No dobrze – już po wszystkim, następne bliskie spotkanie oko w oko z białą kiełbasą za rok (około za rok, nie rozumiem idei świąt ruchomych i nie jestem zwolenniczką). Jakoś ani za białą kiełbasą, ani za żurkiem nie przepadam – i tu się kłania rozbieżność upodobań w małżeństwie, bo N. mógłby żurek na śniadanie, obiad i wyrwany ze snu w nocy. A ja nie dość, że zupy nie za bardzo, to żurek podwójnie nie za bardzo.
Bardzo interesujące rozmowy były z moimi koleżankami i rodziną na temat proszków na nadciśnienie. Okazuje się albowiem, że teraz dość popularnym hobby lekarzy jest wypisywanie wszystkim, a kobietom w naszym wieku zwłaszcza, tabletek na nadciśnienie. A później się zaczynają przygody – niektóre zeznają, że miały takiego kręćka, że dwa tygodnie starały się z domu nie wychodzić. Bywa i tak, że się zemdleje w okolicach Biedronki (i okazuje się, że ludzka znieczulica to jest nieprawda i się nawiązuje więzi społeczne zapoznając nieoczekiwanie sąsiadkę z klatki obok). Albo na cmentarzu – gdyby mnie ktoś spytał o zdanie, to jakoś bardziej romantycznie i malowniczo jest zemdleć na cmentarzu, niż przy Biedronce, no ale co kto lubi. Moja ciotka oczywiście dołożyła swoją opowieść, jak to miała tabletki które jej pomagały, to jej lekarka zmieniła na nowsze i lepsze, po których ona w ogóle nie mogła z łóżka wstać. No to nie wiem, o co chodzi z tym nadciśnieniem i czy to kolejny spisek farmaceutyczny – na wszelki wypadek nie dam sobie nic wypisać, bo ja w normalnych okolicznościach zwisam z mebli, a jak mi jeszcze obniżą te resztki ciśnienia, co je mam, to nie wiem co będzie.
A wczoraj byliśmy na wycieczce nad rzeką i Mangusta się wpakowała do Rawki i bardzo jej się podobało. Coś takiego, myślałam, że nie lubi wody. Musiałam ją później wykąpać oczywiście. A to, ile jest śmieci na brzegu rzeki przy kąpielisku – a nawet jeszcze się nie zaczął sezon – to osobna historia. Ludzie to najgorsze, co się mogło temu światu przytrafić.
A poza tym właśnie wyszła książka, do przetłumaczenia której namówiła mnie koleżanka (w zasadzie wysłała mi pliki i polecenie, niespecjalnie się patyczkowała, ale było fajnie). Trochę a propos dyskusji, czy w MOIM WIEKU jeszcze człowiek może coś zrobić pierwszy raz – no to właśnie jest mój debiut w roli tłumacza. O przepraszam – TŁUMACZKI. (Chociaż dawno, dawno temu tłumaczyłam akty prawne UE do screeningu, ale to były mało wciągające teksty).

A teraz, jak czytam, czeka nas załamanie pogody i światowej gospodarki. Czyli – w zasadzie – nic nowego pod słońcem.
Gratulacje! Zaraz wrzucam do koszyka, mam nadzieję, że jest ebook.
Żurek mogę zjeść za Ciebie, zawsze i wszędzie!
Naprawdę pierwszy raz ?! Jak to miło , mnie, wypalonej, czytać o czyimś nowym wyzwaniu … też mam ochotę na nowe rzeczy, lecz te stare silnie trzymają
Serdeczne gratulacje!
Gratuluję! I idę szukać w księgarni.
Gratulacje. no to przeczytam 🙂
Gratulacje tłumaczeniowe! A polecasz pozycję?
No pewnie, że polecam!
O karierze kobiet, ale w dość nieoczywistym ujęciu.
Wow, gratulacje!