…
no ja też lubię nic nie robić, czasem tak jest, że wychodzi nam to ze wszystkiego najlepiej
No masz rację z tym blogiem o życiu na japońskiej wsi :)! Świetny!
Ej tam,ej tam-od razu nie chcą.Mnie komary nigdy nie żarły jak byłam piękna i młoda,dopiero w tym roku im się odwidziało.Tzn do wczoraj,bo wczoraj wprawdzie nie odmłodniałam i nie wypiękniałam,ale im się znudziło.Jakieś takie kapryśne psiekrwie są .
Gdy Cię drony atakują, śpiewaj (na melodię pieśni oazowej “Jeśli jesteś dziś szczęśliwy”):
Gdy cię drony atakujom w dłonie klaszcz (klask, klask, klask)
Gdy cię drony atakujom w dłonie klaszcz (klask, klask, klask)
Gdy cię drony atakujom
Nie daj się tym brzydkim…
Gdy cię drony atakujom w dłonie klaszcz (klask, klask, klask)
Albo kołysankę:
Wszystkie rybki śpią w jeziorze,
ciuralla ciuralla la
A dron biedny spać nie może*
ciuralla ciuralla la!
*bo cały czas go wywołują przez radio!
To przez te samoopalacze pewnie
Ta niechęć konarów
cho do mnie, moje komary na bank Cię pokochają!