Kupiłam sobie prześliczny szaliczek, jednego nie przewidziawszy.
Ze prześlicznośc będzie przełazić z szaliczka na wszystko, co mam na sobie, oraz na otoczenie.
Kłaki z szaliczka maja interesujący morski kolor, aczkolwiek N. się nie podobają. Zwłaszcza na jego kurtce. Malkontent.
Kot z Piekła Rodem swobodnie i bez specjalnego skrępowania wchodzi za nami do domu, siada na wycieraczce i awanturuje się. Ja mdleję, a N. planuje, co by tu kupic kotu na gwiazdkę (proponuję ze 3 sesje u egzorcysty).
Liczba zakupionych prezentów wynosi słownie jeden.
W sobote imieniny teściowej (TEŻ jeszcze nie mamy prezentu. Szukaliśmy wczoraj w Galerii Mokotów. Mój mąż jednakowoż nie znalazł nic godnego uwagi).
A poza tym to straszna nuda. Nic się nie dzieje nowego. Nic. No np. mój mąz sprowadził tysiąc win w prezencie dla swojego szefa. Nuda, nie? Albo cieknie mi z sufitu w łazience. STRASZNA nuda, już ze 3 lata cieknie. W krzyżu mnie łupie – też już było. Nuda.
A nie!
Jest cos fajnego: Płyty Marka Niedźwieckiego na 25-lecie listy.
Są kawałki, które dosłownie człowiekowi dech w piersiach zapierają. Myślałam, że ich już nigdy w życiu nie usłyszę, a tu proszę.
Od razu się przypominają czasy, kiedy człowiek siedział z gotowym do nagrywania GRUNDIGIEM z taśma STILON, ustawionym naprzeciwko radia i z palcami na czerwonym guziku, żeby wcisnąć, jak będzie jakis hit, i trzeba było pilnowac matki, żeby wtedy nie odkurzała ani nie włączała miksera (trudne to bylo, bo piątki wieczorem to akurat świetny termin na ciasto).
Albo inne skojarzenia, na przykład związane z kawałkiem „SAY YOU, SAY ME”. Otóż na studiach obracałam się w pewnym towarzystwie, które często robiło prywatki. Na prywatki przychodził jeden kolega – nazwijmy go X – typ faceta: BARDZO miły, BARDZO porządny, całkiem przystojny, za Chiny Ludowe nie mógł sobie znaleźć dziewczyny. Zatem kolega X na prywatkach głownie odpowiedzialny był za oprawe muzyczną – siedział i zmieniał płyty. I pił. Bo co mu pozostało. Jednakowoz po klilku wódkach kolegę X zaczynało rozbierać uczucie. Zawsze w tym momencie zapuszczał „SAY YOU SAY ME” i wstawał ze swojego smutnego i wilgotnego miejsca za odtwarzaczem CD, aby zagarnąć w ramiona którąś z koleżanek i wykonac na parkiecie ten utwór. Dla nas, istot żeńskich, pierwsze takty „SAY YOU, SAY ME” zawsze były sygnałem, ze trzeba zwiewać do kibla i tam się zabarykadować. W przeciwnym razie można było skończyc jako powiernica kolegi X i borykac się do końca prywatki z ogromem nieszczęść, dotykających tego skądinąd całkiem miłego faceta.
Przy czym „skądinąd” robi wielką różnicę.
A wy?
Z czym wam się kojarzą kawałki ze składanek Pana Marka?
(I kto napisze do niego maila, żeby zmienił zdjęcie na pierwszej stronie, ta dzinsowa koszula jest straszna).
dość tych rzewnych smutasów uwaga podaje linka :
http://gbm.blog.onet.pl/
Się wzruszyłam historycznie i tera bede chlipać do północy.
A teatrzyk Zielone Oko po LP3 ?
Tam usłyszałam Perfidię Łysiaka zanim ją przeczytałam i obejrzałam.
(boszzz jak ja stara jestem, buuuu)
Kurde! dopiru przed chwilą, kiedym wlazł na archiwalia listowe, zdałem
sobie sprawę, że Sylwestra ’83 zaczęliśmy przy Liście… o w mordę…
Cry just a little bit Trzęsącego się Stefanka, Słodnkiego, miłego życia Kombi, Uptown girl Billego Joela, Guns for hire AC/DC, Only for love Limhla, Adriatyk, ocean gorący Lombarda, Owner of the lonely heart Yesów, Eksplozja Maanamu, Never never comes Classix Nouveaux, Nieustanne tango Republiki i w końcu Zamki na piasku Lady Pank
(oczywiście nie lecę z pamięci, tylko z archiwaliów)
Red Box – “for america”
Lionel Richie – “hello”
Aya Rl – “Skora”
George Michael “Careless Whispers”
Gary Moore – “Still got the blues”
Dire Straits – “Brothers in arms” (chyba 100 tygodni w pierwszej trójce heh)
Kojarzą mi się z tym samym, co Tobie. :-))) Rytuał, zamykanie drzwi do pokoju i ten palec na przycisku. I wizualizowanie sobie małego studia i pana Marka, przystojenego i uroczego, jak głos. ;-))) Pierwsze muzyczne fascynacje i sympatie, no, może drugie.;-))) Nic nie pobije puszczanej w kółko Maryli Rodowicz “Małgośka”, jako kilkulatka upodobałam sobie zwłaszcza słowa “Oj, głupia ty, głupia ty”. I nic nie pobije ukochanego “Summertime” w wykonaniu wcale nie Joplin, ale Marianny Wróblewskiej, też puszczannej na okrągło. Gdy byląm dzieckiem, pierwszy raz, właśnie na Mariannie widziałam prześwitującą spódnicę. ;-))) He, he.
i było, Jaśnie Panienko, LP3Marku robić koło koszuli?
właśnie Pan Marek na antenie przeżywa krytyke 🙂
Zgodnie z zamówieniem Jaśnie Panienko – majl do LP3Marka w temacie dżymsowej koszuli:
“Witam Cię Człowieku Muzyczny
ja tam się nie chcę mięszać, ale ludzkość Cię krytykuje… bynajmniej nie za lubileuszowe płyty, bo nad tymi to się ludzkość dosłownie rozpływa
Krytykuje Cię za koszmarne zdjęcie z okładki (cyt.: “I kto napisze do niego maila, żeby zmienił zdjęcie na pierwszej stronie, ta dzinsowa
koszula jest straszna”.)
i odpowiedź jego:
“Czesc … jak dobrze, ze nie wchodze na ŻADNE fora internetowe… PopzdroMarek”
zadowolona?
he he widzę, zę wpadłam na blogi gdzie wreszcie mam podobne poglądy do kogoś 😉 i podobne spojrzenie na świat, który jest piękny.
pozdrawiam http://www.nadia.blog.onet.pl
Pamiętacie Elżbietę Mielczarek
dziewczyna z Lodzi chyba ktoś z Trójki ją znalazł.Pięknie śpiewała blusa.Może ktoś wie co się z nią stalo
a kiedys byl taki konkurs na liscie-Niedzwiecki puszczal chyba 7 fragmentow utworow i trzeba bylo zgadnac ktoz to spiewa.i raz slysze,a bluze Lee Coopera wygrala pani-jaka pani mialam wtedy 15 lat-xxxxx.czad normalnie
Brothers in arms, Dire Straits – pierwszy “narzeczony” do mnie przychodził i razem tańczyliśmy w moim pokoiku…
Limahl, Too shy – rysowałam jego (limahla) porterty ze zdjęć i sobie wieszałam. “One night in Bangkok” – napisałam w swoim pamientniczku jak mógłby wyglądać teledysk…
chiba lecą co wtorek albo czwartek jako dodatek do “dziennika” bodaj
magic, DOKŁADNIE :-)) też to pamiętam :-))
i również wspomnienia o liście mają dla mnie posmak lekko depresyjny…
skąd te płyty w ogóle macie? jako dodatek do czegoś, czy do kupienia normalnie w sklepie?
Kult, z płyty z ’87
ale na liście (chyba!) pojawiło się to dopiero po reedycji w ’93 (chyba! 😉
na pewno nazywało się toto “czarne słońca”
ech… małolaty… 3jki to ja słucham namiętnie, codziennie i niezmiennie niemal od samych początków jej powstania
jako i listę, aczkolwiek ją akurat z przerwami, bo jednak zawsze mię bliżej było do minimaxu i nagrywania płyt puszczanych przez Kaczkowskiego, co było manią, manią do tego stopnia, że jak mię radio (ruski akjean) padło, tom leciał z magnetofonem (parareporterska tesla) do kumpla, żeby przypadkiem czego nie stracić
niemniej kolekcja LP3jkowa to jest to
jak zresztą i poprzednie firmowane NieDźwiedziem (smooth jazz cafe – jakby kto nie wiedział)
chwila chwila, LP3 w piatki to byla deko pozniej, najpierw byla w soboty kiedy najlepsze filmy szly, i sie ganialo mdz ostatnia akcja w filmie a ostatnia 3 ktora puszczal w calosci.
O jeny , Trojka !
Pamietam , pamietam…
” Co tam bylo-czlowiek-moze dostol , moze…”
Ktory to rok ? Kazik czy Kult ? Byly czasy.
Z kuzynka zajadalysmy polskie zelki ( o Haribo mozna bylo marzyc ) i nagrywalysmy na MARTE cale wydania.
Ech….
🙂
Baśka, napisz jak to dokładnie w merlin.pl leci z tymi przesyłkami.
Wiesz, aki poradnik: merlin.pl dla idiotów….
Ja też mam JEDEN prezent. Za to fajny, bo już go czytałam, to wiem.
Listy trójkowe kojarzą mi się z pisaniem listów (siedziałam, słuchałam i pisałam na raz, nagrywanie zaczęło mi się zdecydowanie później, bo jako upośledzona ekonomicznie NIE MIAŁAM GRUNDIGA).
A pamiętacie numer trzy dwa łosie zero trzy dwa łosie?
Teraz mi się jeszcze przypomniało, jak na liście pełno było zespołu Pet Shop Boys. Co jeden utwór spadł, to dwa weszły. Aj low ju end ju pej maj rents! Ale to chyba w osiemdziesiątym szóstym czy siódmym. Wtedy już miałam magnetofon. Unitra Diora. Ze niby od Diora? Ale nie nagrywałam chłopców z zoologicznego, tylko zostawiałam sobie taśmy na audycje Kaczkowskiego.
że to straszna gaduła i nie umiał trzymać gęby na kłótkę, tylko się wcinał w końcówkę kawałka i całe nagranie do kitu było
te płyty działają na mnie lekko depresyjnie. tzn. nie ich zawartość, bo ta jest czasami zajebista, ale skojarzenia, jakie się z nimi wiążą.
a przede wszystkim fakt, że uprzytomniają nam jacy jesteśmy… ciągle młodzi 😉
siedzimy, ktoś ogląda okładkę i raz po raz rozlega się okrzyk: “kurwa! to to było już dwadzieścia dwa lata temu?! a ja to pamiętam jak wczoraj!”
pocieszamy się, że jeszcze nie jest źle, dopóki przy tym wszystkim pamiętamy co jedliśmy dziś rano na śniadanie, ale i to może się niebawem zmienić.
a właściwie… co ja dziś jadłem na śniadanie?
nie będę mogła spać w nocy myśląc, że może OTARŁAM SIĘ O CIEBIE W GM. 😉
ale te składanki to okrutna kicha, za młoda jestem, z lat 1981-1985 pamiętam bebiko i włodzimierza ilijicza lenina [czytałam jego książki do góry nogami, miał takie rozumne spojrzenie!]