ZIMNO, CHOLERA PANIE!

Nie ma jak w poniedziałek z rana audycik z zaskoczenia. Naprawde. Posiedziałam sobie do pierwszej i od razu nabralam nowej perspektywy – już sobie chciałam ponarzekac, pomarudzic… A teraz już nie chce marudzic, tylko ucałować stopy sily wyższej, która pozwolila mi stamtąd ZWIAĆ, choc nie powiem, chwilami było interesująco, bo zaczynala się robic swojska atmosfera arabskiego bazaru.

Z nowości – to bylam w Paryżu. Pierwszy raz w zyciu. Jakos do tej pory się omijaliśmy. Po pierwsze – BYŁO ZIMNO, co uwazam za wyjatkowe świństwo. Po drugie, pod wieza Ajfla biegają SZCZURY. TAK, SZCZURY – luzem. Sterczałam tam o 1 w nocy czekając na zapalenie światełek (o pelnej godzinie zapalają miliard światełek i przez dziesięć minut wieza migocze), patrze, cos biegnie niedużego… Wydarlam się – O PIESEK, PIESEK!… Niestety, nie był to piesek, co zostalo mi uswiadomione z cala brutalnością. A FUJ.

Po trzecie, mamy piekna ambasade. Najpiekniejsza ze wszystkich polskich ambasad na swiecie. Zostalo mi to powiedziane chyba jakies 60 razy podczas lanczu w tejże. Na lancz był 15 metrowy stol obstawiony tacami czegos, czego Joey NIGDY by nie uznal za jadalne. Tartinki, mikrobułeczki, ptysie wielkości paznokcia, plasterki ogorka z kapka śmietany i pasemkiem wedzonego łososia… Osobiście bylam zachwycona (moi koledzy mieli dosc wyciągnięte miny, chyba liczyli na jakis kotlet) i zrobiłam ze cztery tournee dookoła stolu, za każdym razem niezobowiazujaco cumując przy tym koncu, gdzie dolewano wina, i za każdym razem dopadał mnie tam ktorys z wypomadowanych sekretarzy, atasze lub radcow „CZY SLYSZALA PANI, iż nasza ambasada uważana jest za najpiękniejszą z polskich ambasad NA CAŁYM ŚWIECIE?…” – i wyczekująco patrzył mi w oczy. DOPRAWDY! Zaledwie szesnaście razy w ciagu ostatnich dziesięciu minut, ale to TAAAAKIE fascynujące.

No dobra, czepiam się. Jest bardzo piekna, acz jak na moje gusta troche zbyt rokokoko. Stiuki, zlocenia, kryształowe lustra, fortepiany, marmury i plafony; nasz Zamek Królewski przy tym to kurnik.

W sobote nachodziłam się jak pies, do dzis mnie bolą kosci, ostatni raz tyle przeszlam w jeden dzien chyba na wycieczce w liceum, kiedy zagnali mnie na Chojnik. Oczywiście, nie miałam mapy (bo i po co), wiec szlam troche na duszę, jednym okiem pilnując Sekwany, żeby mi się zbytnio nie oddalila. Żeby było smieszniej, co chwile podbiegala do mnie jakas wycieczka, pytac o drogę.

Zdecydowanie najmniej podobalo mi się lotnisko de Gaulle – ohydny betonowy bunkier, zbudowany na przekor wszelkim możliwym zasadom estetyki i logiki, według jednego z kolegow – świadectwo CAŁKOWITEGO upadku cywilizacji oraz zgnilizny Francji jako takiej. Twierdzi on, ze za 20 lat Francje czeka los Pompejów, a dopiero na jej zgliszczach i popiołach ma szanse zakiełkować jakie zycie obdarzone rozumem. Po lotnisku de Gaulle zgadzam się z nim całkowicie.

Wracam i co?…
Misiek Wiśniewski rzucil Mandaryne!
CZY JA JUŻ NAPRAWDE NIE MOGĘ SIĘ RUSZYC z tego kraju, żeby jakas komorka spoleczna się nie rozpadla?…
I dlaczego jest tak zimno, do jasnej cholery! Przymrozek był rano na szybie!
I nie mam butków!
I mąż mnie pędzi do robót ziemnych („Proszę, kochanie, okop winogrona, zanim zmieciesz liscie z tarasu”) – chyba już mnie nie kocha!…

Ech!… Ide zobaczyc, co nowego w Merlinie, bo naprawde!…

5 Replies to “ZIMNO, CHOLERA PANIE!”

  1. hm, no rodowita francuska to: chudzina, ciemne włosy, podkrązone oczy, ciągle kopci….. – tak opisuje typową paryżankę koleżanka pół-polka-pół-francuska 😉

  2. ja ci pozyczylam, zeby Cie Ich Troje nie straszylo, a tu zaraz po powrocie z wielkiego swiata Cie postraszylo… kurna, alem trafila z tym zyczeniem :))

  3. Ja wlasnie tez wrocilam z tego Parysza jak ja bylam to BYLO CIEPLO.Znaczy bylam grzeczniejsza w tym roku. Chociaz to ty widzialas szczury. Szczesciara!

  4. Ano rzucil, rzucil… I to dla menadżerki swojej! (ktora tak na marginesie jest sobowtorem Mandaryny). Czytajcie Fakt, tak wszystko jest: co i jak i dlaczego 😉 Pozdrawiam

  5. słowem wyglądałaś na rodowitą paryżankę, czego gratuluję. a swoją drogą ja nigdzie nie wyjeżdżałam, a od ciebie się dowiaduję niusu miesiąca: MW rzucił Mandarynę! o matko kochana!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*