BARDZO PRACUJACA SRODA

Klimatyzator mi dmucha w plecy, nerki sobie przeziębię jak nic. A było tak pieknie – wyłączyłam klimatyzacje w swoim pokoju od razu po wprowadzeniu się doń. I było dobrze.

Było dobrze, ale przyszli fachowcy, i zrobili LEPIEJ.

Wczoraj przyszli, chwile pomajstrowali przy jakiejs rurce i niemy i nieżywy klimatyzator zaczal BUCZEĆ.

Na moje nieśmiałe protesty panowie oświadczyli „My tylko wode odkręcamy”. Na moje śmielsze i upierdliwsze protesty (no bo będzie mi buczec ta cholera za pecami caly dzien?) panowie poinformowali mnie, ze w ich kompetencjach znajduja się tylko i wyłącznie ZAWORY POD KLIMATYZATORAMI (nawet mi zademonstrowali ów zawór), natomiast JA domagam się od nich usługi związanej z WŁĄCZNIKIEM KLIMATYZACJI (takie biale pokrętło na scianie). A to już zupełnie, ale to zupełnie inna bajka i inni panowie w kombinezonach ZUPEŁNIE innego koloru sprawuja piecze nad tymi oto pokrętłami.

I nie, panowie od zaworow nie mogą mnie skontaktowac z panami od pokręteł. To tez nie lezy w zakresie ich obowiązków.

Wychodząc, panowie potwierdzili także moja smiala teze, zwiazana z nieczynnym gniazdkiem koloru białego. Okazalo się, ze słusznie się domyślam, ze gniazdkiem koloru białego opiekuje się jeszcze inna ekipa, nie zajmujaca się ani zaworami, ani pokrętłami. Nie należy jednak popelnic bledu i skontatkowac się z ekipa sprawujaca nadzor nad gniazdkami koloru CZERWONEGO oznaczonymi symbolem DATA – bo oni również z białym gniazdkiem elektrycznym nic wspornego nie maja.

Dobrze, ze chociaz pan od telefonu okazal się calkiem sympatyczny. Na szczescie zajmuje się i sluchawka telefonu, i guzikami, i wyświetlaczem, a nawet kabelkiem łączącym telefon z gniazdkiem. Co za ulga.

BUT SERIOUSLY, FOLKS

Moda damska na korytarzach – co wyjde, to mijam:
– biodrowki zawieszone nie wiem na czym, ale nie na biodrach, bo anatomicznie niemożliwe jest posiadanie bioder w polowie ud;
– świeży przegląd pępków damskich z bogata kolekcja biżuterii dopepkowej;
– gole damskie plecy (bluzki – kamizelki, wiązane na jeden sznurek dookoła szyi, ograniczające się z tylu do sznurowadla, z przodu zreszta prawie tez);
– nagie damskie ramiona;
– najnowsze linie tematyczne kolekcji stringow firm Key, Atlantic oraz (rzadziej) H&M;

Wśród tkanin zdecydowanie preferowane w tym sezonie są:
– groszki, groszki wszedzie i groszki na wszystkim;
– obcisla jak guma lycra w kolorach wscieklorozowym i seledynowym;
– cekiny, piora i skora węża;
– dżins naszywany cekinami, koronką, piórami, skórą węża oraz z wszytymi lusterkami;

Z dodatkow bezwzględnie klapki ze szpicem lub sandaly na 40-cm koturnie uplecionym ze slomy.

A ja się zastanawiam, czy mogę przyjść do pracy w bojowkach, w piątek. Rozumiem – gdybym np. rozważała przyjscie w bikini zrobionym wyłącznie ze szklanych paciorkow i strusiego puchu, to mogłabym się wydawac ubrana nieco ekscentrycznie, chociaż tez bez przesady, bo wlasnie korytarzem przemknęła jakas pani w plastikowej śnieżnobiałej spodnicy na suwak, topie (a może to był naszyjnik?) z czarnej swiecacej łuski, całość polaczona w talii metalowa obręczą.

Chyba się przejde na piate pietro, może uda mi się wyczaic jakies terytorialne zróżnicowanie albo co. Żeby było jasne – moja się nie czepiac, moja się swietnie bawic i podziwiac fantazje koleżanek.

KAMELEON TO ZWIERZ, KTÓRY…

Rozmawiaja dwie zaby:
– Tyyy, widzialas? Jak ten Francuz sie gapil na moje nogi?…

Dostalam kostium mandaryna. Zenskiego (czyli mandarynki?). I naszyjnik z prawdziwych perel. No ja nie wiem, straszna rozpusta. Jedna pani przed wojna miala prawdziwe perly, to w nich spala. Cholera jasna, strasznie mi bedzie niewygodnie.

Ide przejrzec 129874356 maili od Pepseego.

COFFEE BREAK

No wiec: od rana bardzo smiesznie. Na spotkaniach panie z dużymi biustami i ja. Biusty dodaja im dostojeństwa oraz, z uwagi na zagarniecie sporego kawalka przestrzeni, poczucie opanowania większego terytorium. Takie Malwiny Falklandy 😉 (w odróżnieniu od Matyldy de la Mole).

W domu chodze spac o… nie przyznam się. Powiem tylko, ze wczorajszy SMS od mojego szefa wyslany o 21.36 WYRWAL MNIE ZE SNU. Takiego pierwszego podrzemywania, ale zawsze.

Porządek musze zrobic w lodowce, bo salatka jarzynowa z soboty zaczyna do mnie przemawiac ludzkim glosem, jak siegam po Almette. Wczoraj mi obiecywala, ze jak nie wywale jej do kibla, to spełni moje trzy zyczenia.

Od soboty co jakis czas przypomina mi się kawal o mówiącym słoniu. Co mi się przypomni, co slon powiedział, zaczynam rechotac. Dziekuje ci, Motyl. Tego mi jeszcze tylko brakuje do imydzu: niekontrolowanych napadow glupawki.

HOUSTON WZNAWIAMY TRANSMISJE

No i ten.
Balagan chwilowo. Jest.
Straszny telefon mam na biurku, troche się go boje. Duzy, czarny i grozny i na mnie ŁYPIE.

N. dzwonil z Chin (tak, z CHIN): „Kochanie, wiem już czego nie wziąłem. KRAWATOW” (osobiście – BRAWO) oraz „Kochanie jadlem kaczke, przysiegam, TO BYŁA KACZKA” (ma zapowiedziane, ze JAK ZJE PSA, to może się w domu NIE POKAZYWAC).

Mój ukochany szię dorobil się po ostrzyżeniu wdzięcznej ksywy „GOŁODUPIEC”.

Aha! A z okien mojego nowego gabinetu mam widok na SIŁOWNIĘ.
Tak – NA SIŁOWNIĘ. Hehe.

To by rozwiązywało kwestię sportów.

FFFFFFF

Już mi się nawet nie chce narzekac na pogode.

Przewialo mnie, jak leciałam w ten najgorszy wicher i huragan na Babkę (żeby to chociaż NA BABKI!…). Zatem, od wczoraj się trzese i zazywam Tabcin. Po Tabcinie nadal się trzese oraz jestem ZDRETWIALA. Jakbym była uwieziona w igloo, tylko ze to igloo jest we mnie, w srodku.

Nie chce mi się narzekac na pogode, no kurwa, ile można.

TĄ DE SZIĘ

No wiec…

Wczoraj przywital nas wieczorem ostrzyżony piesek…
Nawet niebrzydki…

TYLKO, ZE TO NIE JEST MELA.

Najtrafniej to ujal N.: „Ladny piesek, ale STRACIL KLIMAT”.

No nic. Troche się nie mogę pozbierac.

Mam nadzieje, ze jej to wszystko ODROSNIE, i wtedy JUŻ NIGDY WIECEJ ZADNYCH FRYZJEROW.

Z dawnej Meli zostaly tylko oczy, ale w obcej twarzy. Gdzie mój sliczny, latajacy dywan?…

BIEDNA MAŁA MELA

Ludzie to jednak są NIENORMALNI, wlasnie doszlam do tego wniosku. NIENORMALNI.

Melę nam się zachciało ostrzyc.

Dla mnie ona jest NAJPIEKNIEJSZA NA SWIECIE, nawet, jeśli troche wyglada jak sfilcowany dywan. Fakt, ciut jej tych klakow ostatnio sporo wyrosło i kudlą się niemożliwie; biedulce robia się filcowe kołtuny pod pachami, na grzbiecie nosi pozbierany w ogrodku zielnik polski, ale DLA MNIE JEST NAJPIEKNIEJSZA, tak?

Ale ta zmora, Zebra na mnie nawrzeszczała ostatnio. Ze jak to wyglada, jak pies idzie do weterynarza z wlokącą się za nim pol metra SŁOMĄ. I ze jej w tym niewygodnie i jako kobieta na pewno by chciala WYGLĄDAĆ, a nie jak ta bura scierka.

No dobrze. Stwierdziłam, ze się zgodze na tego fryzjera, JEŚLI dostane potwierdzenie od weterynarza, ze MOŻNA. Od weterynarza – cudotwórcy, który dokonuje niesamowitej sztuki obcięcia Melanii paznokci BEZ postawienia na nogi polowy miasta, a trzymający wychodzi z tego BEZ podrapanej twarzy, rak i PLECOW (tak, PLECOW – nie wiem, JAK, ale PLECY tez Melania potrafi człowiekowi podrapac przy obcinaniu jej paznokci).

Pozwolil. Nawet dal telefon do fryzjerki psiej.

Kobitka się umówiła, ze przyjedzie po pacjentke rano (swoim samochodem) i odda ja po dokonaniu calej operacji – czyli fryzura i pranie. Podobno tak się robi – bo pies bez właściciela mniej histeryzuje.

Operacja „Pies jak nowy” ma miejsce DZIS.

Od rana mnie boli serce. Co ta psina sobie pomysli, jak obca baba ja zabierze z jej wlasnego, rodzonego domu i będzie się nad nia pastwic? Umrze na zawal, ona jest TAKA wrazliwa. Co ja najlepszego narobiłam! Niechby sobie nosila na sobie te chochoły i patyki, o wielkie mi co.

A jak ją skaleczy?
A jak ją nafaszeruje relanium?
A jak nam odda INNEGO PSA, bo Mela jej umrze na stole zabiegowym?…

Z ostatniej chwili: wlasnie Mela pojechala. Pani fryzjerka przyjechala, porozmawiala z Mela chwile i zaprosila ja do samochodu, a ta wsiadla grzecznie i odjechaly.

Boze, Boze, zajmijcie mnie czyms do poludnia.

TA NOTKA W CALOSCI DEDYKOWANA JEST HANIUCIE

Drogi Pamiętniku, wstalam dzis rano z lozka, umylam się nieco (choc bez przesady) i udalam do pracy.

A chciałabym żeby było tak:

10.00
Dzien Dobry, Swiecie. Może kawki?
(Świat przynosi kawke do łóżka wraz z czekoladowym kruasantem oraz najnowsza Gretkowska).

11.00
Calkiem niezla ta Gretkowska. Dolewka kawki.

12.00
Myje zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje ten ma kłopoty (np. z Urzędem Skarbowym. Tak tak, to dowiedzione. Zmowa dentystów).

13.00
Może maly lancz? E, może jednak się np. zdrzemnę.

15.00
O, już trzecia.

16.00
A nawet czwarta.

17.00
Kurcze, już piata. Jak ten czas leci.

18.00
N. wraca z pracy i zabiera mnie na kolacje do hiszpańskiej restauracji lub na sushi lub po prostu przywozi mi pudelko kurczaka z KFC.

20.00
Oglądamy jakis mily, nastrojowy film z gatunku KINO RODZINNE – na przykład, „Kill BIll”, „A.I.” albo ten film co Bruce Willi gra bylego ochroniarza Prezydenta Stanow Zjednoczonych i prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa prostytutki, film z wartościami, mimo, ze leja się po mordach az tylko, to chodzi o to, żeby na tle wszechobecnej PRZEMOCY pokazac GLEBIE tkwiaca w Brusie Willisie (chyba).

22.00
Do wanny z ksiazka i spac.

No to tak bym to mniej wiecej widziala.
Ktos przeciw?…