O TYM, ŻE NADAL PONURO

Gdyby styczeń zachowywał się przyzwoicie, tobym na niego nie narzekała – ale jest beznadziejny. Przez cały weekend padał śnieg, więc byliśmy zapuszkowani w domu – Mangusta nawet po krótkim spacerku wracała oblepiona kulkami śniegu i zniesmaczona sytuacją. Moją miłość do śniegu wszyscy znają, więc chyba nie muszę cytować swoich wypowiedzi, bo w internetach i tak już jest za dużo przemocy i wulgaryzmów. W dodatku w skrzynce na listy były cudze rachunki oraz zjadłam przeterminowanego camemberta, ale przeżyłam, a nawet nic mi się nie stało. Na przyszłość – patrzeć na opakowanie przed spożyciem albo w ogóle nie patrzeć.

Z plusów – jest już „The Pitt”, na razie dwa odcinki, z czego obejrzałam jeden – jest OK. Dziwnie tylko, że do Cartera nie mówią Carter (ale to też da się wyjaśnić, po prostu nie chciał być rozpoznawalny i zmienił nazwisko). Dwa momenty mnie lekko obezwładniły – jeden to składanie złamanej nogi (musiałam wyłączyć na kilka minut, bo zdecydowanie ZBYT DOSŁOWNIE pokazane), a drugi, to jak pani z zarządu czy tam innego HR przyszła opierdolić Cartera, że ma za niski wskaźnik satysfakcji pacjentów. Tylko 14 procent poleciłoby ich szpital – po czym z rozmowy dowiadujemy się, że nie ma wolnych łóżek, nie ma personelu na oddziałach, poczekalnia SOR jest przepełniona i czeka się minimum osiem godzin – czyli jakby nie wyrabiają się z aktualną liczbą bieżących pacjentów. Więc trochę nie rozumiem, za co ona go objeżdża – po co im kolejni? No ale w starym ER też był zawsze konflikt na linii pracownicy – idioci z zarządu, więc może to taki wątek sentymentalny. Może nielogiczny, ale co w dzisiejszych czasach jest logiczne.

Zastanawiam się, czy sobie nie postanowić noworoczne, że w pierwszej kolejności czytam książki, które leżą na stercie „do przeczytania”, zanim kupię następne. Ale nie wiem, czy to nie jest z góry skazane na porażkę, Hm, no nie wiem, jeszcze to sobie przemyślę (a zanim skończę myśleć i dojdę do jakiegoś wniosku, to będzie sierpień, wiem). Bo na przykład pomyślałam, żeby tak koniec z konsumpcjonizmem – po czym następnego dnia nabyłam sportowe trampki w Desigualu, bo przecenili o połowę i jeszcze przysłali mi rabat. Na swoje usprawiedliwienie mam, że właśnie wywaliłam jedne takie, co mi uszkodziły paznokieć na dużym palcu (niektóre sportowe buty są bardzo niewygodne w czubkach – no ale w ogóle sport jest bardzo niewygodny). 

Natomiast N. od nowego roku SPRZĄTA. Przeczytałam mu złotą myśl „Porządek bierze się z wyrzucania” i bardzo mu się spodobało oraz wziął sobie do serca i robi porządki od góry do dołu, z czego Mangusta jest bardzo zadowolona, bo ciągle coś mu kradnie i nosi w pysku, a ja mniej, bo muszę asystować – a to ze ścierką, a to z workiem na papier, a to znowu coś. A na dodatek zamienił (siekierkę na kijek) orbitreka na BIEŻNIĘ. Ho, ho! Trochę szkoda, bo na orbitreku fajnie się wieszało ręczniki i torby. Nawet weszłam na tę całą bieżnię, wszystko spoko, tylko przy schodzeniu mam taką śrubę, ale to TAK mi się w głowie kręci, jakbym wróciła z rejsu pełnomorskiego. Zebra mówi, że to po którymś razie przechodzi. No nie wiem.

Czytam nowy kryminał z Jacksonem Brodie. A nowy Cormoran Strike podobno dopiero we wrześniu! Boga w sercu nie mają, żeby tak się nad człowiekiem znęcać; we wrześniu to już będą bombki i kolędy w sklepach.

O, dostałam właśnie pierwszy alert RCB w tym roku! Gołoledź, marznący deszcz i utrudnienia komunikacyjne. Słyszysz, Mangusta? Znowu nici ze spacerku.

O TYM, ŻE W DOLNEJ GRANICY NORMY

Procedura przechodzenia w tak zwany Nowy Rok odbyła się bez zakłóceń, w końcu mam już wielo, witeeeeloletnią praktykę. Nie daliśmy się wyciągnąć z domu, zrobiłam absolutnie przepyszne chilli, o północy łyczek szampana (kwaśny, ja już nie polubię szampana, trudno) i spać. W miejscowe relacje międzyludzkie wkradły się pasemka chłodu, ponieważ sąsiad rąbał fajerwerkami zarówno w noc sylwestrową, jak i dwa dni później, żeby pokazać wnuczętom. Mangusta na szczęście się nie boi, ale ja się wkurwiam.

No i tak weszłam w kolejny rok kalendarzowy z wielkim tyłkiem i bez żadnych postanowień. Nie wiem, co postanowić, czekam na olśnienie, jak w zeszłym roku z drożdżówka. 

A w ogóle to w Sylwestra oglądaliśmy pierwszą część cyklu „Equalizer” z Denzelem Washingtonem, który N. odkrył. Ja to już jestem za stara na taką konwencję,  w której zatroskany Denzel, co nosi w kieszeni torebkę herbaty i czyta książki – znienacka wyrzyna w pień pół ruskiej mafii i nawet mu powieka nie drgnie, w dodatku z nastawionym stoperem w zegarku, żeby sprawdzić, czy nadal jest w formie. I wszyscy go poklepują po plecach i mówią mu, jaki jest fajny, spoko gość i że zmarła żona na pewno jest z niego bardzo dumna. Z drugiej strony, Denzel właśnie dostał medal od Prezydenta USA, więc co ja tam wiem. Dobra wiadomość jest taka, że trzy części dostępne na HBO już za nami (uff). Zła wiadomość – że podobno kręcą dwie następne.

A w niedzielę N. pyta mnie „Dobrze się czujesz?”. I już miałam mu odpowiedzieć, że nie, niedobrze, bo mam styczniowego doła, nadal jestem w żałobie, na świecie kataklizm za kataklizmem, społeczeństwo idiocieje, ludzie zachowują się jak kretyni i w dodatku brzydko pachną w kolejkach do kasy i żadnej nadziei znikąd. Ale okazało się, że chodzi mu o to, że oglądam „Gnijącą pannę młodą” – no owszem, oglądałam, bo uwielbiam. A moje troski zostały we mnie w środku.

O właśnie, znowu trzeba zapłacić za wywóz śmieci. Niektórzy oburzeni, że od nowego roku trzeba jeździć do PSZOK z dziurawą skarpetką, bo jak się wyrzuci normalnie do kosza, to śmierć i tortury. Oczywiście najprościej byłoby mieć wystawione kontenery na odzież, ale wiadomo, co nasze kochane społeczeństwo robi z kontenerami na odzież (nie wiem, czy w całym kraju są regularnie patroszone i ta odzież wala się w promieniu pół kilometra, czy tylko w mojej okolicy). i z tego powodu u nas wszystko musi być od dupy strony i nie możemy mieć ładnych rzeczy.

Jak widać powyżej – styczeń nie nastraja mnie optymistycznie, no ale nigdy nie nastrajał. Idę porobić coś manualnie, szafkę z garami posprzątam albo co, to zawsze jest dobre na zmartwienia, plus – może Kosmos mnie natchnie jakimś realistycznym postanowieniem noworocznym.

PS. Dziesiątego stycznia trzeci sezon Machos Alfa! To fajnie, stęskniłam się za tymi głupkami.