NA LUDOWO

 

Zbieram się do tych wędlin militarnych, ale to musze mieć filing. Bez filingu mi nie wyjdzie tak jak powinno. To na razie ludowy obiad będzie.

 

Po drodze ze stolicy na nasze skromne włości zbudowali karczmę. Przepiekną. Całe lato układali strzechę, malowali okna, mury się pięły, a robotnicy prężyli na kalenicy (ups!). Ślina nam ciekła, kiedyż otworzą to cudo.

 

Otworzyli.

 

Więc zajeżdżamy.

 

Wita nas ludowy wystrój. Spódnice ludowe przypięte do ściany jak trzeba, żelazka z dusza i bez, hacele figlarnie powbijane w belki (w celu dla mnie niejasnym, no ale). Ludowe ławy twarde jak jasny skurczysyn, no ale w takim ąturazu to chyba tak trzeba. Kelnerki na ludowo, menu a jakże w oprawie z desek. Z kominka się dymi jak jasna cholera.

 

Podbiegła kelnerka. Ważyła niedużo, a jednak cała podłoga dudniła i podskakiwała. Hałasu narobiła jak spory słoń. Trąc oczy bo dym szczypie zamówiliśmy barwnie, ludowo i do śmiechu opisane potrawy.

 

Kelnerka odbiegła z radosnym dudnieniem, powiewając ludową spódnicą.

 

(Deski na piachu, myslę sobie? Bez legarów? Może tak jest bardziej ludowo).

 

I tak sobie posiedzieliśmy z pół godziny, coraz bardziej trąc oczy, pokasłując i nasłuchując, czy aby nie dudni podłoga, co by oznaczało, ze może kelnerka ma dla nas choćby tę zamówioną wode, ale nie, twarda była. Te dziewczyny z ludu tak mają. Twarde serca i skóre na podeszwach. Woda i wino się odstały na barze, zanim nam je przyniosła, a co.

 

Po kolejnej półgodzinie wniesiono dania.

Nie, żeby niesmaczne. Ale np. dośc chłodne. Co zważywszy na czas oczekiwania było niejaką zagadką. Może tez musiały swoje odstać na ladzie, jak ta woda. Bardzo ładnie i elegancko podano mi placki ziemniaczane, usmażone na biodieslu, w dodatku chyba zimnym, bo dość były nasiąknięte tłuszczem.

 

W dodatku – jak się później okazało – oba dania były z jakąś ludową wkładką, która wdała się w ostry konflikt z naszą flora bakteryjną i dośc rączo opuściły nasz organizm.

 

Tak to jest z tymi przydrożnymi karczmami. Bardzo ładnie wyglądają i… bardzo ładnie wyglądają. Można się w nich fotografować (o ile zasłona dymna nie będzie zbyt gęsta), a jeść kanapki albo w przydrożnych barach bez pretensji do ludowości.

 

A szkoda, bo kto by nie wolał kaszy z maślanką zamiast hamburgera?… Okazuje się, że nie jest to jednak takie proste. Ech.

 

23 Replies to “NA LUDOWO”

  1. No, ech. A my kiedyś tam bywalismy na wakacjach w Milówce i nieopodal, w Koniakowie postawiono taką karczmę. Dla nas to była nowosć, jeszcze nie powstała siec takuich karczm i traf chciał, ze byliśmy na otwarciu i jedzenie było pyszne i tego dnia i w dni następne, placki z gulaszem, pierogi, inne, kołacze. Wszystko, jak domowe, ale z takiego domu, gdzie kobiety świetnie gotują. Mniam,. tak powinno być. majac miłe wspomnienia, już w innych górach, w takiej karczmie czekaliśmy na dania, tak długo, jak Wy, z zegarkiem w ręku, bo dzieciak miał miec posilek miedzy antybiotykami, oj oj, po półtorej godzinie, ja już dawno chciałam zebrać manatki, może dlatego, ze i ja i dzieci doczekalismy się naszych talerzy, mój mąż – no ale jak już ytyyyyle czasu robia, to juz poczekam. Zjadł w samotnosci, bo ja jednak z dzieciakami zwiałam, a mieso było i tak w środku surowe.

  2. …..ok, najlepsze placki z łososiem (lososem@kaszubski)
    “Rucola”
    adres:Sopot, Ks. Józefa Poniatowskiego 8
    w budynku Muzeum Sopotu – Willa Ernsta Claaszena
    tel: 58 551-50-46

    ….. tylko uprzedzam lojalnie, to ja się kocham
    w kelnerze !!!!!!

  3. Dawać namiary na placki w Sopot!

    Jak coś dobrego, to trzeba sie tym dzielić. A nawet jak masz prowizje od placka, to przecież nic złego, gorzej, jakbyś miała np. od wyciętej porwanemu turyście nerki.

  4. Sluchajcie, bo czytam i oczy przecieram.

    Zawoja! Byłysmy tam na wczasach jako straszne gówniary z Zebrą, w takim pięęęęęęęknym ośrodku z wielkim terenem leśnym, przez który płynęła rzeczka, na brzegu rzeczki lepiłysmy z gliny pluskwy. Ale co NAJBARDZIEj zapamiętałysmy z Zawoi to JEDZENIE! Tam bylo takie jedzenie, ze nawet w fazie niejadków sie obżerałysmy jak opętane! Pamiętam własnie placki z gotowanych ziemniaków, pieczone na blasze (albo smazone na suchej patelni), z grzybowym sosem. I pierogi z jagodami.

    A Wegierska Górka? przeciez ja tam NOGE ZŁAMAŁAM! Drugiego dnia ferii zimowych! W Zywcu mi ją składali (perfekcyjnie zresztą). Niestety kulinarnie pamiętam baranie kotlety mielone z surówką z czerwonej kapusty, przynoszone mi ze stołówki. Ale mój tatus mile wspomina, bo zawsze sie ofiarował, ze on sie poświęci, posiedzi z biednym dzieckiem leżacym w gipsie… I myk! Naprzeciwko do browaru po skrzynkę jeszcze ciepłego piwka.

  5. przez przypadek wpadłam na Twojego bloga.. i muszę przyznać, ze od kilku dni zaglądam tu codziennie. Nie będę pisała,ze masz fajny styl,ze zabawnie piszesz i takie tam, bo zapewne to wiesz ;P Jestem pod wrażeniem! Poprawia mi się humor, jak czytam Twoje dzieło:) wiec pisz proszę, pisz! 🙂 pozdrawiam

  6. przez przypadek wpadłam na Twojego bloga.. i muszę przyznać, ze od kilku dni zaglądam tu codziennie. Nie będę pisała,ze masz fajny styl,ze zabawnie piszesz i takie tam, bo zapewne to wiesz ;P Jestem pod wrażeniem! Poprawia mi się humor, jak czytam Twoje dzieło:) wiec pisz proszę, pisz! 🙂 pozdrawiam

  7. Węgierska Górka (to na południe od Sopotu), szałas “Pod Baranią”. Placki ziemniaczane, ale takie na blasze pieczone, na piecu zwykłym… Palce lizać, a że docenili to i inni, w weekend najlepiej zadzwonić i zarezerwować stolik – inaczej 3 godziny czekania. Ale i tak warto – i czekać, i nadłożyć jakieś 600 km jadąc do Sopotu…

  8. Placki ziemniaczane z żurawiną. Re-we-la-cja. Właśnie sobie w pracy pożeram. Dolewając zawzięcie olejku lawendowego do kominka, bo zapach placka, nawet ze szlachetnym dodatkiem żurawiny, to nie jest coś, co w pracy byłoby mile widziane.

  9. …. ale fajnie, że masz smaczek na tę grzeszną pyszność 🙂

    tylko….czy mogę uskuteczniać TUTAJ reklamę?
    jak myślisz, Właścicielka blogu się zgodzi?
    a jak pomyśli, że mam procent od placka? 🙂

  10. …. ale fajnie, że masz smaczek na tę grzeszną pyszność 🙂

    tylko….czy mogę uskuteczniać TUTAJ reklamę?
    jak myślisz, Właścicielka blogu się zgodzi?
    a jak pomyśli, że mam procent od placka? 🙂

  11. Najlepiej po chłopsku to zawsze dawali w Polichnie.Tylko za każdym razem(ale to nie tylko tam)trwała dyskusja,że ryba to naprawdę też mięso,że skwarki w kaszy też mięso i że nie za sos z pieczeni też dziękuję,sama kasza i buraczki zasmażane starczą:-)GŁODNA jestem!!!!

  12. Ha. to ja jestem fuksiarz.
    Mam pod bokiem jedna z najlepszych taquerii w okolicy.
    Wystroj maja nie zmieniany od 20 lat, stoliki bez obrusa i odrapane krzesla ale….

    najlepsze shrimp tacos i zupa ze shrimps na swiecie :))))
    I juz mnie tam na tyle znaja, ze jak wchodze to od drzwi pytaja, czy to samo co zawsze i zanim dojdzie do mnie kolejka, to danie juz czeka :))))

  13. Nic co tłuste nie jest mi obce, chetnie bym wpadła ale żadnym sposobem Sopot mi nie chce wypaść w drodze z roboty do domu.

    A placki z kartofla uwielbiam na wytrawnie i na słodko tez. Babcia robiła z cukrem, a z zurawiną to dopiero jest czad.

  14. …. eeeee,
    a może byś wpadła do Sopotu na pyszne p l i n c e
    z marynowanym łososiem i tłustą, kwaśną śmietaną, co ?????

    zapraszam !!!! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*