Od zeszłego czwartku prowadzimy koczowniczy tryb życia we własnym domu i już po kwadransie byłam pewna, że ja się do czegoś takiego NIE NADAJĘ. Zrobiłam się stara, wygodna i wieczorem chcę wejść do własnej sypialni, jebnąć za sobą drzwiami i położyć się na łóżku – a nie bytować półgębkiem na kanapie. Choćby nawet wygodnej. Tak to ja mogę w trybie wakacyjnym albo na imprezach – bez upijania się to nie jest zabawne.
W ogóle na razie mam wrażenie, że nic tylko przepychamy bajzel z pokoju do pokoju, a on NARASTA. I jestem przerażona ilością rzeczy, jakie zgromadziłam (kiedy? a przede wszystkim – PO CO?). I chyba nawet nie jesteśmy w połowie, a ja już bym najchętniej spędzała czas pod pianinem w pozycji embrionalnej. Nawet miałam już myśli o upieczeniu ciasta na piwie Guiness, a spontaniczne pieczenie ciasta bez okazji zdarza się u mnie zasadniczo nigdy – chyba że mam banany w brązowe kropki.
Jedyne co mi się udało ostatnio, to wytresowanie fejsbuka, żeby przestał pokazywać mi filmy o dekorowaniu tortów – zamiast tego wyświetla mi teraz NIETOPERZE. To znaczy, głównie z miejsc, w których opiekują się nietoperzami – chorymi, rannymi albo starymi. Nie miałam pojęcia, że nietoperze mogą żyć po trzydzieści lat – w jednej ochronce w Australii mają 33 – letniego seniora, który już nie lata, więc go noszą w podniesionej ręce po całym lokalu, żeby sobie pomachał skrzydłami i myślał, że lata. Nietoperze są przesłodkie, zwłaszcza kiedy jedzą – mają tyle entuzjazmu przy jedzeniu, zupełnie jak jamniki (mój osobisty jamnik wydaje przy misce odgłosy typu „ferma prosiąt” i rozczula mnie to). Gapię się na te nietoperze, żeby chociaż na chwilę zapomnieć, że całe piętro naszego domu jest JEDNĄ WIELKĄ PROWIZORKĄ, zabałaganioną i pokrytą gipsowym pyłem. I że wychodzenie spod prysznica grozi złamaniem otwartym, albowiem dywaniki łazienkowe zachowują się zgodnie z zasadą nieoznaczoności Heisenberga, to znaczy nie wiadomo gdzie aktualnie przebywają.
O, i jeszcze Onet straszy – „Kolejna śnieżyca uderzy w Polskę. Czeka nas dynamiczny weekend w pogodzie”. Nie ma ta biedna Polska szczęścia do rządzących i do pogody, no nie ma. Niby Norylsk ma gorzej – i to w obu dyscyplinach – ale jakoś mnie to nie pociesza.