Jaka wielkość noża, hm. Myślę, że wystarczyłby mi nożyk do obierania owoców i mimo, że jestem leniem potężnego kalibru, to chwilowo spokojnie przerobiłabym nim wieloryba na gulasz.
Szczypawka wygląda jak piesek z “Frankenweenie” (kto oglądał? Ja od wypadku Sparky’ego do końca ryczałam, więc nie wiem, czy się liczy), ma codzienne wizyty na zastrzyle z antybiotyków i środków przeciwbólowych i teraz jeszcze mam jej to przemywać. Z przetoki się sączy, no po prostu “Ostry Dyżur” i turpizm pełną paszczęką. Przy czym ja się trzęsę, a psa interesuje głównie najlepsza wołowinka, którą pan zakupił i gotuje po kawalątku i ją karmi jak małego sępa (bo aha, nie wspomniałam, miała usuwane dwa wyłamane ząbki i było podejrzenie złamania żuchwy).
Ale jakby przyszli spryskać łazienkę i kuchnię luminolem, to byłoby jak w niezłym horrorze. Zaprawdę widok psa zamienionego w krwawy ochłapek i męża, który wygląda jakby wyjadał wnętrzności żywemu tygrysowi tygrysowi – bo nawet okulary miał we krwi i strzępach – to jest AKURAT TAKI widok, jaki każdy chce mieć pod powiekami na zakończenie roku. NES PA?… (Jego mać).
Drogi Pamiętniczku! Czy oszaleję?… (Ale kilogramów poświątecznych ubywa, że hej, bo kto tam ma czas i ochotę na jedzenie).