Czasami przychodzi człowiekowi weryfikować poglądy. Na przykład mi właśnie przyszło. Z uwagi na nowa płytę Doroty Miśkiewicz.
Bo ja jej nie polubiłam, wiecie. Ma cos takiego w głosie, co mi nie leży. Jakoś płasko śpiewała, na przydechu… No i o tym wilku to taka sobie była ta piosenka, umówmy się.
A teraz po prostu nie mogę się odczepić od jej nowych piosenek z „Caminho”. Dalej ma tę skrzypiącą nutę w głosie, ale jakos to schodzi na dalszy plan. Bardzo przyjemnie się słucha, a na dodatek przyklejają się i chodzą za człowiekiem te nutki. I to od pierwszego wejrzenia. Ktoś kiedyś napisał, ze ta Dorota to jest artystka, która się rozwija i będzie zaskakiwać. Niniejszym składam samokrytykę, bo jak to wtedy przeczytałam, to zrobiłam sobie pod nosem takie „Pfffff, akurat”.
(„Ten, co słowa miał pisać to zwiał”)
Generalnie to kicham, tak? Oczywiście. Nie ma jak pobyt na Kanarach w wersji „ponury Kłapouchy, wilgotny i smutny”.
I następnym razem wezmę do kanapki z Subwaya mniej papryczek jalapeno jednak.
PS. Jak mozna nazwać parówki "Paryżanki"?… Czekoladki, ciastka, bułeczki, wafelki… Ale PARÓWKI?… Wizualizujecie sobie siebie w sukience w groszki, przebiegającą most nad Sekwaną, pogryzając jednocześnie parówkę?… Bo ja na przykład nie bardzo.
bo te parówki nie są ze zwykłego toaleciaka, tylko z chusteczek higienicznych…
jestem w trakcie wizualizacji
Widziałaś: “Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale boicie się zapytać?”
Jeśli tak – to łatwiej Ci pójdzie wizualizacja 😉
Wlasnie tez sie zastanawialam, od kiedy parówki = mięso.
(Teraz wizualizuje sobie Kłamcę w Paryżu w sukience w groszki)
Sugerujesz, ze niby parowki sa z miesa?
Ja bym tak nazwał parówki sojowe. Że niby taka Francja-elegancja po linii i na bazie.
A jakbym miał własną produkcję, to bym je nazwał “Paróweczki hrabiego Barry Kenta”
Ale z drugiej strony – mięso nie tuczy. A ciastka i czekoladki owszem. A Paryżanki dbają o linię. No to może nie tak znowu nie pasuje, conie?
Do wszystkiego można dorobić teorię 😀
No tak, berlinki bardziej pasują. Nie ma to jak niemiecki wurszt.
A ten, jak ja Ci zazdroszczę tego Subwaya, naprawdę.
To posłucham Miśkiewicz. Posłucham… 🙂
odkąd glowa boli od wrzeszczących, gadających Potworów, to z muzyką (bez której zyc nie mogłam) nie jestem za Pan Brat. 😉
P.S. podobała mi się ta sugestia ubraniowa z którejś tam notki wstecz – czarna suknia i woal z pajęczyny. tez mam ochote się tak nosić i trochę próbuję. Pogoda nastraja….
P.S. Przyjaiele wrócili z tej wyspy na F, co tam wieje i zachwyceni. Dobry wybór. Kolory, pejzaże – miód.