Czego się boicie najbardziej? Ale nie tak – wampirów, pająka – tylko tak najbardziej, na samym dole podświadomości? Bo ja – bólu.
I czytam teraz, co pisze Niemąż o odejściu Chustki – że cierpiała tak, jak nikt nie powinien cierpieć. I w głowie mi się to nie mieści. Że w centrum Europy w XXI wieku można dopuścić do tego, żeby terminalnie chorzy pacjenci nie mogli zaznać spokoju w swoich ostatnich chwilach. Że niesienie choremu ulgi spoczywa na barkach najbliższej rodziny i zależy od tego, czy znają, czy uda im się znaleźć lekarza, pielęgniarkę o tzw. ludzkim sercu, którzy zechcą, pomogą, przepiszą, nagną procedury, wyświadczą uprzejmość.
Nie mieści, a ogólnie to sporo mi się w głowie mieści (jak wszyscy wiemy).
Zresztą nie tylko terminalnie chorzy, uśmierzanie bólu traktuje się u nas jak fanaberię, bo przecież czego to się nie powinno wycierpieć dla zdrowia. Albo dla dziecka. Albo bo już cała zmiana w szpitalu poszła w piątek o 14.00 do domu na weekend i trzeba wytrzymać do poniedziałku ze złamaniem kompensacyjnym kręgosłupa, bo w sobotę i niedzielę nikt się tym nie zajmie (rok temu moja Babcia).
A jeśli ktoś uważa, że “cierpienie uszlachetnia” (i nie chodzi tu o cierpienie nad filiżanką latte, bo ma się jesienną chandrę), to niech się uszlachetnia sam we własnej sypialni, biczując albo wkręcając sobie palce w imadło – wolna wola.
Więc wszystkie ręce na pokład.
Pomóżmy Niemężowi tak, jak każde z nas potrafi. W końcu chodzi o nasz koniec, że tak brutalnie sobie pozwolę nadmienić.
Boję się tego samego co Ty oraz takiej nagłej niepełnosprawności, która uniemożliwiłaby wykonanie samemu tego co nie wolno. Na razie mam wybór i chciałabym, żeby tak zostało. Nie mam wątpliwości, że w tych najgorszych chwilach nie będę mogła liczyć na nikogo. Ci, którzy twierdzą inaczej mieli chyba tylko do czynienia z bólem głowy po nadużyciu. Pozdrawiam i dziękuję za poruszenie tego tematu, choć to temat-rzeka – ogólnonarodowy i końca nie widać.
Oczywiście bólu, ale też zależności od innych w chorobie i na starość, dlatego zazdroszczę temu małżeństwu lekarzy z Poznania odwagi i wiedzy, o tym, jak bezboleśnie i na swoich warunkach odejść z tego świata.
Ból wpisany jest w nasze życie, dopada nas bardziej i mniej spodziewanie. Bezduszności ludzkiej się boję, i tego, że kiedyś od niej może zależeć jakość mojego życia i umierania.